Coś za coś, tylko co z prawdą?


MYŚLENIE NIE BOLI

Niedawny wywiad Władysława Bartoszewskiego do literackiego dodatku dla „Die Welt” powinien uświadomić wielu, jak ważna jest prawda historyczna. Obojętność wobec coraz powszechniejszych niestety, sformułowań „polskie obozy koncentracyjne”, budowaniu fałszywych mitów tragedii wypędzonych (nie podważam nieszczęścia, które dotknęło bardzo wielu, ale sprowadzanie do jednego wymiaru krzywd mordowanych masowo i przesiedlanych, to jednak przesada), propagowanie fałszywych informacji o masowych grabieżach miejsc kaźni Żydów, przez prymitywnych, chciwych chłopów polskich – to zgoda na wypaczanie, tak niedawnej przecież historii.
To przyzwolenie na opluwanie Polski, która w czasie II Wojny Światowej, jak żaden inny okupowany kraj, potrafiła zorganizować zbrojny opór, systematyczną pomoc ludności pochodzenia żydowskiego, płacąc za to cenę najwyższą – śmierć najbardziej wartościowych, najwierniejszych synów i córek. Mało tego – zdradzona i oddana sowietom Polska, skazana została przez niedawnych sojuszników na kolejną okupację, Nie mniej bezwzględną choć bardziej zakamuflowaną. Wschodnim sąsiadom było łatwiej – nie istniało niepodległe dowództwo, elity zostały wymordowane w obozach koncentracyjnych, siedzibach gestapo, Katyniu, Miednoje i wielu jeszcze innych miejscach. Szybko wprowadzili swoich ludzi, wiernych i oddanych Rosji i komunizmowi. Mimo wszystko przetrwaliśmy. Zakodowany w genach przez stulecia patriotyzm i silny wiarą swojego ludu Kościół Katolicki sprawiły, że nie daliśmy zabić w sercach idei wolności.
Wracając do wspomnianego wywiadu. Niemal w całości poświęcony jest postaci Jana Karskiego, słynnego kuriera, który uświadamiał i alarmował amerykańskie władze na temat Holocaustu. Pewnie gdyby chcieć się czepiać, można znaleźć w nim pewne nieścisłości, ale główni bohaterowie zdarzeń już nie żyją, więc…. . Nie sposób nie wspomnieć jednak o małym fragmenciku tej rozmowy. Prowadzący wywiad Gerhardt Gnauck pyta:
– Uczestniczył pan w ruchu oporu i pomagał także Żydom. Czy miał pan wtedy sąsiadów, których musiał się pan obawiać?
– Mieszkałem na drugim piętrze kamienicy, przy ul. Mickiewicza 37, w domu zamieszkałym przez inteligencję. Jeżeli ktoś się kogoś lękał, to nie Niemców. Nie musiałem się obawiać na ulicy oficera, który nie miał rozkazu aresztowania mnie. Ale musiałem się bać sąsiada, który zauważył, że kupuję więcej chleba niż zwykle.
Nie wiem, czy wiek może być usprawiedliwieniem tego typu wywodów. Wszak nie pierwszy to raz przychodzi dziwić nam się słowami „omw” Profesora. Dla niezorientowanych skrót „omw” należy rozwinąć „o mały włos”. Autorytety się oburzą, ale na mój babski rozum, nawet ludzie z obozową przeszłością nie powinni kłamać. Zwłaszcza oni. Tego typu opowieści są niestety kłamstwem. Znam lata wojny z opowieści dziadków i rodziców. Są delikatnie mówiąc rozbieżne z odczuciami Pana Ministra. A czy bardziej wiarygodne? No cóż, oni nigdy nie pozwoliliby sobie na posługiwanie się tytułem naukowym, choć podobnie do p. Bartoszewskiego takowego nie posiadają. Nie dostają ani nie dostawali też znaczących nagród i odznaczeń od zaprzyjaźnionego państwa niemieckiego…
Jak dobrze, że możemy wreszcie godnie czcić „Żołnierzy Wyklętych”, to daje nadzieję, że prawda nie da się zabić! Nawet p. Władysławowi Bartoszewskiemu!

ANNA DĄBROWSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *