ZDROWIE: Suplementy diety z umiarem


Uwielbiamy zażywać suplementy diety. Na wszystko. Na urodę i witalność; na nadwagę, odporność i układ nerwowy; na serce i nowotwory i wreszcie na kaca i męskość. Przekonani w uzdrawiającą moc suplementów diety łykamy je namiętnie w zastępstwie zdrowego i racjonalnego odżywiania, aktywności fizycznej oraz – co bardzo nierozsądne – prawidłowego leczenia.

Złudne reklamy

O dobrodziejstwie suplementów diety dowiadujemy się przede wszystkim z reklam. Szczególnie telewizyjne i radiowe, stosując silną percepcję podprogową, wpływają na nasze pozytywne nastawienie do suplementów. Kanonada promocyjna sprawia, że zaczynamy wierzyć, iż dzięki tym preparatom będziemy piękni i zgrabni; młodzi, sprawni i zdrowi. Prof. Zbigniew Fijałek, dyrektor Narodowego Instytutu Leków, członek zespołu do spraw sfałszowanych leków przy Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym, zauważa jednak, że do suplementów diety należy podchodzić z dużą dozą ostrożności. – Problem z suplementami diety jest taki, że nikt ich nie kontroluje. Inspekcja Sanitarna sprawdza je czasami i jedynie na obecność trzech grup: metali ciężkich, substancji mikrobiologicznych i pestycydów. Jeśli są w nich na przykład jakieś specyficzne zioła, to nikt tego nie wykryje, bo nikt pod tym kątem suplementów nie sprawdza – mówi Profesor. Jak dodaje kontrola tych preparatów jest mocno ograniczona ze względu na ich olbrzymią ilość i rodzajów. – W Polsce zarejestrowanych jest około 20 tysięcy suplementów diety. To w praktyce uniemożliwia ich sprawdzanie, a potrzeba jest nagląca, bo sfałszowane suplementy pojawiają się w polskich aptekach – zauważa prof. Fijałek.

Wzrasta spożycie

Suplementy diety oferowane są w różnej postaci. Jako tabletki, kapsułki, ampułki, saszetki, proszki, płyny. Są też dostępne bez recepty, również w aptekach. To sprawia, że choć nie mają żadnych wartości leczniczych błędnie traktowane są jako leki. Szczególnie chętnie suplementy diety zażywają kobiety i osoby z wyższym wykształceniem. Dane statystyczne wskazują, że około 30 procent osób dorosłych zażywa różnego rodzaju suplementy diety i z roku na rok ta tendencja wzrasta. W Zakładzie Bromatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku w grudniu 2013 roku wśród studentów przeprowadzono badania na temat stosowania suplementów diety. Okazało się, że zażywało je 66 procent ankietowanych. Z kolei badania województwach warszawskim i poznańskim (w 2013 r.) wykazały, że preparaty witaminowo-mineralne przyjmowało 50 procent respondentów.
Na zwiększonym popycie suplementów diety najwięcej zarabiają firmy farmaceutyczne. Według najnowszych danych Polacy w 2013 roku na te preparaty wydali aż 3 miliardy złotych. Natomiast na ich reklamie fortuny zbijają największe stacje telewizyjne. W 2012 roku jeden z producentów zainwestował w telewizyjną reklamę suplementów aż 850 milionów złotych.

Suplement diety to nie panaceum

Suplement diety – jak nazwa wskazuje – powinien zawierać składniki wzbogacające normalną dietę. – Ale czy w normalnej diecie mamy to, co spotyka się w suplementach? Powiedziałbym, że nie. Dlatego trzeba mocno rozważyć, czy w ogóle warto po nie sięgać, bo ich skuteczność jest znikoma, a przy tym przyswajalność bardzo niska lub żadna. Trudno zrobić lek z dobrą przyswajalnością żelaza i magnezu, a mamy suplementy, które mamią nas tym, że te substancje się przyswajają i pomagają – stwierdza prof. Fijałek.
Co gorsze, coraz częściej uważa się, że suplementy diety zastąpią lek. Paradoksalnie często mają one właściwości leku, co tym bardziej stwarza zagrożenie dla zdrowia w przypadku niekontrolowanego ich spożycia. – Co chwilę dowiaduję się o nowych suplementach diety zawierających zupełnie nowe, nie przebadane substancje, również takie, które są w lekach. W suplemencie są to dawki czterokrotnie niższe, ale gdy zażyjemy cztery kapsułki otrzymujemy dawkę leku na receptę – stwierdza prof. Fijałek

Wejście do obrotu

Wysokie koszty wprowadzenia leku na rynek sprawiają, że firmy farmaceutyczne szukają oszczędności i częściej na rynek wprowadzają nowe suplementy diety niż leki. Suplementy bowiem – w przeciwieństwie do leków – można dopuścić do sprzedaży bardzo tanio, prosto i szybko. Można też je reklamować, wpływając tym samym na zwiększenie popytu. – Producent na specjalnym formularzu wysyła do Głównej Inspekcji Sanitarnej, odpowiedzialnej za rejestrację suplementów diety, informację o składzie suplementu i wyglądzie opakowania. Nikt tego nie bada. Ocenia się skład na papierze i jeśli uzna się, że jest dobry, suplement się rejestruje i wypuszcza na rynek. Wymaga się jedynie, by na opakowaniu, przy nazwie handlowej, znalazł się napis: suplement diety – wyjaśnia procedurę rejestracji prof. Fijałek. Dzieje się to oczywiście w myśl polskiego prawa, zgodnie wytycznymi Unii Europejskiej. – W przypadku negatywnej opinii GIS, firma produkująca dany preparat może zastosować tryb odwoławczy. Na ogół jednak sprawy sądowe toczą się miesiącami, co uniemożliwia wycofanie suplementu z rynku, więc jest on ciągle w sprzedaży – dodaje Profesor.
Diametralnie różnie przedstawia się rejestracja leku i wprowadzenie go do obrotu. Po pierwsze, jest to bardzo kosztowne – w Ameryce cała procedura wynosi ok. 800 milionów dolarów, w Polsce trzeba ponieść również olbrzymie nakłady finansowe. Po drugie, procedura trwać może kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat, bo trzeba wykonać tysiące badań klinicznych, analiz, testów. – Żeby dopuścić lek do obrotu, należy udowodnić, że jest on skuteczny i bezpieczny. Natomiast wprowadzając na rynek suplementy diety firma farmaceutyczna nie musi tego udowadniać. Z kolei, żeby usunąć suplement ze sprzedaży, GIS musi udowodnić, że jest on szkodliwy, a to w praktyce jest prawie niemożliwe. A nawet gdy się uda usunąć preparat ze sprzedaży, to wówczas producent stosuje manewr jego nieznacznej modyfikacji. Zastępuje, na przykład, jakiś składnik innym lub zmienia gramaturę, i znowu wypuszcza go na rynek – podkreśla prof. Fijałek.

Przedawkować łatwo

Badania spektrometryczne suplementów diety często dowodzą odstępstwa od deklarowanego na opakowaniach składu, a nawet występowanie nieznanych substancji. Analizy pokazują też, że suplementy diety zawierają wiele czynnych substancji, które niewiele mają wspólnego z żywnością. Mimo to producenci unikają przedstawienia faktycznego składu preparatów. Nie podają też informacji o działaniach niepożądanych i ubocznych.
Dlatego w wypadku suplementów zachowajmy rozsądek. Trzeba pamiętać o tym, że łatwo może dojść do ich przedawkowania albo szkodliwych interakcji z lekami lub innymi suplementami, gdyż często – „na własną rękę” i pod wpływem reklamy – zażywamy jednocześnie po kilka preparatów na różne „wzmocnienia”.
Jeśli już komuś bardzo zależy na wspomaganiu samopoczucia suplementami diety, niech je zażywa, ale pod kontrolą lekarza lub farmaceuty. I nie garściami, bo i tak nie zastąpią one zdrowej diety, wypoczynku i ruchu.

Na zdjęciu: Profesor Zbigniew Fijałek prezentuje odznaczenie, jakie otrzymał od Stowarzyszenia “Dziennikarze dla Zdrowia”.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *