Miejskie Potyczki Komunikacyjne


CIĄG DALSZY SPORÓW OBU DYREKTORÓW

Rekordzista w powrotach do pracy znów zatriumfował. Po kolejnym długim procesie Sąd ponownie przywrócił Ryszarda Raczka na kilkukrotnie odbierane mu stanowisko wicedyrektora MPK. Na ile tym razem?

Konflikt byłego dyrektora ds. technicznych z zarządem spółki, a właściwie z prezesem Krzysztofem Nabrdalikiem, to już niemal dziesięcioletnia historia. Po raz pierwszy dyrektor Nabrdalik zwolnił Raczka w 1999 roku. Ten jednak szybko zdołał powrócić na stanowisko. Po 3 latach bitewnej posuchy, gdy Nabrdalik został prezesem MPK, Ryszard Raczek znów otrzymał dyscyplinarkę, tym razem za „dokonanie zakupów narażających spółkę na straty”. Wtedy zapowiedział, że będzie walczył o sprawiedliwość. Przez 4 kolejne lata dochodziło do licznych rozpraw, w których Raczek żądał przywrócenia go na zajmowane wcześniej stanowisko, z którego – jak twierdził – został niesłusznie zwolniony. Zarówno sąd I, jak i II instancji nie przychylił się do żądań powoda, motywując to likwidacją piastowanej przez niego posady. Pocieszeniem dla Raczka miało być odszkodowanie w wysokości 50 tys. zł. Ten jednak nie zamierzał dać za wygraną. Zgłosił sprawę do Sądu Najwyższego i tym razem dopiął swego. 21. marca 2007 roku, po 5 latach procesowania się, Ryszard Raczek został przywrócony na stanowisko dyrektora ds. technicznych w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym. – Jestem wzruszony i szczęśliwy. Wierzyłem w mądrość Sądu – mówił tuż po rozprawie.
Radość nowego-starego wiceszefa nie trwała długo. W 3 dni po jego triumfalnym powrocie (podjechał pod budynek zakładu limuzyną), prezes Nabrdalik znów podpisał dla niego wymówienie. Tu historia mogłaby się zakończyć, jednak Raczek znów nie dał za wygraną.
2. września tego roku doszło do kolejnej rozprawy, podczas której jeszcze raz przeanalizowano powody tak szybkiego zwolnienia. Strona pozwana przedstawiła m.in. odmowę wykonania regulaminu dla kierowców (jak się później okazało, niemożliwego do opracowania w ciągu 3 dni), a także agresywne zachowanie Ryszarda Raczka, w tym trzaskanie drzwiami i wulgarne słowa. – Brakuje tu jeszcze dziadka z Wehrmachtu – opiniował pełnomocnik Raczka, mec. Jacek Będkowski. Także sam powód nie krył zdziwienia. – Przez całe życie pracowałem w tej firmie, w tym przez 25 lat, jako dyrektor techniczny. Chodzi mi tylko o to, żeby dopracować do emerytury – mówił ze wzruszeniem.
W odpowiedzi prezes Nabrdalik podkreślił fakt złych relacji między nim, a Raczkiem, co dodatkowo miało uniemożliwić wzajemną współpracę. – On bez przerwy szukał powodu, by ośmieszyć moją osobę. Przyznaję, że jest przebiegły i bardzo dobry, w tym co robi – zaznaczył.
Po niedługim namyśle, sąd zdecydował przywrócić do pracy Ryszarda Raczka na dotychczasowych warunkach oraz przyznać mu 8700 zł. od pozwanego, jako zwrot kosztów procesu i rekompensatę wynagrodzenia. – W tym procesie mamy do rozstrzygnięcia 3 dni pracy. Warto się było najpierw zastanowić, a nie podejmować decyzję o zwolnieniu w pół godziny – uzasadnił trybunał.
Wojna domowa w MPK, choć teoretycznie (znów) zakończona, tak naprawdę wydaje się trwać nadal. Po kilku latach ostrego sporu chyba już niemożliwe jest dojście do porozumienia obu panów. – Nie widzę żadnej możliwości współpracy – stwierdził Krzysztof Nabrdalik. Czy takiego samego zdania jest Ryszard Raczek? – Ja potrafię się z każdym dogadać, ale w tym przypadku chodzi mi tylko o dosłużenie do emerytury – skwitował. Jak to z tą emeryturą będzie? Na razie nie wiadomo. Szef MPK nie wyklucza, że zgłosi apelację.

ŁUKASZ STACHERCZAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *