Rachmaninow i Brahms


Koncert symfoniczny, jaki
2. lutego zaproponowała Filharmonia, udowodnił,
że klasyka i romantyzm
w muzyce bliskie są każdemu

Najpierw Sergiusz Rachmaninow i jego III Koncert Fortepianowy d-moll op. 30. Pełen werwy, ale i nostalgii. Przepojony romantycznym patosem, rosyjskim, lirycznym kolorytem i dynamiką. A jak zagrała go młoda pianistka Beata Bilińska! Płynnie, z ogromną wrażliwością i spontanicznością. Porywająco. Publiczność doceniła utalentowaną artystkę. Owacje były gromkie, a na bis – akcent polski. Beata Bilińska wykonała Preludium c-moll Karola Szymanowskiego.
W drugiej części koncertu usłyszeliśmy I Symfonię c-moll op. 68. Johannesa Brahmsa. Powstała ona w dość osobliwych okolicznościach. Po napisaniu prologu pracę nad trzema kolejnymi częściami Brahms odłożył na 15 lat. Był to zapewne krok przemyślany. Już pierwsze nuty drugiej części symfonii ukazują wielkiego wirtuoza. Kompozytora, dla którego wartość stanowi nie tylko muzyczny wymiar utworu, ale i perfekcja jego konstrukcji. Najwięcej uniesień dostarcza finał, który, jak niezwykle obrazowo ujęła dyr. Filharmonii Beata Młynarczyk, “jest doskonale skrojoną muzyczną kreacją, obszytą najmisterniejszym ściegiem”.
Publiczność opuszczając Filharmonię nie szczędziła słów uznania. Koncert bardzo się podobał. Na jego wysoką wartość artystyczną z pewnością wpłynęła obecność najważniejszego w tym dniu artysty – dyrygenta Tadeusza Wojciechowskiego. Jego silna osobowość i talent wywarły piętno na muzykach i ich interpretacji. Maestro wiedział, czego chce od orkiestry, a ona grała jak z nut. Nie ma się zatem co dziwić miłośnikom Filharmonii, że 2. lutego odwiedzili ją właśnie dla Tadeusza Wojciechowskiego. Warto było.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *