75. ROCZNICA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ


Świadczyć prawdę – kolejna rocznica agresji Niemiec na Polskę.

1939 rok. Ci co mieli wtedy lat 10 dziś mają 85. Ilu jeszcze żyje świadków tamtych dni? Coraz mniej, więc coraz więcej fałszowania historii, zakłamywania nawet tak ewidentnych spraw, jak kwestia odpowiedzialności za Holokaust. I ciągle zbyt mało zdecydowane i słyszalne są protesty polskich władz wobec sformułowań – używanych już także przez niektórych zagranicznych polityków – o polskich obozach koncentracyjnych, czy polskich obozach zagłady. Za lat kilka, jeśli ta sytuacja się nie zmieni, nie tylko amerykańska młodzież będzie uczyła się takiej właśnie wersji historii II Wojny Światowej. I nikt nie kojarzył będzie z narodem niemieckim nic nieznaczących określeń: hitlerowcy, faszyści.

Niemcy czy naziści?

Na nas dziś spoczywa obowiązek zachowania pamięci o prawdzie o niemieckiej okupacji Polski. Nie wolno nam zapomnieć: o pacyfikacjach wsi, masowych egzekucjach, eliminacji polskiej inteligencji, łapankach na ulicach, gettach, wywozach na roboty, obozach koncentracyjnych, krematoriach, doświadczeniach pseudomedycznych prowadzonych na jeńcach tych obozów, bestialstwie Gestapo, kradzieżach dzieł sztuki, bombardowaniu miast, selekcji rasowej, Dzieciach Zamojszczyzny –- wywożonych do Niemiec w celu germanizacji, przesiedleniach… Niezwykle ważne jest, abyśmy świadectwo każdego, kto cokolwiek z tamtych czasów pamięta, utrwalili. Tylko taki przekaz może nas skutecznie obronić przed zakusami uczynienia z Polski winnego nie tylko wybuchu II Wojny Światowej, ale również wszystkich popełnionych wtedy zbrodni. Na to pozwolić nie możemy. I nie myśl sobie Drogi Czytelniku, ze przesadzam, żem zwolenniczką spiskowej teorii dziejów. Siądź do komputera i wyszukaj tekstu wystąpień przywódców państw europejskich, które w II Wojnie Światowej stanowiły koalicję antyniemiecką. Choćby tych, wygłoszonych w czasie obchodów ostatniej rocznicy lądowania w Normandii… Co i jak mówią! To musi wzbudzić w nas wyjątkową czujność i zdecydowaną reakcję. Inaczej, ktoś tą historię opowie za nas. I to będzie opowieść jeszcze bardziej kłamliwa, niż ta z głośnego niemieckiego serialu: „Nasze matki, nasi ojcowie”, który już w świecie funkcjonuje, bez jakichkolwiek oficjalnych polskich protestów. Swój sprzeciw zgłosiły jedynie organizacje społeczne, jak ”Reduta Dobrego Imienia” czy środowiska polonijne, między innymi w USA czy w Niemczech.

Zaczęło się w Wieluniu

Wracając do roku 1939. Zdaniem Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (choć pojawiają się głosy negujące te ustalenia) II Wojna Światowa rozpoczęła się w Wieluniu. To właśnie to miasto, na rozkaz dowódcy 4 Floty Powietrznej gen, Wolframa von Richthofena miało być zbombardowane przez bombowce Luftwaffe, jako pierwsze. Powód – stolica powiatu bezpośrednio graniczącego z III Rzeszą. Atak rozpoczął się o godzinie 4 minut 35. W dwóch nalotach zginęło nawet do 2169 ludzi, choć o dokładną liczbę ofiar historycy wciąż się spierają. Niemcy zrzucali bomby na wszystkie budynki, również na szpitale. Zniszczone zostało około 75 procent zabudowy miasta. Samoloty niemieckie dotarły również w okolice Częstochowy.

Świadectwo Kazimierza Kukuły

1939 rok Kazimierz Kukuła pamięta dobrze. 1 września, razem z pozostałą 6 rodzeństwa, wędrowali z rodzicami do Koniecpola. Uciekali, żeby być dalej od granicy z Rzeszą. Cały dobytek spakowany został na czterokołowy wózek. Im dalej szli, tym bardziej odczuwali wojnę. Niemcy bombardowali wszystko. Domy, mosty, drogi i uciekających nimi ludzi. W końcu pojawili się żołnierze na motorach. Byli wokół uciekającej grupy cywilów. Rodzina pana Kukuły znalazła schronienie w piwnicy domu jednego z gospodarzy, w Koniecpolu. Wkrótce i tam dotarli Niemcy. Wśród obcobrzmiących okrzyków wyprowadzono z zabudowań 10 mężczyzn. Mieli zostać rozstrzelani. Żołnierze czekali tylko na rozkaz oficera. Kiedy ten przyjechał, kazał ludzi puścić wolno… Wtedy rodzice pana Kazimierza postanowili wracać do domu.
3 września 1939 roku w Kawodrzy Dolnej, jak w pozostałej Polsce, był kolejnym trudnym, wojennym dniem. Odgłosy wojny stawały się coraz wyraźniejsze. Dobiegały również z powietrza. Nikt nie spodziewał się, że i w tym miejscu rozegra się jeden z dramatów tej wojny – bo przecież każda śmierć jest dramatem. W godzinach porannych warkot silników samolotów słychać było wyjątkowo głośno. To nie był jeden samolot. W hałas silników wdarł się odgłos wystrzałów. Po chwili jeden z samolotów runął na jedno z podwórek, nieopodal mieszkalnego budynku. Biało-czerwona szachownica nie pozostawiała wątpliwości – to był polski samolot. Piloci – dwóch młodych mężczyzn, p.por. obs. Jan Klimek (rocznik 1916) i kpr. pil. Mikołaj Jurcewicz (rocznik 1912) zginęli na miejscu. Obaj byli pilotami 22 Eskadry Bombowej II Pułku Lotniczego Wojska Polskiego. Trzeci z załogi uratował się skacząc ze spadochronem. Trafił do niemieckiej niewoli. Zmarł po wojnie.
4 września rodzina pana Kukuły wróciła do domu. Na podwórku, w ogrodzie leżał nadpalony wrak samolotu. Widać było kilka drzew podciętych przez spadający samolot. Ludzie przychodzili, zabierali części samolotu. Wkrótce pojawili się Niemcy. Kazali tacie pana Kazimierza, który był stolarzem, zbić trumny dla nieżyjących pilotów. Pochowano ich na cmentarzu w Gnaszynie. Załoga samolotu, zdążyła przed katastrofą zrzucić na pobliskie pole kilka bomb. Żadna z nich nie eksplodowała. Niemcy rozkazali zbić specjalne skrzynie, w których żołnierze przetransportowali bomby za rzekę, gdzie je zdetonowali.
Nie było to żadne brzemienne w skutki wydarzenie. Ot wojenny incydent, jakich zdarzyło się w tamte wrześniowe dni setki, może tysiące. Niewiele znacząca historia. Może i tak, ale dla ludzi, którzy tego dnia stracili swych synów, może braci, może mężów, to z pewnością najważniejsze wydarzenie II wojny światowej.

Post scriptum…

Czy dziś, my współcześni, jesteśmy w stanie zrozumieć poświęcenie wrześniowych żołnierzy? Czy dla nas, których często perspektywa konieczności spłaty kolejnej raty za: dom, samochód, wakacje w Egipcie, przeraża do tego stopnia, że boimy się podpisać petycję w Obronie Życia Nienarodzonych, słowa o heroizmie Polaków z 1939 czy 1944 roku mają jakiś głębszy sens? Czy – jak chcą dzisiejsi inżynierowie dusz – są one li tylko synonimem „bezsensownych ofiar” i „błędnych decyzji niekompetentnych, tchórzliwych generałów”? Bez odpowiedzi na takie pytania nie dowiemy się ile w nas Polski zostało. Jak mówił marszałek Józef Piłsudski: „Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości”. I jeszcze współczesne hasło, znalezione gdzieś w „sieci”: „Pamiętajmy o naszej historii, bo opowiedzą ją na nowo niemieckie seriale”.

Anna Dąbrowska

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *