ODSZEDŁ PRAWDZIWY POETA


Żegnamy ks. Jana Twardowskiego. Niemal we wszystkich gazetach czytamy nekrologi i wspomnienia. Ks. Jan Twardowski był w pełni świadomy pogarszającego się z miesiąca na miesiąc stanu swego zdrowia. Wiedział, że umiera. Zresztą, czy można myśleć inaczej mając lat 90?

Przez ostatnie trzy tygodnie – wspomina w przyjacielskiej rozmowie ze mną Tadeusz Nowakowski, były red. PIW-u – przebywał w warszawskim szpitalu na Banacha. Trafił tam jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Tuż przed śmiercią poprosił o rodzynki. Odchodząc, pożegnał się z najbliższymi słowami: “Mówcie wszystkim, że Pan Bóg jest uśmiechnięty i ma poczucie humoru”.
Odszedł poeta, odszedł prawdziwy poeta, któremu uwierzyło się od pierwsze linijki i towarzyszyło z każdym jego nowym wierszem.
Kim był dla mnie kapłana, który również pisze wiersze? Trudno to wszystko od ręki wytłumaczyć, ale to, co pisał, było niespotykaną świeżością. Pamiętam swoje pierwsze lata w klasztorze (wstąpiłem w roku 1980), gdy przez jakiś czas przestałem pisać. Nie mogłem znaleźć nowego oddechu dla przeżyć religijnych, dla sacrum. Pomogła mi właśnie poezja ks. Twardowskiego. W sobie tylko wiadomy sposób potrafiła “ucodziennić świętość”, którą przeżywałem tylko na kolanach i ze złożonymi rękami.
Pamiętam jak dziś jego wieczór autorski w latach stanu wojennego, w kościele ojców Bernardynów w Krakowie. Te tłumy ludzi rodzinami idące na spotkanie. Jego wejście na salę, maleńką postać w sutannie, przygarbioną, jakby zaskoczoną i onieśmieloną tłumem. Czytał przez mikrofon, po każdym wierszu zapadała coraz większa cisza, nikt nie chciał mówić, pytać. Zresztą ks. Jan też unikał rozmowy, by na koniec poprosić przybyłych o podzielenie się swoimi wierszami. Wszyscy wtedy poczuli się jeszcze bardziej rodzinnie, wielu zaczęło czytać swoje wiersze.
Postanowiłem napisać pracę magisterską o jego twórczości, pochwaliłem się tym w liście. Ksiądz Jan zawsze odpowiadał na kartkach pocztowych, krótko, swoim charakterystycznym drobnym pismem. Udało się nam spotkać. Jego ojcowskie przytulenie było jak błogosławieństwo.
Odszedł prawdziwy poeta. Był dla mnie, jak i chyba dla wszystkich poetów w sutannie, po prostu mistrzem.
Był poetą… Czas przeszły jest tu nie na miejscu, wydaje się czymś niestosownym, ponurą pomyłką, bluźnierstwem…
Szukam słowa na zakończenie, a raczej na pożegnanie, gdy “coś” każe mi zajrzeć na stronę internetową. Czytam: “Mieliśmy dzisiaj na zajęciach omawiać jego wiersze, ale coś się stało, że nie starczyło czasu. Teraz już wiem, dlaczego: bo wtedy odszedł. (Ale jego poezja zawsze będzie bliska memu sercu)”. Do kogo skierować prośbę, byśmy się nie oddalili od wierszy ks. Jana Twardowskiego?

Ks. Jerzy Hajduga CRL

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *