Dom w rozsypce


Blok przy ul. Krakowskiej 40/42 w Częstochowie,
własność Zakładu
Gospodarki Mieszkaniowej TBS, to kompletna ruina. Choć wiekowy nie jest
(wybudowany na początku lat 60.) przedstawia obrazek jak po kataklizmie

Już mamy dość. W ten dom nikt nie inwestuje, choć płacimy czynsze, i to wcale niemałe. Wszystko się rozsypuje – dach, ściany, chodniki, brama przejazdowa. Zgnilizna, grzyb, brud, woda w piwnicach, stosy zalegających miesiącami gruzów, brak światła w bramie i na klatkach schodowych, to tutejsza norma – wylicza Ewa Wąsala, reprezentująca lokatorów.
W takiej sytuacji trudno dziwić się mieszkańcom, że nie są zadowoleni, tym bardziej, że stan domu stwarza poważne zagrożenia. – Trzeba mieć oczy z przodu i z tyłu, a nawet z góry, bo w każdej chwili na głowę może spaść odpadający tynk. Co krok potykamy się o dziury – mówi pani Ewa. Przytacza wypadki, które spotykają lokatorów. – Ostatni miał miejsce 24. maja. Jedna z sąsiadek, pani Skrzypczak, potknęła się o wyrwę, która straszy w bramie od wielu lat. Upadek był tak groźny, że trafiła do szpitala. W tym samym miejscu dwa lata temu pan Grobelak przewrócił się i złamał rękę. Do dzisiaj ma ją niesprawną.
To, co najbardziej martwi mieszkańców, to bezpieczeństwo i zdrowie ich dzieci. Zagrzybione mieszkania są przyczyną chorób, usiane dziurami podwórko – ciągłych potłuczeń. – Czy musi stać się coś poważnego, by administracja zrozumiała, że remont domu i podwórka jest niezbędny? – pyta pani Ewa i dodaje. – Nasze dzieci bawią się na zdezelowanych huśtawkach sprzed 40 lat. Na wiosnę stary piasek w piaskownicy przysypano używanym i dopiero nasza interwencja spowodowała, że przywieziono świeży. Dlaczego nie zrobiono tego od razu? To przecież żywa niegospodarność. Tak samo było z remontem wejścia na dach, poprawiano go trzy razy, a i tak końcowy efekt pozostawia wiele do życzenia, bo woda nadal przecieka. Ale od dyrekcji ciągle słyszymy, że na remonty pieniędzy brakuje – mówi Ewa Wąsala.
Mieszkańcy ze swoimi problemami są osamotnieni. Nie znajdują zrozumienia u dyrekcji ZGM-u i w administracji. – Nikt nam nie zamierza pomóc. Czekamy wciąż na spełnienie przedwyborczej obietnicy prezydenta Tadeusza Wrony, którą dał nam na spotkaniu Rady Dzielnicy w czerwcu 2006 roku. Właśnie mija rok. Nasze petycje do prezydenta i radnych pozostają bez odpowiedzi. Otrzymujemy za to pisma z administracji, które nic nie wyjaśniają – mówi Wąsala.
W bloku przy ul. Krakowskiej 40/42 mieszka 36 rodzin. Część jego lokatorów, dokładnie 11, wykupiła mieszkania na własność i założyła Wspólnotę Mieszkaniową, pozostali są nadal pod zarządem ZGM TBS-u. I tu pojawia się konflikt interesów, skutecznie podsycany i wykorzystywany przez dyrekcję ZGM. – Wspólnocie mówi się, że będzie musiała pokrywać koszty remontów, dlatego jest im przeciwna. Zrzeszeni są w niej przeważnie starsi ludzie, i co im administracja przekaże, to święcie wierzą – mówi Ewa Wąsala.
Tak więc gruntownych remontów przy ul. Krakowskiej 40/42, zbyt wiele się nie przeprowadza. – Owszem, są robione jakieś prowizorki, tylko czemu one służą, bo stan budynku jest coraz bardziej katastrofalny – mówi pani Ewa. Z zestawienia Oddziału Eksploatacji ZGM TBS przy ul. Orlik Ruckemanna, sygnowanego przez Janusza Jędrychę (jest on kierownikiem w administracji i jednocześnie przedstawicielem Wspólnoty) od 1998 roku na prace remontowe wydano 182,5 tys. zł, co daje średnio na rok, ok. 20 tys. zł. W ramach tej kwoty docieplono szczyt budynku (21,5 tys. zł), wykonano remont balkonów (20 tys. zł), na materiały konserwacyjne w 2002 r. przeznaczono ponad 6 tys. zł, remont pokrycia dachu (2001 r.) zrobiono za 7 tys. zł – jego opłakany stan obrazują fotografie. W 2004 r. zamurowano luksfery na klatkach i wymieniono drzwi do klatek i piwnic za prawie 17,7 tys. zł – do dzisiaj ściany nie zostały pomalowane, w 2005 r. za uszczelnienie przewodów kominowych zapłacono prawie 93 tys. zł, choć, jak czytamy w piśmie p. Jędrycha do p. Floriana Krzyczmonika miało to kosztować 75 tys. zł. Lista jest dość długa, w praktyce jednak są to improwizacje, bo budynek z dnia na dzień popada w ruinę. – Dla ZGM remont klatek to malowanie odpadających tynków, remont dachu to okazjonalne łatanie dziur. O pomstę do nieba woła przeprowadzona poprawa wentylacji. Jak zgłosiliśmy kierownikowi, że słabo działa, poradził nam otwieranie okien – konkluduje Ewa Wąsala
Oburzenie lokatorów rośnie. Najwyższy czas, by odpowiednie służby miejskie zainteresowały się ich losem, a zarządca obiektu jego zdewastowanym stanem.

Wyjaśnia Zbigniew Muchalski, dyr. ds. technicznych ZGM TBS

Dlaczego ZGM w ostatnim czasie nie przeprowadza prac remontowych na budynku przy ul. Krakowskiej 40/42?
– Bez zgody właściciela tzn. Wspólnoty Mieszkaniowej i gminy (pozostali lokatorzy) nie możemy robić żadnych większych remontów – malowania, elewacji czy naprawy dachu. W naszej gestii są jedynie prace konserwatorskie. Właściciele muszą podjąć uchwałę, jaki remont wykonać, bo płacą za niego z własnej kieszeni.
Na co idą więc pieniądze z funduszu remontowego?
– Na tym obiekcie są skumulowane pieniądze z funduszu remontowego. Wspólnota najprawdopodobniej gromadzi je jako rezerwę na większy remont. Będę cokolwiek robił, gdy otrzymam decyzję Wspólnoty.
Czy tylko od Wspólnoty zależy, jakie prace mogą być wykonywane?
– Zgodnie z prawem członkowie Wspólnoty mają po jednym głosie, gmina ogólnie tylko jeden. Decyduje prawo większości, toteż mieszkańcy powinni we własnym zakresie ustalić swoje priorytety.
W Wspólnocie zrzeszeni są starsi ludzie, może trzeba ich uświadomić, co powinni zrobić?
– Każdego roku w pierwszym kwartale przeprowadzamy spotkania ze Wspólnotami, przekazujemy plan koniecznych remontów, zdajemy sprawozdania finansowe z wykonanych prac. Od właścicieli zależy, co będą dalej robić. 80 procent naszych zasobów to Wspólnoty. Na ogół nie mamy z nimi problemów. Wykonujemy nawet bardzo duże remonty.
Za co więc odpowiada ZGM?
– Za ogólny stan techniczny budynku, by nie uległ całkowitej dewastacji. To że klatki nie są malowane, to tylko brak estetyki. Budynek i tak będzie działał.
Z relacji mieszkańców, wynika, że ich pieniądze wydawane są niegospodarnie. Naprawy tych samych elementów wykonuje się po kilka razy.
– Każdą robotę kończymy protokołem odbiorczym. Jeżeli stwierdzimy złe wykonanie, to wymagamy by niedoróbki były poprawiane w ramach gwarancji.
A co z terenem wokół budynku, jego stan zagraża zdrowiu mieszkańców?
– To osobny problem. Pierwsze Wspólnoty kupowały działki tylko w obrębie budynku, bez chodników i trawników. Nie mamy na tyle funduszy, by je ciągle remontować.
Są zatem niczyje. Czy nic na nich nie będzie robione? Wielu mieszkańców ulega wypadkom w obrębie posesji.
– Sprawdzę, jeżeli będzie sytuacja niebezpieczna, to zareaguję natychmiast. Ale na naprawę jakiś tam zagłębień środków nie mamy.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *