Wiecznie żywe oblicze śmierci (I)


Siedzimy przy szerokim i długim stole – ławie. Świadectwa, zdjęcia, fotokopie dokumentów. Mój rozmówca spogląda na ten stół z nieukrywanym żalem.

Siedzimy przy szerokim i długim stole – ławie. Świadectwa, zdjęcia, fotokopie dokumentów. Mój rozmówca spogląda na ten stół z nieukrywanym żalem.
– Proszę pana to nie wszystko. Ile poniszczyłem, popaliłem. Ludzie mówili. Zbieraj! To ważne! Nie niszcz! Łatwo się mówi, jak się samemu w piecu u siebie nie trzyma granatów. To byłby dla nich sępi, ubecki żer. Nie miałem siły tego chować, ukrywać u siebie. Nie miałem – mówi mój rozmówca Edward Gołdy, żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego, niezłomny bojownik o wolną Polskę.
Już po godzinie przekonałem się, że dokumentów wystarczy na nie jeden życiorys. Że to co zobaczyłem, przeczytałem, usłyszałem wystarczyłoby na obdzielenie wytrzymałości psychicznej co najmniej trzech reporterów. I potem zbierałem się do napisania tego wszystkiego przez miesiąc Chyba prędzej wyszedłbym spod puszystej, wczesnozimowej lawiny. Bezsiła wobec hańby, podłości, dotknięcia do szpiku kości mechanizmów ludobójstwa i mordu.
Metryka Edwarda Gołdy. I pradziad, i dziad, i ojciec z tej ziemi. Częstochowsko – Wieluńsko – Krakowskiej. Z ziemi królowej, Jasnogórskiej. Z Częstochowy. Urodził się tutaj w 1929 r. Z ojca Władysława. Legionisty Piłsudskiego. Żołnierza Bitwy Warszawskiej z 1920 r. jednego z tysięcy Polaków, którzy wtedy ocalili Ojczyznę i Europę przed bolszewickim, leninowskim ludobójstwem. Nie uchronił jednak ojciec Włodzimierz syna Edwarda przed doświadczeniem, niemal śmiertelnym, z sowieckimi najemnikami, okupantami Polski przez 45 lat, od zakończenia w 1945 r. II wojny światowej. Wypełniając testament ojca walczył z nimi aż do 1985 r., kiedy to wypchnęli go z żoną do Australii. Matkę Helenę wspomina jako skromną, cichą, rozmodloną kobietę. Taki – jak mówi – ideał Matki Polki.
Teutońskie barbarzyństwo Niemców poznał, kiedy miał niespełna 10 lat. Kazali przynieść do szkoły książki polskie do wymiany na nowe, też po polsku, ale lepsze. Ojciec zakazał. Nie będę cię germanizować. Zabrał ze szkoły i uczył w domu. Z początku wojny pamięta rozkrzyczanych butnych Niemców w Częstochowie i ten dzień 17 września 1939 r. Ojciec był zdruzgotany. Mówił o nożu w plecy zadanym Polsce przez sowiety. O przymierzu dwóch plemion, zaprawionych w ludobójstwie. Przeciw Polsce.
Niemcy, mimo, że obnosili się butnie ze swoją aryjskością – “rasą panów”, mieli wręcz talmudyczną pamięć nienawiści. Pamiętali ojca patriotyzm i odwagę. Jako lojalni sojusznicy Stalina, wywieźli ojca z matką na roboty w głąb Niemiec. W tym czasie Gestapo bardzo ściśle współpracowało z NKWD. Mały Edward został sam, u znajomych. Miał ledwie 12 lat. Został jednak również z tym co wyniósł z domu. Wiedział o honorze, Bogu i Ojczyźnie. O obowiązku. Znał polski, rodzinny katechizm. Te wzory, które wyznaje do dziś, przywiodły go później na krawędź śmierci. Najpierw w ubeckiej celi, katowni tortur, potem w postubeckim, jaruzelsko – kiszczakowskim “internacie” w stanie wojennym. W internacie nie było już pozostawionej przez gestapo w spadku polskojęzycznym oprawcom, zaimportowanym z Moskwy, maszynki do wyrywania paznokci. Ale “duch” terroru – jak oświadczył pan Edward – pozostał taki sam.
Póki co jednak w 1944, na początku, poszedł w ślady ojca. Do konspiracyjnej żołnierskiej szkoły podoficerskiej AK. Dostał pseudonim “Kajtek”. Nauka nie trwała długo. Wybuchło Powstanie Warszawskie. AK ogłosiła pospolite ruszenie. Ze wszystkich stron Ojczyzny, całą siłą szli na Warszawę. Na pomoc. Na odsiecz. Sowieci jednak – jak zwykle – zdradzili. Uniemożliwili operację alianckich zrzutów dla zaplecza zbrojnego Warszawy. Marsz na stolicę stracił sens. Powstanie Warszawskie zostało przez Niemców i Sowiety stłumione. Upadło.
Rząd Polski na uchodźstwie w Londynie rozwiązuje Armię Krajową na początku 1945 r. Ale polskiej akowskiej żołnierii daleko było od kapitulacji. Towarzyszyli nowe struktury wojskowe walki o Niepodległą. Nie chcieli być grabarzami walki o niepodległość. Edward znalazł się w samym centrum tworzenia Polskiej Armii Powstańczej. Dostał pseudonim Zawierucha. Jego dowódcą był Fred. Tworzyli głęboko zakonspirowane, trudne do rozpracowania jak im się wydawało “trójki”.
Tymczasem w Polsce, już na dobre, szalał terror stalinowski, budowany na narodowo obcych elementach, osadzonych w strukturach dowódczych i wykonawczych zbrodniczych organizacji takich jak UB, agentury NKWD, WSI, a także w sądownictwie cywilnym i wojskowym.

Piotr Proszowski

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *