Wyjść z korkociągu topieli


To już tradycja 25. miesięcy. W każdą pierwszą niedzielę jeszcze przed 17. kościół pod wezwaniem św. Barbary w Częstochowie jest pełen wiernych, a po znakach rejestracyjnych samochodów “okupujących” pobliski parking można dowiedzieć się, skąd pielgrzymują: krakowskie, łódzkie, katowickie i oczywiście częstochowskie. Zmarznięty, odnajduję jeszcze rejestracje z poznańskiego (dawnego) i rzeszowskiego. O 17.15 w Barbarze rozpocznie się różaniec, potem Msza św. w intencji trzeźwości, a po niej spotkanie środowiskowe ludzi dotkniętych uzależnieniem. Od alkoholu, od leków, od narkotyków i wszelkiego innego zła.

To już tradycja 25. miesięcy. W każdą pierwszą niedzielę jeszcze przed 17. kościół pod wezwaniem św. Barbary w Częstochowie jest pełen wiernych, a po znakach rejestracyjnych samochodów “okupujących” pobliski parking można dowiedzieć się, skąd pielgrzymują: krakowskie, łódzkie, katowickie i oczywiście częstochowskie. Zmarznięty, odnajduję jeszcze rejestracje z poznańskiego (dawnego) i rzeszowskiego. O 17.15 w Barbarze rozpocznie się różaniec, potem Msza św. w intencji trzeźwości, a po niej spotkanie środowiskowe ludzi dotkniętych uzależnieniem. Od alkoholu, od leków, od narkotyków i wszelkiego innego zła.
W modlitwie różańcowej kruszeje pycha uzależnienia. Mam okazję jeszcze przed spotkaniem rozmawiać z ludźmi, którzy przychodzą tu, przyjeżdżają szukać ratunku, czy jak mówi jeden z przyjezdnych z Myszkowa odkupienia i przemienienia… “Najgorszy jest pierwszy miesiąc. Każdego ranka jestem jak sparaliżowany. Ciało się trzęsie. Nie chcę, ale pragnienie mnie zmusza. Każda myśl jest jedna, jak najszybciej się napić. Potrzeba ulgi. To jest jak opętanie. Nie chcę. Ale jest taki mus. Dzieci jeszcze śpią, żona też. Wychodzę cicho. Zaczepiam ludzi o 50 groszy, o złotówkę, o 20 groszy. Zebrać na nalewkę… Dzięki Bogu w mękach straszliwych wytrwałem już dwa miesiące. Przychodzę już na drugie spotkanie do Barbary bez alkoholu. Nie mam w sobie już tego musu. Ustąpił ciąg. Nie ma korkociągu. W domu mi jeszcze nie wierzą. Zresztą ja jeszcze sobie sam nie wierzę. Ale mam swój kalendarz. Od spotkania w Barbarze, do następnego spotkania. Wierzę, że wytrwam i modlę się, modlę. Nieśmiało z żoną i dziećmi…”
Ojcem tych comiesięcznych spotkań jest paulin Ryszard Bortkiewicz. – “Zaczęło się wszystko w pierwszą niedzielę adwentu, czasu wyciszenia i oczekiwania w grudniu 2001 roku. Kościół w tę mroźną niedzielę pojawił się tam, gdzie zawsze być powinien najpierw. Wśród słabych, poranionych, zagubionych. Ludzi, którzy nie mogą sobie dać rady w życiu. Trzeba wiedzieć, że współczesny człowiek jest narażony na mnóstwo zagrożeń. Wśród nich na czoło wysuwa się zagrożenie uzależnieniem od środków zmieniających świadomość. To są: alkohol, narkotyki, leki. Wokół człowieka dziś jest za mało dobra. Coraz częściej, coraz mocniej towarzyszy mu zło we wszelkiej postaci: bezrobocie, bezdomność, zasiłki urągające nawet żebraczym datkom. Tym wszystkim, tą plagą jest też dotknięta w całej rozciągłości Częstochowa. I może dlatego ludzie “pielgrzymują” do paulińskiej świętej Barbary, by szukać, często jak ostatniej deski ratunku, nadziei i nowej siły przetrwania najgorszego i wyjścia z najgorszego.
Ojciec Ryszard odpowiada pospiesznie, w biegu, idąc do kościoła. Kaznodzieja w homilii mówi twarde, surowe słowa prawdy. Mówi o agresji zła, które niszczy człowieczeństwo, niszczy wiarę, niszczy w człowieku Boga. Przez alkohol i inne środki zguby. Mimo zimna w kościele jest gorąco. Bo jest ścisk. Ramię przy ramieniu. Głowa przy głowie. Kiedy byłem tu w grudniu 2001 roku kościół św. Barbary był ledwie co wypełniony przez szukających w ten niedzielny wieczór nadziei. Dziś, w tę niedziele nadziei, błagania o trzeźwość, w kościele trudno o miejsce. Mówią mi, że jest ich cztery razy więcej. Przysłuchuje się już po Mszy św. rozmowom na tradycyjnym spotkaniu uczestników tego modlitewno-refleksyjnego zgromadzenia ludzi dotkniętych uzależnieniem.
– Próbowałem wszystkiego. AA, grupy samopomocowe, kluby abstynenta, antikol i “wszywki”. I zawsze były zawroty. Każdy kolejny gorszy od poprzedniego. Myśli samobójcze. Omamy. Zwidy. Napady furii. Rozbita rodzina. Uciekające z żoną w środku nocy dzieci do sąsiadów. Koszmar pustej flaszki. I tu, w świętej Barbarze przyszło olśnienie. Upadłem na kolana przed Bogiem, Chrystusem. Powiedziałem mu: “Ratuj – jestem alkoholikiem – Ratuj mnie! Trzeci miesiąc nie piję. Nie liczę dni, ile już nie piję. Liczę dni, ile jest jeszcze do następnego spotkania w tym kościele. I przybywam tu jak na skrzydłach – mówi Maciej z Łodzi.
Ojciec Ryszard podkreśla, że jest to modlitwa wielkiej nadziei. Modlitwa na kolanach. W pokorze. Ktoś mówił: w popiele skruchy.
Angażują się w modlitwę różańcową i Mszę św. siostry z różnych zgromadzeń żeńskich. Co miesiąc inne zgromadzenie. Mszę św. sprawują księża, duszpasterze zajmujący się uzależnieniami. – W sierpniu 2002 i 2003 w miesiącu trzeźwości był arcybiskup, metropolita częstochowski, ksiądz Stanisław Nowak. Modlili się również z nami biskupi pomocniczy naszej archidiecezji Jan Wątroba i Jan Długosz – informuje o. Ryszard.
Modlitwa, Eucharystia, elementy kontemplacji ojciec Ryszard umiejętnie łączył z mówieniem radykalnym w tej świątyni prawdy o skutkach ale i przyczynach uzależnienia. Dlatego, po Mszy św. “od ołtarza” dzielili się swoją wiedzą i doświadczeniem profesjonaliści: był pełnomocnik od spraw problematyki alkoholowej, terapeuta z ośrodka dla narkomanów “Betania”, policjantka od spraw przestępczości, wywołanej alkoholem, psycholog z zakładu karnego dla kobiet w Lublińcu. Oni pozostawili na pewno wśród słuchających, w ich sercach, wiele znaków zapytania, zmuszających do zastanowienia się nad sobą, nad swoim losem. Te spotkania w kościele św. Barbary łączą w sobie dwa elementy: dążenia do duchowego uzdrowienia i poznawania, aż do bólu, prawdy o spustoszeniu wiodącym ku zagładzie przez uzależnienie. – Pragnę bardzo i modlę się o to wytrzeźwiała nasza parafia, Częstochowa i Polska – mówi ojciec Ryszard Bortkiewicz.
Ojciec Ryszard miał takie momenty, że chciał całe to dzieło, które od ponad dwóch lat buduje, pozostawić własnemu biegowi i odejść. Został jednak wezwany przez zwierzchność “do raportu”. Powiedziano mu krótko: “to musi być, to musi trwać”. Nic mu nie pozostało jak zostać na posterunku. I przekonał się, że dobro rodzi dobro. Mówi o tym, nie ukrywając radości. – Dzięki tym spotkaniom, dzięki Mszy św., modlitwie różańca św. zrodziła się idea powołania do życia stowarzyszenia. Nazwaliśmy je “Stowarzyszeniem Pomocy Osobom Uzależnionym i ich Rodzinom Jest Nadzieja”. Dzięki temu stowarzyszeniu, dzięki “Nadziei” powstał na Jasnej Górze Punkt Konsultacyjno-Informacyjny w dziedzinie uzależnień. Rozpoczął swoją pracę w sierpniu – miesiącu trzeźwości – 2003 roku. Jak gdyby to, co wymodliliśmy, rodzi dobre owoce. Punkt i stowarzyszenie skupił ludzi, którzy chcą służyć pomocą, radą, wsparciem, jak wyjść z tej strasznej opresji. Przychodzą do punktu ludzie, którzy dotychczas nie wiedzieli, gdzie mogą szukać odpowiedzi na pytania o ich być albo nie być, o drogi powrotu do ich człowieczej, bożej godności. Punkt jest otwarty cały tydzień, poza wtorkiem, od godziny 13 do 19. W soboty i niedziele od godziny 12 do 20. Tutaj jest miejsce na próbę opamiętania – stwierdza ojciec Ryszard.
Chciałoby się widzieć przy każdej parafii taką inicjatywę modlitwy o trzeźwość. Ale, jak mówi o. Ryszard, nie jest to praca ani efektywna, ani efektowna. Jest żmudna, trudna, twarda, jak pycha każdego nałogowca. Dzięki spotkaniom modlitewno-refleksyjnym w trosce o trzeźwość wielu ludzi wstąpiło na drogę trzeźwości. Są świadectwa z różnych stron Polski m.in. z Myszkowa, Wieruszowa, Łodzi, Rudy Śląskiej, Krakowa itd. Skuteczność tych spotkań jest coraz mocniej słyszalna w całej Polsce. Tu przeżywają pierwszą, drugą rocznicę trzeźwości. Są tacy, którzy umocnili swą ponad 10-letnią trzeźwość na tych spotkaniach.
Wszyscy tutaj na tych comiesięcznych spotkaniach wspólnie w modlitwie, Eucharystii, w szczerych aż do bólu rozmowach trzeźwieją. Ojciec Ryszard podkreśla, że tutaj czują się bezpieczni. Nikt ich nie ocenia, nie krytykuje, nie opiniuje. Są w modlitwie, sam na sam z Bogiem. I stąd od kościoła paulinów św. Barbary promienieje zachęta, zaproszenie dla innych.
Skoro innym się udało, mojemu synowi, córce, ojcu, siostrze, żonie sąsiada, przyjacielowi, to może mnie się też uda? To jest nadzieja. Tym bardziej, że na spotkania przychodzą ludzie, którzy mają za sobą 11, 15 lat trzeźwości. I wielu, którzy po raz pierwszy przyszli na to spotkanie do kościoła św. Barbary pyta: “Skoro oni, to dlaczego nie ja?! Spróbuję “Jest Nadzieja”.

PIOTR PROSZOWSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *