TANIO I DUŻO (2)


W domu i na świecie
RYSZRAD BARANOWSKI

Jak już pisałem w zeszłym tygodniu, Polaków gnębi niczym nieuzasadniona drożyzna – wynik pazerności Państwa oraz niepohamowanej żądzy zysków w instytucjach, firmach i sklepach. Ów brak hamulców wart jest większej uwagi, gdyż wielu polityków i gęgających w tym samym tonie dziennikarzy powtarza frazes o rzekomym “dzikim kapitalizmie”, jaki zapanował nad Wisłą za sprawą reform rynkowych. Miliony ludzi wkroczyło w nową rzeczywistość jak w dym, wierząc, że wreszcie zlikwidowano tysiące absurdów gospodarki planowej. Lecz właśnie wtedy do akcji wkroczyli wszelkiej maści lobbyści z państwowego lewiatana, a mówiąc prościej – zagrożeni w swym bycie monopoliści i kombinatorzy. Oszołomionej publiczności prezentowali swe zatroskanie o polskość i bezpieczeństwo socjalne, zaś w korytarzach sejmowych i ministerialnych cierpliwe oczekiwali posłuchania u nowych decydentów i starych wyjadaczy.
Zasadą panującą w ekonomii III Rzeczypospolitej miała być notyfikacja (zgłoszenie) działalności gospodarczej, zamiast poprzednio panującej reglamentacji (zezwolenia) na tęże działalność. Premierzy, ministrowie i posłowie chętnie nachylali ucha na podszepty, a być może inne argumenty w postaci posad dla “krewnych i znajomych Królika”. Choć ćwierkały o tym wróble na dachu, nie chcę przypuszczać, że jeszcze więcej było tzw. propozycji nie do odrzucenia: obietnic finansowania kampanii wyborczej i zwyczajnego szantażu. Jak było tak było – w końcu wymyślono listę rodzajów aktywności gospodarczej, wyjętych spod praw wolnego rynku. Ochrona narodowego dziedzictwa objęła banki i ubezpieczenia, transport kolejowy i autobusowy, pocztę i telefony, górnictwo i elektrownie, dostawę prądu i gazu, produkcję broni i leków, komunikację miejską i spółdzielczość mieszkaniową a nawet wodociągi i śmieci. Listę można by ciągnąć bardzo długo, lecz ważny jest ostateczny rezultat: ściągnięcie polskiego tygrysa do parteru. Jego skok jeszcze skuteczniej skróciły bodaj najwyższe w Europie ZUS-y, podatki, cła, akcyzy i VAT-y…
Wielokrotnie biadaliśmy w naszej redakcji nad upadkiem tradycyjnego przemysłu w Częstochowie i wielu innych miastach o podobnej strukturze gospodarczej. Pustoszejące hale dawnych przędzalni, tkalni, szwalni, farbiarni, papierni, iglarni, stolarni i czego tam jeszcze, nie są jednak czymś nowym w naszym krajobrazie. Ostatnio zwiedzałem sporo terenów industrialnej Łodzi i okolic. Dziesiątki fabryk, a zwłaszcza fabryczek, umierało tam jeszcze przed 40-30-20 laty, gdyż już wówczas przegrywaliśmy konkurencję z tanią produkcją azjatycką. Państwowe zjednoczenia też umiały liczyć i wychodziło im, że dolarowy import bawełny dla przerobu w kraju jest droższy od sprowadzania gotowych tkanin pościelowych lub podkoszulków i kalesonów. Piękne budowle z czerwonej cegły pamiętające czasy “Ziemi obiecanej” służą dziś handlowi starzyzną pod swojską nazwą “Lumpex”.
Temat uwolnienia ducha przedsiębiorczości był przerabiany w wielu krajach. Pociągnięcia bywały bliźniaczo do siebie podobne: likwidacja koncesji, złamanie monopolu, obniżenie lub zniesienie opłat i cen urzędowych, wreszcie nakazowa ingerencja cenowa i organizacyjna. Trzeba jednak mieć głębokie przekonanie i żelazny charakter, by takich kroków dokonać. Obecny rząd trudno nazwać gronem entuzjastów wolnego rynku i propagatorów wolnej przedsiębiorczości. O ile wiem, setki ludzi w parlamencie i na wszystkich szczeblach samorządów ma zbyt duże długi wdzięczności wobec państwowych molochów i przyklejonego do nich biznesu prywatnego. Na tani impuls telefoniczny, komfortowy pociąg, benzynę w cenie wody mineralnej, wreszcie wspomniane w zeszłym tygodniu piwo po 50 groszy, będziemy czekać jeszcze bardzo długo.
ryszardbaranowski@poczta.onet.pl

RYSZRAD BARANOWSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *