Podstawowy cel: utrzymać się w elicie


M.in. o: minionym sezonie 2016, okresie transferowym, przyszłorocznych celach Włókniarza Częstochowa, nowym trenerze, licencji na starty w PGE Ekstralidze i środkach na promocję miasta poprzez sport rozmawiamy z prezesem częstochowskiego klubu, Michałem Świącikiem.

Tegoroczny sezon w NPLŻ Włókniarz Częstochowa zakończył na trzecim miejscu. Wynik ten chyba uznać za bardzo dobry. Tym bardziej, że, co zresztą nie jeden raz Pan podkreślał, Waszym pierwotnym celem było spokojne utrzymanie się na pierwszoligowym szczeblu.

– Na pewno tak. Pierwotne założenia były takie, że jedziemy w 2. Lidze. Jednak sytuacja, za sprawą wycofania się kilku drużyn z rozgrywek, tak zmieniła się, że połączono pierwszą i drugą ligę, w związku z czym wystartowaliśmy w Nice Polskiej Lidze Żużlowej. Nasze założenie było takie, żeby spokojnie dojechać do końca sezonu, żeby ten pierwszy rok po odbudowaniu żużla w Częstochowie był okresem utrwalenia pozycji Włókniarza na rynku. Apetyty zawodników, kibiców, nas wszystkich dookoła wzrastały z meczu na mecz. Zawodnicy zaczęli się rozjeżdżać i zaczęło to fajnie wyglądać. Poszliśmy za ciosem, walczyliśmy do końca. Efektem tej pracy była trzecia pozycja w Nice Polskiej Lidze Żużlowej. Jak się okazało w ostatecznym rozrachunku, było to miejsce premiowane awansem do Ekstraligi.

Z czyjej postawy był Pan najbardziej zadowolony? A kto Pańskim zdaniem najbardziej zawiódł?

– To jest sport i nie można mówić, że ktoś zawiódł lub nie zawiódł, bo można w ten sposób urazić czy dotknąć głęboko zawodnika bądź zawodniczkę, w zależności od dyscypliny sportu. Wiele czynników składa się na wynik sportowy. Ja ogólnie jestem zadowolony z drużyny, dlatego że zajęliśmy trzecie miejsce i każdy dołożył do tego swoją cegiełkę. Doceniam postawę również takich zawodników, którzy mieli mniej okazji zaprezentowania się w meczach ligowych. Tak jak mówię, uważam, że każdy zawodnik miał swój wkład w ten ostateczny wynik, czy to Sebastian Ułamek czy np. Mateusz Borowicz. Wszyscy zawodnicy zasługują na pochwałę.

Kilka dni po zakończeniu ligowych rozgrywek otrzymaliście zaproszenie do startu w PGE Ekstralidze, po tym jak z tej możliwości nie skorzystali zwycięzca pierwszej, ligi Lokomotiv Daugavpils, z powodów regulaminowych, oraz drugi w końcowej klasyfikacji Orzeł Łódź, którego prezes, Witold Skrzydlewski, otwarcie przyznawał, że jego interesuje wyłącznie awans wywalczony na torze. Szybko podjęliście decyzję o starcie w żużlowej elicie, bodajże już 1 października. Skąd takie nagłe postanowienie? Bowiem przed i w trakcie ubiegłego sezonu, dawał Pan kilkakrotnie jasno do zrozumienia, że na awans do Ekstraligi jest jeszcze za wcześnie…

– Oczywiście, że tak mówiłem, bo na początku sezonu wydawało się to poza zasięgiem. Nie zdawałem sobie sprawy, że znajdziemy się na miejscu premiowanym awansem. Po jego wywalczeniu dano nam tydzień na ewentualną rezygnację z awansu. Więc jak widać, czasu na ewentualną decyzję, nie było wiele. A dlaczego trzecia drużyna awansowała? Ano dla tego, że po pierwsze, drużyna z Daugavpils nie mieściła się wymogach awansu do Ekstraligi. I Łotysze od początku o tym wiedzieli. Podobnie jak my, nie mogliśmy w ubiegłym roku startować w rozgrywkach ligowych ze względu na regulamin, tak i drużyna spoza naszego kraju nie może jeździć w Ekstralidze. Następny w kolejce był Orzeł Łódź, który tak naprawdę, i nie owijajmy tutaj w bawełnę, zrezygnował z jazdy w najwyższej klasie rozgrywkowej, bo jego obiekt nie spełnia do tego wymogów. Stadion ten jest nie przystosowany do ekstraligowych rozgrywek i koszty, które musiałby ponieść łódzki klub nie byłyby proporcjonalne do tego, co jest związane z budową nowego obiektu. Nowy obiekt powstanie za rok, więc zarówno miasto, jak i klub ponieśliby koszty. Łódź zrezygnowała. Skutkiem normalnym było to, że następne w kolejności miejsce, a więc trzecie, jest premiowane awansem. I umówmy się, to nie jest awans przy zielonym stoliczku, a z wywalczonego miejsca. Po wielu dyskusjach, rozmyślaniach, zdecydowaliśmy się na ten awans, bo Częstochowa, częstochowscy kibice, my wszyscy, jesteśmy wychowani na żużlu ekstraligowym. Jest takie powiedzenie, które niejednokrotnie słyszałem od byłych prezesów Włókniarza, odnoszących największe sukcesy, mówię o Romanie Makowskim Marianie Maślance: „Nie odrzucaj tego, co przynosi Ci los w sporcie”. Wziąłem to sobie mocno do serca. Zdaję sobie sprawę, że nasi kibice wolą na SGP Arenie oglądać pojedynki ze Stalą Gorzów czy Unią Leszno, nie ujmując oczywiście takim drużynom jak KSM Krosno lub Wanda Kraków. Ale jesteśmy wychowani na Ekstralidze. Zrobiliśmy to przede wszystkim z myślą o naszych fanach.

Mimo wszystko jednak pozostaje niedosyt, że ten awans nie został wywalczony bezpośrednio z pierwszego miejsca w tabeli Nice Ligi…

– Tak jak mówię, to jest sport. Pamiętam, że dwa, czy trzy lata temu podobną sytuację mieli nasi koledzy piłkarze. Pozostali bowiem w piłkarskiej drugiej lidze tylko dlatego, że Polonia Bytom nie spełniała warunków finansowych i musiała zrezygnować z gry w tych rozgrywkach. Sport w każdej dyscyplinie tak się układa, jak się układa. Nie sposób nie skorzystać okazji. Poza tym nikt nam tego miejsca nie dał za darmo. Ja bym zadał pytanie działaczom z Gdańska, czy Rzeszowa, którzy tak bardzo oponowali w jednym z portali, dlaczego Włókniarz ma szansę tak szybko awansować. Czy ktoś im zabronił zdobycia trzeciego miejsca w Nice Lidze? Przecież mogli tego dokonać. Gdyby to któryś z tych klubów wywalczyłby trzecie miejsce, dzisiaj byłby w Ekstralidze. Ja nie widziałbym w tym żadnego problemu.

Przejdźmy teraz do okresu transferowego, który z pewnością był nie mniej interesujący i jednocześnie emocjonujący niż miniony sezon żużlowy 2016. O ile podpisy kontraktów z Leonem Madsenem i Matejem Zagarem, w pierwszych dniach listopada, raczej nie były zaskoczeniem, to parafowanie umowy z Rune Holtą, w tym samym czasie, już trochę tak. Madsen i Zagar od dłuższego czasu byli przymierzani do składu „Lwów” na przyszły sezon. Holta natomiast złożył wpierw ofertę startów swojemu dotychczasowemu klubowi, a więc ROW-owi Rybnik. Czyżby Rune nie mógł dojść do porozumienia z władzami rybnickiego klubu? Czy może po prostu tak stęsknił się za Częstochową? Wszak jako zawodnik Włókniarza odnosił swoje największe sukcesy, jak złote medale IMP i DMP. A ponadto nadal jest jednym z ulubieńców częstochowskich kibiców.

– To fakt. Rune Holta zdecydowanie jest kojarzony z naszym klubem. Nie jestem Rune Holtą, by stwierdzić jak z jego punktu widzenia wyglądały negocjacje czy to z ROW-em Rybnik czy to z nami. Mogę powiedzieć, jak to wyglądało z naszej strony. Rozmowy między nami, a Rune prowadzone były od samego początku i wiedzieliśmy, jak dalej będą one postępowały. Pewne rzeczy zostały umówione i ustalone. Negocjacje były prowadzone, tak jak zakładaliśmy. Byliśmy pewni, że Rune Holta trafi do Częstochowy. Nie była to oczywiście kwestia pieniędzy. Pojawiają się bowiem zarzuty, że Rune po prostu wybrał lepszą ofertę finansową, a tak naprawdę nie na tym rzecz polegała. Jak sam zawodnik podkreślał, bardzo dobrze mu się jeździ w Częstochowie i są tutaj ludzie, którzy mocno go rozumieją.

Jednym z nowych nabytków Włókniarza Częstochowa jest Andreas Jonsson. Mówi się, że nadchodzący sezon będzie dla Szweda ostatnią szansą na to, aby pokazać, że jeszcze potrafi się ścigać i zdobywać punkty. Sam Jonsson podkreśla, że w sezonie 2017 zamierza skupić się głównie na ligach polskiej i szwedzkiej. Samo nastawienie Skandynawa może świadczyć, że starty we Włókniarzu traktuje bardzo poważnie.

– Andreas Jonsson również rozmawiał z nami od samego początku. Sygnalizował, że zależy mu na startach w Częstochowie. Nie ukrywam, że nam również na tym zależało. Szwed identyfikuje się z częstochowskimi kibicami. Częstochowski tor uważa za bardzo dobry. Nie ukrywa, że bardzo dobrze mu się tutaj jeździ, że jest to szybki tor, na którym można wykonywać ładne ataki po całej szerokości owalu. To właśnie mu się podoba w naszym obiekcie. On chce wrócić do elitarnych rozgrywek, jest to dla niego bardzo ważne. Co prawda nie będzie w przyszłym sezonie startował w SGP (Speedway Grand Prix – dop. autor), ale wszystko wskazuje na to, że będzie brał udział w rozgrywkach SEC (Speedway European Championship dop. autor). To będzie też ważne dla kibiców. Z pewnością nam wszystkim będzie miło oglądać, w sobotni czy inny wieczór, przed telewizorami naszych, zawodników startujących w prestiżowych imprezach międzynarodowych; Mateja Zagara w SGP, Andreasa Jonssona w SEC. Nasz klub patrzył też pod tym kątem. Andreas chce się odbudować w Częstochowie, o czym głośno mówi. Nie ukrywa tego, że to jest czas, kiedy trzeba po prostu wejść dwa stopnie wyżej.

Nie dziwi nikogo fakt, że w Częstochowie został Sebastian Ułamek. Zaskakujące jest jednak to, że parafował czteroletnią umowę. Czyżby popularny „Seba” swoją zawodniczą karierę chciał zakończyć w Częstochowie?

– Sebastian, oprócz jazdy na żużlu, wiąże też inne daleko idące plany z Częstochową. Natomiast mamy umowę, że Sebastian będzie reprezentował Włókniarza przez cztery lata. Ta umowa zobowiązuje nas do pewnych przestrzegań, ale nikt też nie będzie zmuszał zawodnika, żeby jeździł przez cztery lata u nas. My się bardzo dobrze dogadujemy z Sebastianem, jako klub. On jest cząstką Włókniarza. Ja osobiście jestem zadowolony, że dalej będzie u nas jeździł. Sporo mówiło się o Lindgrenie czy Lebiedievie, jako czołowych zawodnikach Nice Ligi, wybierających się do Ekstraligi. Tylko, że zarówno Lindgen, jak i Lebiediev przegrywali w bezpośrednich pojedynkach z Sebastianem. A tak byli rozrywani przez kluby z Ekstraligi. Skoro zatem Sebastian wygrywał z tymi zawodnikami na naszym torze w 1. Lidze, tak samo może w być w Ekstralidze. Z pewnością z takiego obrotu sprawy wszyscy będą zadowoleni.

Ostatnim pozyskanym przez Was zawodnikiem jest Karol Baran, choć spekulowano, że może być to Rafał Szombierski. Dlaczego postawiliście na wychowanka Stali Rzeszów, a nie na „Szuminę”, który jest lubiany pod Jasną Górą?

„Szumina” był u nas na rozmowach. Zaproponowaliśmy mu bardzo dobrą ofertę finansową. Niestety okazało się, że Rybnik tę ofertę przebił. Rafał wolał zostać w domu. Z jednej strony to bardzo dobrze. Wszak nadal będzie reprezentował swój macierzysty klub i my to szanujemy. Uważam, że bardzo ważne jest to, że razem z Rybnikiem jesteśmy w Ekstralidze. Musimy zrobić wszystko, aby to żużlowe południowe Polski trzymało się razem. Myślę, że tak łatwo nie pozwolimy na hegemonię zespołów z północy naszego kraju. Wszystko okaże się w sezonie. Mimo różnych spojrzeń na wszelkie sprawy, z prezesem ROW-u jesteśmy dobrymi kolegami. Mocno się rozumiemy i myślę, że nie raz będziemy między sobą wspierać się w naszych ogólnopolskich działaniach.

Częstochowscy fani żałują, że w przyszłym roku „biało-zielonych” barw nie będą reprezentować Hubert Łęgowik i Artur Czaja. Pierwszy z nich przeszedł do Wybrzeża Gdańsk, drugi do Unii Tarnów. Tak więc obydwaj nadal będą ścigać się na pierwszoligowych torach. Czy decyzje „Łegięgo” i „Józka” były spowodowane tym, że chcą rozwijać swoje umiejętności, stopniowo, krok po kroku nie wspinając się od razu na wyżyny?

– Tak. Otrzymali od nas oferty na podobnym poziomie, jak Karol Baran czy Sebastian Ułamek. Niedawno rozmawiałem z Hubertem, z Arturem również często się kontaktujemy. Oni w swoich nowych klubach mają większe szanse startów i trzeba ich zrozumieć. Wiadomo, że nie liczy się tylko oferta kontraktowa, ale również możliwość startu co mecz. W Częstochowie za każdym razem biliby się o miejsce w składzie. W nowych klubach prawdopodobnie będą mieli dużo łatwiej.

Jednym z hitów transferowych miało być pozyskanie Nickiego Pedersena. Spekulowano, że był już jedną nogą w Częstochowie. Trzykrotny mistrz świata zdecydował się jednak na pozostanie w Unii Leszno. Czy na przeszkodzie do zakontraktowania Duńczyka stanęły jego wymagania finansowe? Czy były jeszcze inne przyczyny?

– Ja myślę, że przyczyna jest bardzo prosta. W leszczyńskim zespole na pozycji szkoleniowca pojawił się Piotrek Baron. To bardzo utalentowany trener. To człowiek, który umie logicznie i taktycznie myśleć. Zdawał sobie sprawę, że Unia Leszno bez Nickiego Pedersena jest słabszym zespołem. W ostatniej chwili zrobił wszystko, żeby pogodzić Nickiego Pedersena z władzami i zawodnikami leszczyńskiego klubu. Wiem, że tak było. Gdyby nie fakt, że obie strony doszły do porozumienia za sprawą Piotra Barona, to uważam, że Duńczyk przyjąłby propozycję składaną przez Włókniarza. Ostatecznie zdecydował się na lepszą, leszczyńską ofertę, która finansowo jest dużo wyższa. Jednakże to, że Nicki Pedersen pozostał w Lesznie, jest głównie zasługą Piotra Barona.

Była również możliwość powrotu innego duńskiego zawodnika, a mianowicie Michaela Jepsena Jensena. Skandynaw wybrał jednak Unibax Toruń. Dlaczego tak się to potoczyło?

– Są młodzi i starsi zawodnicy. Czasami jest tak, że z tymi bardziej doświadczonymi zawodnikami rozmowy, dyplomatycznie stwierdzając, są bardziej konkretne. Michaela bardzo szanujemy, już wcześniej wyrażał wolę startów we Włókniarzu. Jeszcze w sezonie 2016 gościł u nas na meczach. Nie jest to tajemnicą, bo było go widać na stadionie. My zgodziliśmy się na pewną ofertę przedstawioną przez ojca Michaela, wszak razem ze sobą współpracują. Zaakceptowaliśmy ją, z czego zadowolenia nie ukrywał jeden z mechaników Duńczyka, który pochodzi z Częstochowy. Jednakże zdarzyło się tak, że nagle wybrali Toruń. Rozmawialiśmy z nimi, gdy już dochodziły do nas te informacje. Nie byliśmy z takiego obrotu sprawy zadowoleni, bo kiedy się umawia na przyjazd i przybicie sobie przysłowiowej „piątki”, nie powinno się robić kroku wstecz. Ale to jest ich decyzja, taki jest świat żużlowy. Szkoda, że tak się stało, bo byliśmy przekonani, że będzie inaczej. Być może Toruń zaproponował 2 euro więcej za punkt…:)

Skład, który zbudowaliście, z pewnością jest ambitny, wyrównany i może nawiązać walkę o zwycięstwo z każdym zespołem, przynajmniej na własnym torze. Ciężko jednak, patrząc na całe zestawienie, wskazać zdecydowanego lidera, który co mecz ciągnąłby wynik drużyny.

– Ja myślę, iż jest to na tyle doświadczona drużyna, że każdy będzie robił swoje. Lider deklaruje się zaraz na początku, ale patrząc na potencjał naszych poszczególnych zawodników, naprawdę trudno go wskazać. Ja życzyłbym sobie, żeby każdy punktował na równym poziomie. Wprawdzie będzie ciężko wyłonić tego lidera, ale wtedy będzie jasne, że na wynik pracuje cały zespół. Najlepiej jest, kiedy w żużlu jeździ cała drużyna, tak samo jak w piłce nożnej zgrana jest cały zespół. Doświadczenie w naszej ekipie jest na tyle duże, że może to zaowocować dobrym wynikiem. W naszym zespole jest potencjał Leona Madsena i Mateja Zagara. Oni są zawodnikami, mającymi ambicje wskoczyć na wyższy poziom. Ale zobaczymy jak to będzie.

Z pewnością Waszym podstawowym celem jest walka o utrzymanie się w elicie…

– Zdecydowanie tak. To jest nasz podstawowy cel. Będzie to miła niespodzianka dla nas wszystkich.

Kluczowa dla Włókniarza, podobnie jak w zeszłym sezonie, może być dyspozycja młodzieżowców. Trzon juniorskiej kadry tworzyć będą Oskar Polis i Michał Gruchalski, w których drzemie naprawdę spory potencjał, o czym zdążyliśmy się już przekonać.

– Tak. Ci zawodnicy będą dysponowali wysokiej klasy sprzętem. Jesteśmy już po rozmowach z nimi, otrzymali na swój sprzęt sporo pieniążków. Wszystko będzie w rękach ich trenera. Ja myślę, że już niedługim czasie będzie wiadomo, kto zostanie ich szkoleniowcem. Będzie to trener bardzo wymagający. Tak więc dużo pracy przed naszymi juniorami. Przed nimi samymi, bo na brak i jakość sprzętu nie będą mogli narzekać. Tym bardziej sprzęt, że ten będzie na podobnym poziomie, jakim dysponują nasi najlepsi zawodnicy zagraniczni.

Nie Hans Nielsen, nie Piotr Żyto, nie Adam Skórnicki, a Lech Kędziora będzie szkoleniowcem Włókniarza w przyszłym sezonie. Długo były prowadzone negocjacje z tym trenerem?

– Może same negocjacje nie były długo prowadzone. My poważnie zastanawialiśmy się, który z trenerów, w takim układzie, w jakim znajduje się Włókniarz, na obecny okres byłby najlepszym. Obserwując w jaki sposób i w jakiej formie w ostatnich dwóch latach prowadził zespół z Łodzi Lech Kędziora zmotywowało nas do ściągnięcia go do Częstochowy.

Tak jak już Pan wspomniał w ostatnich dwóch sezonach Lech Kędziora trenował zespół Orła Łódź. Ponadto w swojej prowadził zespoły m.in. z: Gdańska, Grudziądza, Gniezna i Piły. Jego zdobyte doświadczenie w pracy z różnymi drużynami żużlowymi może pozytywnie wpłynąć na atmosferę w częstochowskim zespole.

– Właśnie o to nam chodziło, żeby pozyskać odpowiedniego trenera, typowego rzemieślnika, który zna się na swoim fachu, który czuje żużel. Szukaliśmy jednocześnie takiej osoby, która podejmie się współpracy z młodzieżą. Trener Kędziora będzie bowiem odpowiedzialny zarówno za ligową drużynę, jak i za młodzież.

Co w takim razie z dotychczasowym trenera Włókniarz, Józefem Kaflem. Czy jego angaż w klubie, choćby we współpracy z młodzieżą, dalej jest brany pod uwagę?

– Trener Kafel miał z nami podpisaną umowę do końca sezonu 2016. W większości klubów w Polsce kontrakty z trenerami obowiązują do końca danego sezonu i tak też było z trenerem Kaflem. Jak będzie wyglądał sposób trenowania młodzieży, z pewnością będziemy jeszcze na ten temat rozmawiać. Na pewno będziemy chcieli skorzystać z takiego rozwiązania, jak w przypadku Oskara Polisa w ubiegłym sezonie, a więc ściągnięcia dla juniorów tzw. menadżerów, którzy w trakcie zawodów będą wspierać tych zawodników, a jednocześnie pomagać trenerowi Kędziorze. Ta metoda sprawdziła się fenomenalnie w przypadku Oskara Polisa. Chcemy zatem z tego skorzystać również w przyszłym sezonie.

8 grudnia otrzymaliście licencję warunkową na starty w PGE Ekstralidze. Tak więc, można już chyba oficjalnie stwierdzić, że w Częstochowie spółka akcyjna została utworzona.

– Jest powołana, choć w chwili obecnej jest w trakcie w organizacji, bo takie są wymogi Ekstraligi. Było mało czasu na powołanie tej spółki, można stwierdzić, że wręcz niemożliwie mało. Myślę, że prawdziwy kształt spółki poznamy dopiero w połowie przyszłego sezonu. Bo będą nas czekać jeszcze rozmowy z potencjalnymi darczyńcami, udziałowcami. Aktualnie jest budowany szkielet tej spółki, bo tak mówi regulamin. Spółka już zaczyna funkcjonować. Oczywiście będą w niej działać ludzie związani z częstochowskim żużlem od lat. Nie może w niej zabraknąć oczywiście częstochowskiego stowarzyszenia.

Jakie musicie jeszcze spełnić wymogi, aby uzyskać licencję bezwarunkową?

– Przede wszystkim dokończenie band na prostych. Mowa o bandach pneumatycznych. Następnie przepisanie umów kontraktowych zawodników na spółkę. A ostatnie wymogi, które musimy spełnić są czysto regulaminowo-papierowe, potwierdzające, że ta spółka powstaje

Jak wygląda sytuacja ze sponsorem tytularnym? Czy nadal nim będzie firma Eko-Dir?

– Raczej nie będzie to firma Eko-Dir. Prowadzone są rozmowy z trzema potencjalnymi sponsorami. Są to firmy spoza Częstochowy. Myślę, że niebawem dowiecie się Państwo, które z tych trzech przedsiębiorstw będzie wyłonione jako sponsor tytularny, a które, ewentualnie, jako sponsor strategiczny.

Czy mógłby Pan wymienić tych kandydatów?

– Na razie te firmy nie życzą sobie wymieniania ich nazw.

Co z dotacją ze strony Urzędu Miasta? Ostatnio jest głośno przede wszystkim na temat walki o wsparcie na remont stadionu Rakowa Częstochowa przy ul. Limanowskiego. W międzyczasie pojawił się temat zadaszenia lodowiska przy ul. Boya-Żeleńskiego. Natomiast, jeśli chodzi o pomoc dla pozostałych dyscyplin sportowych, także żużla, panuje zupełna cisza…

– Od kilku lat, patrząc na działania ze strony miasta, nie oceniamy źle, a dobrze. Bowiem wkład finansowy na promocję miasta poprzez sport w ostatnich latach zdecydowanie wzrósł. Jak dobrze wiadomo, my nigdy nie posługujemy się tzw. głośnym językiem dyskusji. Włókniarz, jak każdy inny klub sportowy na tym poziomie, niesie za sobą swego rodzaju misję społeczną. Kluby funkcjonują dla mieszkańców swojego miasta i po to, by promować swoje miasto. To nie jest tak, że działamy dla siebie. Wiadomo, że duża rzesza mieszkańców przychodzi na stadion na nasze mecze i tym żyje. Wszelkie wspieranie sport na wysokim poziomie jest tak samo ważne dla miasta jak wszelkie inne inwestycje. Buduje się dla pewnej części mieszkańców park lub promenadę, czy w ostatnim czasie miejskie siłownie na otwartym terenie, co jest bardzo modne. Tak samo jest klubami sportowymi, które mają jakieś misje do spełnienia. Bardzo dobrze, że miasta wspierają swoje lokalne kluby sportowe. Bardzo często jest tak, że dużo większą pomoc na sport można znaleźć w mniejszych miastach od Częstochowa. Klub Włókniarza Częstochowa patrzy na to wszystko spokojnie. Nigdy nie ripostujemy, że są kluby, które dostają pomoc finansową zarówno za swoją działalność, jak i obiekty dużo większą niż my. Należy przypomnieć, że jesteśmy jedynym klubem w Częstochowie, który utrzymuje swój obiekt, płacąc za niego czynsz, robiąc na nim remonty. Chyba więc jesteśmy dobrym klubem dla miasta. Osiągnęliśmy cel, jesteśmy w Ekstralidze, czyli w najwyższej klasie rozgrywkowej. Liga ta transmitowana jest przez najlepszą sportową stację telewizyjną, a więc platformę nc+. Nasi zawodnicy, zdobyli w tym sezonie dwukrotnie brązowe medale Mistrzostw Polski w kategorii Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych i Drużynowych Młodzieżowych Mistrzostw Polski. Nasi zawodnicy w nadchodzącym sezonie, będą brali udział nie tylko w Grand Prix, ale także w zawodach z cyklu SEC, które pokazywane są na antenie Eurosportu. Tak więc w czasie transmisji telewizyjnych będzie pojawiała się wzmianka o Częstochowie. Na pewno bardzo fajnie by było, gdybyśmy jako częstochowski klub mogli godnie reprezentować nasze miasto. Wiadomo, że sport jest najtańszym środkiem promocji, wyliczając to na czas antenowy itd. Uważam więc, że bardzo dobrym posunięciem miast jest wspieranie klubów, które są widoczne w telewizji, w mediach. I te pieniądze wydane na reklamę danego miasta mogą przynieść naprawdę spore korzyści. Jest wiele dawnych miast wojewódzkich, o których dzisiaj nie słyszymy. Nie będę tu daleko szukał, ale np. w Piotrkowie Trybunalskim czy Łomży nie ma sportu na dużą skalę. Te miasta straciły status województwa i o nich słychać coraz mniej. Częstochowa znana jest oczywiście z Jasnej Góry, ale działają też tutaj uznane marki sportowe na rynku jak właśnie Włókniarz, AZS czy Raków. I musimy to wspierać, żebyśmy nie stali się zaściankiem na trasie Łódź-Katowice.

18 lutego przyszłego roku będzie mieć miejsce prezentacja zespołu Włókniarza Częstochowa. Czy już teraz może Pan potwierdzić, że obecni będą na niej wszyscy żużlowcy „Lwów”?

– Tak oczywiście.

Jedną z żużlowych imprez, które pod Jasną Góra na stałe wpisały się w kalendarz sportowy jest Gala Lodowa. Póki co jednak nie pojawiły się żadne wstępne informacje na temat rozegrania tych zawodów. Czy możemy się spodziewać, że dojdzie do tej imprezy w 2017 roku?

– Jak najbardziej. Jesteśmy już po wstępnych rozmowach na ten temat. Imprezę tą planujemy zorganizować w styczniu 2017 roku.

Dziękuję za rozmowę.

Norbert Giżyński

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *