Twardziel i panisko


Pękł ostatni twardziel na lewicy. Marszałek Włodzimierz Cimoszewicz nie wytrzymał presji własnej popularności i ogłosił, że – wbrew wcześniejszym deklaracjom o politycznej emeryturze – zamierza kandydować. Miały go do tego skłonić gorące namowy prezydenta i prezydentowej, tysiące głosów poparcia dla jego osoby i, co jest w sumie dość ryzykownym stwierdzeniem, obrzydzenie do polityki w obecnym wydaniu. Tak czy owak marszałek, choć tego nie wypowiedział, zrealizował sławne hasło Lecha Wałęsy: “Nie chcę, ale muszę!”.

Oczywiście, mógłbym być złośliwy i zacząć natrząsać się z pana Włodzimierza, że za bardzo podniecił się, raptem dwoma, telefonicznymi sondażami i dlatego właśnie zmienił decyzję. Może to i wystarczająca motywacja dla jakiegoś nuworysza, ale przecież wiem, że to akurat nie odnosi się do tak wytrawnego gracza, jakim jest były kandydat SdRP na prezydenta z 1990 r., były minister sprawiedliwości, były premier, były minister spraw zagranicznych, wreszcie – obecny marszałek Sejmu. Tu motywy są oczywiste i zna je każde dziecko, któremu rodzice pozwalają po dobranocce oglądać wiadomości z Wiejskiej. No, bo kto z odpowiedzialnych polityków SLD pozwoliłby na to, by prym na lewicy przejął jakiś buntownik Borowski i jego grupa SDPl? Kto z obecnego układu rządzącego przystałby na to, by wpływowe środowiska lewicowe, zniechęcone miałką kandydaturą Szmajdzińskiego, ostatecznie się rozproszyły? Wreszcie, chyba by się nie nazywał Cimoszewicz, gdyby spokojnie miał patrzeć na to, jak w Polsce “bezkarnie” rządzą Kaczyńscy, z których jeden jest prezydentem a drugi premierem.
Szkopuł jednak w tym, że Polacy najbardziej premiują tych, którzy od polityki i przyjmowania godności ORAZ zaszczytów się dystansują. Tak coś czuję, że od dnia, w którym marszałek powiedział znamienne: “kandyduję!”, popularność zacznie mu spadać. Wszak nie ma się co czarować, naród go pokochał za to, że 18 maja, w Pałacu Prezydenckim, “ostatecznie” zerwał z polityką. Wcale nie jest powiedziane, iż uczucie to pozostanie niezmienne do października Anno Domini 2005, tak jak i “niezmienne” są deklaracje marszałka. Wszak Naród dobrze pamięta wypowiadane słowa, poza tym żyją jeszcze powodzianie z 1997 r., którym premier Cimoszewicz … kazał się ubezpieczyć.
Panu marszałkowi można zadedykować słowa prezydenta Wałęsy, wypowiedziane tego samego dnia, w którym on zapowiedział swój start. Otóż Wałęsa powiedział, że zamiast kandydowania woli “zająć się Danuśką”. Ponadto ma trzy tysiące emerytury, wszędzie go zapraszają, więc jest panisko.
Za to właśnie Pana kochamy, Panie Prezydencie.

ARTUR WARZOCHA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *