Dyskretny szept historii


Z dużym zainteresowaniem śledzę dyskusję, która od pewnego czasu toczy się w naszej sprawie, a konkretnie dotyczy przeniesienia amerykańskich baz wojskowych z Niemiec do Polski. Oczywiście moja wiedza, oparta głównie na doniesieniach medialnych, bez podstawowych danych, którymi dysponują ministrowie Szmajdziński i Cimoszewicz, może być bardziej intuicyjna niż rzeczowa. Niemniej, skoro historię traktuje się, w pewnym stopniu, jako dziedzinę analogii i powtarzających się prawidłowości, warto przypomnieć sobie genezę problemu.

Z dużym zainteresowaniem śledzę dyskusję, która od pewnego czasu toczy się w naszej sprawie, a konkretnie dotyczy przeniesienia amerykańskich baz wojskowych z Niemiec do Polski. Oczywiście moja wiedza, oparta głównie na doniesieniach medialnych, bez podstawowych danych, którymi dysponują ministrowie Szmajdziński i Cimoszewicz, może być bardziej intuicyjna niż rzeczowa. Niemniej, skoro historię traktuje się, w pewnym stopniu, jako dziedzinę analogii i powtarzających się prawidłowości, warto przypomnieć sobie genezę problemu.
Po zakończeniu II wojny światowej, na konferencji w Poczdamie, alianci dyskutowali o likwidacji skutków wojny, w tym głównie o sytuacji Niemiec i Polski. Abstrahując od potraktowania tam naszej sprawy, można stwierdzić, że wtedy, praktycznie, zapadła decyzja o podziale Berlina na cztery sektory okupacyjne: amerykański, brytyjski, francuski i radziecki. Cel okupacji Niemiec określono mianem tzw. “czterech d”: demilitaryzacji, denazyfikacji, demokratyzacji i dekartelizacji. Władzę w Niemczech sprawowała tzw. Rada Kontroli, będąca w praktyce międzynarodową grupą wojskową, w której prym wiedli amerykańscy oficerowie. Zdecydowano również, że – wbrew pomysłom o decentralizacji Niemiec, np. przez stworzenie państwa federacyjnego – pokonany kraj pozostanie jednak jednym organizmem państwowym i gospodarczym. Była to, jak się okazało, fundamentalna dla Niemców decyzja, którzy po pewnym czasie zaczęli odbudowywać zniszczony wojną kraj i wzmacniać swoją pozycję gospodarczą. Tego stanu rzeczy, cztery lata później, w 1949 roku, nie było w stanie zachwiać nawet utworzenie NRD.
Wspólna polityka czterech mocarstw szybko się jednak skończyła. Największe różnice wystąpiły na linii: Francja – USA. Interesem pierwszego było całkowite unicestwienie Niemiec, co oficjalnie – niemal – prezentowane było w działaniach generała de Gaulla. Szybko jednak ta polityka znalazła opór w Stanach Zjednoczonych, które wraz z Wielką Brytanią połączyły swoje strefy okupacyjne w tzw. Bizonię i zaczęły intensywnie pracować na rzecz budowania państwowości Niemiec. Z protekcji USA kanclerzem został wybrany Konrad Adenauer, zadeklarowany wróg nazizmu i Hitlera, a ranga tego państwa na arenie międzynarodowej szybko nabierała znaczenia. Stany Zjednoczone przez swoją obecność militarną i gospodarczą w Niemczech pomogły w odbudowie kraju, dając gwarancję bezpieczeństwa innym państwom oraz transplantując na grunt europejski amerykański model demokracji, walki z komunizmem, a także dając podwaliny do wspólnoty gospodarczej kontynentu.
Dzisiaj każdy zna odpowiedź na pytanie, kto najbardziej skorzystał na obecności Amerykanów na kontynencie europejskim po II wojnie światowej. Są to oczywiście Niemcy. Jednak w historii, oprócz analogii i podobieństw, często też występują paradoksy. Ten aktualny, polega na tym, że ci, którzy Amerykanom najwięcej zawdzięczają, ostatnio jako pierwsi odwrócili się do nich plecami.
Gdyby zatem teraz ziściły się plany przeniesienia amerykańskich baz wojskowych z Niemiec do Polski, to nie patrzyłbym na ten fakt jako na okazję do zrobienia interesu, niczym postnazistowskie Niemcy po II wojnie światowej. To raczej byłoby dla Polaków, w pewnym sensie, moralne zadośćuczynienie za Teheran, Jałtę i Poczdam. Korzyści militarnych też w tym nie należy upatrywać, przynajmniej jakichś znaczących. Jednak dzisiaj, podczas toczącej się na międzynarodowym forum dyskusji na temat pozycji Polski w Unii Europejskiej, fakt zainteresowania się raczkującą w demokracji Polską przez potężnego hegemona może tylko wpłynąć, delikatnie mówiąc, tonizująco na naszych adwersarzy. Tym bardziej, że są nimi akurat Niemcy i Francja, do niedawna dwójka nieprzyjaciół, dzisiaj sojuszników w dyplomatycznym mezaliansie na rzecz osłabienia cudzej pozycji.
Może szczęśliwy splot wydarzeń daje nam okazję do odrobienia straconego czasu? Może właśnie teraz warto posłuchać podszeptu historii?

ARTUR WARZOCHA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *