Premią za poświęcenie – wypowiedzenie


NIEOCZEKIWANE ZWOLNIENIE

Andrzej Kubat, nowy dyrektor szpitala im. Rydygiera na Tysiącleciu, zaraz po objęciu stanowiska, nieoczekiwanie zwolnił jedną ze swoich najlepszych pracownic. Za lekarką murem stanęli pacjenci.

Pracująca od ponad ćwierć wieku w szpitalu przy ulicy PCK dr Beata Zawadowicz to ciesząca się doskonałą opinią specjalistka w dziedzinie kardiologii i chorób wewnętrznych. Jako doświadczony fachowiec, wielokrotnie otrzymywała za swoją pracę liczne nagrody, w tym medal Gloria Medicinae – dowód uznania przyznawany każdego roku tylko dziesięciu lekarzom na całym świecie. – Zawsze byłam z niej dumna. Szczerze mogę powiedzieć, że to bardzo uczciwa i pracowita lekarka, mogąca być wzorem dla innych. Kiedyś mnie i męża uratowała od śmierci – chwali córkę mama, Halina Siemaszkiewicz.
W połowie tego roku pani Beata wzięła udział w konkursie na ordynatora oddziału internistycznego na Tysiącleciu. Po ciężkiej rywalizacji z innymi lekarzami wygrała konkurs, czym miała zapewnić sobie sześcioletni staż szefa oddziału. Radość jednak nie trwała długo. 29. września, tuż po objęciu stanowiska dyrektora szpitala, Andrzej Kubat zwolnił ją z pracy, nie podając żadnych konkretnych powodów. – Nie wiem dlaczego, po prostu nie wiem. Jest to dla mnie ogromną zagadką. Może to jakaś zmowa kolegów, po tym jak wygrałam konkurs na ordynatora – zastanawia się lekarka. Nam także nie udało się porozmawiać z dyrektorem.
Niejasną sytuacją szybko zainteresowali się byli pacjenci pani Beaty, nie potrafiący zrozumieć, jak można odwołać tak świetnego specjalistę. – Jestem po śmierci klinicznej. Tylko dzięki pani doktor mogę tu teraz stać – mówi nam Edward Chromiński. – Dwa miesiące temu mogłem leżeć pod ziemią. Dzięki staraniom pani doktor błyskawicznie trafiłem do Katowic, gdzie mnie uratowano. To dzięki niej żyję – dodaje Jerzy Wychowaniec.
Na pomoc lekarce ruszył także Ogólnopolski Związek Emerytów i Rencistów, wystosowując odpowiednie petycje oraz kierując sprawę do sądu. – To wszystko jest bardzo dziwne. Dyrektor żali się, że pracownicy mu się zwalniają i nie ma kadry (do końca roku zawieszony jest oddział urologii, ponieważ lekarze wypowiedzieli pracę dyrektorowi – przyp. red.), a jednocześnie wyrzuca jednego ze swoich najlepszych pracowników. My to odbieramy, jako początek likwidacji tego szpitala. Jeśli dyrektor z uprawnieniami lekarskimi zwalnia nagle bardzo dobrego pracownika, czym stwarza zagrożenie dla życia pacjentów, to taka sprawa kwalifikuje się do prokuratury – mówi “GCz” członek Stowarzyszenia Adam Łazarz.
Po licznych staraniach w walce o odzyskanie posady byłej ordynator, 9. listopada udało się sprowadzić do szpitala komisję z Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach, która miała ustalić, jak oddział internistyczny radzi sobie w obecnej sytuacji. – Sprawdzaliśmy, czy oddział pracuje normalnie, czy są lekarze, czy praca się odbywa tak, jak powinna. Konflikty personalne są sprawami drugorzędnymi. Jeśli chodzi o ten oddział, po analizie danych otrzymanych od dyrektora, stwierdziliśmy że kadra lekarska jest wystarczająca – tłumaczy członek komisji, radny Sejmiku Województwa Śląskiego Jan Kawulok, który zapytany przez nas, co sądzi na temat osoby pani Beaty, nie chce powiedzieć nic poza tym, że ją “zna i czytał o niej opinie”.
Sejmik Województwa Śląskiego wyjaśnia sprawę już od ponad miesiąca, podobne jak Izba Lekarska. Niestety ciągle bezskutecznie. Kolejną okazją do walki o swoje jest dla Beaty Zawadowicz rozpoczęte niedawno postępowanie sądowe. Na tym polu lekarka może liczyć na liczne wsparcie byłych pacjentów, deklarujących, że nigdy nie zostawią jej samej. – Nie przypuszczałam nawet, że tyle osób będzie mnie wspierać. Choćby i dziesięć razy wyrzucali mnie z pracy, to jest dla mnie ogromną pociechą – mówi wzruszona.

ŁUKASZ STACHERCZAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *