“DRAMAT MIŁOŚCI, CIERPIENIA I NADZIEI”


Zrozpaczony ojciec szuka córki od 1982 roku

Trzaskający mróz zimowego poranka . Jest 26. lutego 1982 roku. Zomowsko-milicyjno-ubeckie bojówki jaruzelsko-kiszczakowe okrzepły w bezkarnej pewności zwycięstwa sierpomłotnego puczu generała zdrajcy. Do mieszkania Ireny Urbańskiej (z domu Kowalik) wchodzi funkcjonariusz V Komisariatu MO w Częstochowie Romuald Rakocz zabiera panią Irenę ze sobą na komisariat MO pod zarzutem nielegalnej działalności w strukturach podziemia. Dziwne jest to, że nie interesują go w ogóle ani ulotki “S”, ani krótkofalówka, ani kasety z nagraniami Solidarności. W tym dniu Irena Urbańska przepada jak kamień w wodę.
W kilka tygodni po zdarzeniu jej ojciec Marian Kowalik z Radostkowa Kolonii, rozpoczyna poszukiwanie córki. Milicjanci komendy częstochowskiej milczą jak zaklęci, lub udają, że nic nie wiedzą. Tylko jeden, który do dziś nie chce ujawnić swojego nazwiska (sic!) mówi, że w tamtym czasie naczelnik wydziału kryminalnego Korniewicz, straszył ich i szantażował w starym “dobrym” ubeckim stylu: “co was łączy z Kowalikiem? Jak chcecie żyć spokojnie i dożyć emerytury to od… się od sprawy Urbańskiej”. Kowalik trafia w prawdziwy ocean zmowy milczenia. Pisze dziesiątki pism do MSW, prokuratury generalnej, sądów, do prezydenta RP, do Sejmu. Wskazuje na podejrzaną rolę w tej sprawie zięcia Stanisława Urbańskiego, który od początku małżeństwa znęcał się fizycznie i psychicznie nad jego córką. Był człowiekiem zwierzęciem. Kiedy po wieloletnim korowodzie sądowym w roku 1996, po 14 latach udało się zięcia eksmitować z własnościowego mieszkania córki Ireny, powiedział zrozpaczonemu ojcu wprost: “Chciałeś mury, to je masz, ale Ireny nie będziesz widział do końca życia, bo jest tysiące kilometrów stąd”.
Państwo Kowalikowie do dziś wychowują wnuczkę, córkę Ireny, która straciła matkę mając półtora roku i matki nie pamięta. Pan Marian jest przekonany, że za sprawą zniknięcia córki ukrywa się jej mąż. Pisze o nim w kolejnym piśmie-podaniu o wznowienie śledztwa prowadzącego do wyjaśnienia losów córki, kierowanym na ręce ministra sprawiedliwości, Grzegorza Kurczuka: “mąż córki był w ścisłych kontaktach z V komisariatem MO. Był konfidentem i szpiclem.”
Mieni mi się w oczach, kiedy przeglądam stertę korespondencji bezsilnego i zdesperowanego człowieka do najwyższych urzędów w państwie mających strzec prawa i sprawiedliwości. W roku 1997 Marian Kowalik otrzymuje pismo z ministerstwa sprawiedliwości, że śledztwo: “przeprowadzone przez prokuratora wojewódzkiego w Częstochowie w sprawie zaginięcia córki zostało umorzone w roku 1992, wobec nie stwierdzenia przestępstwa (sic!), postanowieniem z dnia 14 kwietnia 1993 roku, a prokurator w ministerstwie sprawiedliwości utrzymał decyzję prokuratury wojewódzkiej w Częstochowie w mocy”. Zginął człowiek, doprowadzony na komisariat, ale przestępstwa nie było. Nie ma sprawy. Koniec kropka. I jeszcze dopisek, który brzmi jak próba zastraszenia ze strony przedstawiciela organu ścigania, żeby Kowalik więcej nigdzie nie pisał, bo sprawie nie nada się toku i nikt mu nie będzie odpowiadał. Powracamy do roku 1982. Kowalik trafia do komisarza stanu wojennego płk. Rusonia. Ten oświadczył Kowalikowi, że córka została po internowaniu skierowana na leczenie, ale że on nie może powiedzieć gdzie….
Oszalały z bólu ojciec wchodzi raz jeszcze na tę ścieżkę matactwa, znieczulicy i ewidentnego “przykrywania” sprawy. Kolejne listy do marszałka Sejmu, premiera, prezydenta. Uzyskuje “audiencję” u sekretarza KC PZPR Albina Siwaka, ten wzywa płk. Kłosowskiego, który oświadcza, że nakaz aresztowania córki wydała wtedy prokurator częstochowski pani Elżbieta Kolman. Naczelnik wydziału kryminalnego MO w Częstochowie oświadcza Kowalikowi, że to, gdzie jest jego córka jest tajemnicą. Wiadomo, że z komendy została przekazana w ręce Służby Bezpieczeństwa. Dwudziestotrzyletnie starania pana Mariana Kowalika do dziś nie przyniosły rezultatu. Mimo, że Marian Kowalik podał odpowiednim urzędom i instytucjom państwowym “na talerzu” listę osób, które mogły wiedzieć o losie córki, bo taki los jej same przygotowały, żadna z nich nie została przesłuchana. Ani wydająca w stanie wojennym nakazy aresztowania częstochowska prokurator, Elżbieta Kolman, ani były komendant MO w Częstochowie, Dźwig, ani naczelnik wydz. kryminalnego, Korniewicz, ani były komendant komisariatu MO, Bal, dwaj milicjanci Rychter i Krawczyk. Wszystkie urzędy centralne, wzorem praktyk komunistycznych, przesłały do instytucji w Częstochowie, na które skarżył się właśnie pan Kowalik polecenie ” DO ROZPATRZENIA”. To tak jakby katu przynieść tuż przed egzekucją prośbę, by jej nie wykonywał… Wszystko wróciło do gniazda zła, do miejsca zdarzenia.
Panu Kowalikowi pozostała może jeszcze iskierka nadziei, ale nade wszystko bezradność i rozpacz, że nigdy córki Ireny nie zobaczy, tak samo jak jej córka nie zobaczy. – Jestem ciężko schorowanym człowiekiem, nigdy nikomu nic złego nie uczyniłem. Nie wiem czy córka żyje, czy umarła. Jeżeli żyje to czy ją jeszcze zobaczę, a jeżeli już odeszła, to gdzie mam zaświecić znicz – mówi rozgoryczony. Mnie natomiast pozostaje przerażające i porażające przekonanie o trwałej, wiecznej jak Lenin, solidarności zła, trwającej już prawie ćwierćwiecze. Zła stanu wojennego, bezkarności milicji, gorliwych prokuratorów, prokuratorów esbecji. Trzeba pamiętać, że zagwarantował im to GRUBĄ KRESKĄ sam premier Tadeusz Mazowiecki. Dzięki lękom i obawom byłego premiera, do dziś kreatorzy wojny z narodem, Jaruzelski i Kiszczak, zażywają nadal wolności, a ich, jak się okazało, zakonspirowani w szaty opozycjonistów “towarzysze broni”, uznają te osoby za “ludzi honoru”….
Czy jest jeszcze szansa na wyjaśnienie sprawy zaginięcia Ireny Urbańskiej i znajdą się ludzie, którzy pomogą zrozpaczonym rodzicom; czy córka pani Ireny zobaczy swoją matkę; czy schorowany ojciec będzie mógł przed śmiercią uściskać swoją córkę; czy dokona się wreszcie sprawiedliwość? – te pytania, mimo iż żyjemy już piętnaście lat w wolnej Polsce, nadal pozostają dla rodziny Ireny Urbańskiej bez odpowiedzi.

PIOTR PROSZOWSKI

Podziel się:

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *