Sztuka sacrum i pobocza


XIII Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej „Gaude Mater” już za nami. Wiadomo, że na Festiwalu dominuje gatunek muzyki mianem poważnej, niech więc tym gatunkiem zajmą się poważni specjaliści, mnie zaś niech wolno będzie zająć się „mniej poważną” stroną tego wydarzenia, tj. koncertami o charakterze bardziej rozrywkowym i niektórymi imprezami towarzyszącymi. Choć dzisiaj granica między muzyką poważną a tzw. niepoważną jest dość płynna i umowna, postrzegana zazwyczaj przez niereformowalnych muzycznych ortodoksów.

XIII Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej „Gaude Mater” już za nami. Wiadomo, że na Festiwalu dominuje gatunek muzyki mianem poważnej, niech więc tym gatunkiem zajmą się poważni specjaliści, mnie zaś niech wolno będzie zająć się „mniej poważną” stroną tego wydarzenia, tj. koncertami o charakterze bardziej rozrywkowym i niektórymi imprezami towarzyszącymi. Choć dzisiaj granica między muzyką poważną a tzw. niepoważną jest dość płynna i umowna, postrzegana zazwyczaj przez niereformowalnych muzycznych ortodoksów.
Rumuńskie ikony i karpacka „Cepelia”
1 maja, dzień św. Józefa, był jednocześnie pierwszym dniem XIII Festiwalu. Zainaugurował go wernisaż wystawy ikon rumuńskich „Ikona w oczach dziecka”, oraz minikoncert rumuńskiego chóru muzyki cerkiewnej Sound Choir, pod dyrekcją Voicu Popescu. Te dwa zdarzenia miały miejsce w salach reprezentacyjnych częstochowskiego Ratusza.
Choć autorami prac były dzieci i młodzież rumuńskich szkół średnich, poziomu większości prac nie powstydziliby się profesjonaliści, mistrzowie świadomie nawiązujący do malarstwa bizantyjskiego. Przykładem mogą być ikony autorstwa Olivii Smadu. Dodajmy, że wystawa była pokłosiem konkursu pod ww. hasłem, ogłaszanym rokrocznie w Rumunii pod patronatem Ministerstwa Kultury i prawosławnego patriarchy tego kraju, Teoktysta. Zaś nastoletnia Olivia Smadu jest laureatką nagrody głównej tego konkursu.
Nie ma potrzeby rozpisywania się o miniwystępie chóru Sound Choir. To taka rumuńska „Cepelia”, zaś poziom artystyczny zespołu był odwrotnie proporcjonalny do liczby chórzystów, niemal równej liczbie wernisażowych gości. Dyrygent Sound Choir, p. Voicu Popescu, mógłby pobierać korepetycje u naszych chórmistrzów, pp. Janusza Brawaty, Przemysława Jeziorowskiego lub Janusza Siadlaka.
Muzyczny Kościół ponad podziałami
Tak można śmiało nazwać muzyczne przedsięwzięcie Marcina Pospieszalskiego, czyli koncert „Dzielmy się chlebem”, jaki odbył się 2 maja na scenie Filharmonii Częstochowskiej. Nie ma wątpliwości, że było to największe wydarzenie tegorocznego Festiwalu. Zdania nie zmienię, nawet jeśli muzyczni ortodoksi będą próbowali mnie zdyskredytować. To, co zrobił Marcin Pospieszalski , wspierany pozostałymi członkami swego klanu, nabiera ponadczasowego charakteru, niesie wręcz ewangeliczne przesłanie („Oby byli jedno…”) jedności ponad podziałami wyznaniowymi, różnicami liturgicznymi i sposobami pojmowania Słowa. Sam sprawca koncertu powiedział w finale: „Stało się tu coś niesamowitego. Jesteśmy z wielu krajów, z różnych denominacji … Może to jest zapowiedź przyszłego Kościoła i…” – i nie powiedział nic więcej, bo wzruszenie odebrało mu głos. Te słowa niech będą najkrótszą recenzją.
Tam trzeba było po prostu być i przeżyć ten koncert. Bo wszystkim udzielił się ten niepowtarzalny feeling bijący od wykonawców oraz dwojącego się i trojącego Marcina, który a to grał w sekcji na gitarze basowej (i to jak!), a to dyrygował chórami, a to inspirował jazzmanów.
A lista wykonawców była imponująca i zróżnicowana. W tej beczce miodu była tylko mała łyżeczka dziegciu: Natalia Niemen. Panna Niemen, mniej zdolna siostra-bliźniaczka Eleonory, po swym wielkim ojcu odziedziczyła tylko pseudonim artystyczny.
Mądzik inny, ale równie doskonały
Scena Plastyczna KUL Leszka Mądzika jest częstym gościem kolejnych edycji Festiwalu „Gaude Mater”. W tym roku teatr Mądzika został przygarnięty przez kościół ewangelicko-augsburski przy ul. Śląskiej, gdzie lubelska scena zaprezentowała spektakl pt. „Bruzda”. Admiratorzy Mądzika byli chyba mocno zaskoczeni tym, co Mistrz pokazał im tym razem. W „Bruździe” bowiem Mądzik odszedł od charakterystycznych dla siebie płynnych, przenikających się projekcji plastycznych, na rzecz ruchu i ciała aktora jako przedmiotów gry scenicznej. „Bruzda” jest bardziej dosłowna, bliższa pantomimie i klasycznemu teatrowi ruchu. To metaforyczna opowieść o ludzkim wędrowaniu bruzdami i koleinami życia, upadkach, śmierci, katharsis i pokonywaniu kolejnych bram w drodze do Zbawienia, aby spotkać się w Niebiańskich Sferach, przed Boskim Ołtarzem i Obliczem niewidzialnym dla ziemskich oczu, ale elektryzująco wyczuwalnym. To krótka niema przypowieść, glossa do biblijnych proroctw, pełna poezji i filozofii o eschatologicznej głębi.
Na marginesie odnotujmy miły częstochowski akcent w spektaklu Leszka Mądzika. Rolę Anioła zagrała wymownie 10-letnia? Częstochowianka Maja Florek, córka aktora Mariana Florka i byłej tancerki, obecnie instruktorki OPK „Gaude Mater”, pani Marioli Florek. Mała Majka geny artystyczne wyniosła zapewne z domu, co odnotowujemy z satysfakcją. Brawo, Majko! Przy najbliższej okazji poproszę cię o autograf.
„Gdy Boża moc ogarnia mnie, jak Dawid pląsać chcę …”
Nadkomplet publiczności – podobnie jak koncert „Dzielmy się chlebem” – w częstochowskim przybytku Melpomeny zgromadził koncert londyńskiej grupy The Visual Ministry Choir. Grupę tę stanowi 11-osobowy zespół czarnoskórych chórzystów, wspartych 4-osobową sekcją rytmiczną doskonałych muzyków. Wszyscy oni są członkami jednego z kościołów protestanckich, grając i śpiewając modlą się. Przed każdym występem zbierają się na krótką modlitwę, modlą się w swym kręgu także po każdym koncercie.
Sacrum w dziełach Repczyńskiego
Jedną z imprez towarzyszących była też wystawa malarstwa Eugeniusza Repczyńskiego, wernisaż której miał miejsce 5 maja w OPK „Gaude Mater”.
Repczyński, artysta już starszego pokolenia (ur. w 1938 r.), jest autorem wielu wystaw indywidualnych zarówno w kraju, jak i za granicą. Malarstwo o tematyce sakralnej jest jednym z obszarów jego twórczości, artysta uprawia też malarstwo figuralne i pejzażowe, maluje też akty. Formalnie twórczość wielkopolskiego malarza łączy pierwiastki ducha Wschodu (bizantyjskie ujęcie tematyki biblijnej przy dużej ascezie środków wyrazu, tak charakterystycznej dla znanych i anonimowych żywopisów ikon) i Zachodu (rozwiązania kolorystyczne bliskie osiągnięciom Paula Gauguina i Ronaulta). Szkoda tylko, że organizatorzy Festiwalu nie umieścili informacji o wernisażu w festiwalowym programie. Stąd zapewne wernisażowych gości można było zliczyć na palcach obu rąk i jednej stopy.
Trzynastka wcale nie była feralną cyfrą dla tegorocznego Festiwalu. Było dokładnie odwrotnie. Przez miniony tydzień trwania tej jakże ważnej imprezy, warto było kłaść się spać nieco później i zapomnieć o telewizorze. Coś w nas zapewne zostało. I chwała Bogu!

WALDEMAR M. GAIŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *