GEOPOLITYKA. Islam, odwrócone przedmurze i końcówka Jedwabnego Szlaku


Profesor Bogdan Góralczyk w przedmowie do niedawno wydanego dzieła dr Jacka Bartosiaka , „Pacyfik i Eurazja. O wojnie” z przekąsem stwierdza, iż „Geopolityka i geostrategia nie są w Polsce nadmiernie popularne” i odnotowuje „… nielicznych Polaków geopolityką się zajmujących, jak Leszek Moczulski czy Janusz Mondry”.Monumentalne opracowania dr Bartosiaka, ten bilans, aktualizuje i wyraźnie poprawia. Książka Bartosiaka ukazuje się w czasie, gdy na globalnej geopolitycznej szali zdają się znacząco ważyć – choć już obecne dekadę temu, to jednak nie dominujące – dwa czynniki: islamizacja zachodniej Europy i wzrost światowej potęgi Chin. O tym drugim czynniku pisze Bartosiak wieloaspektowo i obszernie, zachęcając, by, na kanwie geopolitycznej narracji – z polskiej perspektywy – wysuwać polityczne wnioski.

Problemy z Niemcami

Chociaż książka „Pacyfik i Eurazja…” zasadniczo traktuje o rywalizacji USA-Chiny, także w aspekcie symulacji wojny powietrzno-morskiej, na Oceanie Spokojnym, to jednak jej zasadniczym kontekstem pozostaje emulacja obu mocarstw na ogromnym lądzie – Eurazji. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, iż geopolityczne napięcie w Eurazji wyznaczają: obecność USA i NATO w Europie oraz budowa przez Rosję i Niemcy, jako hegemona Unii Europejskiej, strategicznego wału atlantycko-pacyficznego, od Lizbony po Władywostok. Dzisiaj wiemy już, że do poprawnej analizy sytuacji geopolitycznej Eurazji potrzebne jest uwzględnienie skutków – co najmniej – jeszcze dwóch faktów: islamizacji Niemiec i całej Europy Zachodniej oraz przywołanej już tutaj – globalnej rywalizacji USA i Chin. Dopiero na tak zarysowanej, sytuacyjnej mapie możliwa jest analiza, podejmowana z polskiej perspektywy, pozycji i zachowań głównych graczy na euroazjatyckiej szachownicy: Rosji, USA, Chin i Niemiec.

W rywalizacji Chin i USA na euroazjatyckim lądzie rolę języczka u wagi (w tym przypadku wypadałoby raczej powiedzieć: wołowego ozora) gra oczywiście rosyjsko-niemiecki, wał atlantycko-pacyficzny, od Portugalii po Kamczatkę. Ale jest to tak dalece wysokogabarytowy instrument, iż, przy jego użyciu, geopolityczny balans między USA i Chinami staje się niemożliwy. Rosja i Niemcy, sprzymierzone bowiem z Chinami – silnie zagrażają USA; sprzymierzone zaś z USA – są jeszcze większym niebezpieczeństwem dla Chin. Tak ustawiona pozycja na euroazjatyckiej szachownicy ma jednakowoż pewną strukturalną słabość. Stanowi ją przypadek Niemiec. Z jednej strony Niemcy są za „duże”, bo połączone z Rosją koncepcją wału atlantycko-pacyficznego uniemożliwiają balans między mocarstwami: USA, Chinami, a pomiędzy nimi także – Rosją. Z drugiej zaś strony, jako samodzielny sojusznik nie mogą być Niemcy obdarowane zaufaniem – żadnej ze stron. Niemcy zagrażają Chinom pozostając w sojuszu pacyficzno-atlantyckim z mocarstwem lądowym – Rosją i jednocześnie – w ramach NATO – w sojuszu – z USA – mocarstwem morskim. Niemcy nie są również pewnym sojusznikiem dla USA, bo formalnie i instytucjonalnie przynależąc do NATO, rzeczywiście lokują się w geopolitycznej głębi atlantycko-pacyficznego bloku z Rosją. Największa jednakowoż słabość Niemiec, dekomponująca układ na europejskiej i tym samym euroazjatyckiej szachownicy, wiąże się z ich odpowiedzialnością za islamizację zachodniej Europy. Zislamizowane Niemcy i zislamizowana, czyli zantagonizowana i zdestabilizowana Europa Zachodnia obniżają swoją wartość jako wiarygodni partnerzy w sferze gwarancji wewnętrznego i międzynarodowego bezpieczeństwa. Zislamizowane Niemcy to kłopotliwy, trudny, a nawet nieakceptowalny partner dla poważnej części państw Unii Europejskiej. Mimo tych niedogodności i niebezpieczeństw, które sami prokurują, Niemcy wcale nie wyrzekają się swych geopolityczno-imperialnych ambicji. A geopolityczno-imperialna ekspansja Niemiec zawsze wiedzie polskim szlakiem. Mało tego, podąża ku miejscom, które z natury rzeczy, czyli mocą historycznych uwarunkowań są właściwym obszarem polskich interesów geopolitycznych. Dzieje się to dzisiaj na Ukrainie, gdzie Niemcy zawłaszczając dla swych potrzeb naszą własną, polską, jagiellońską ideę, podszywają się pod wzniosłe cele Unii w Hadziaczu z 1658 roku, proklamującej Rzeczypospolitą Trojga Narodów: Korony, Litwy i Ukrainy. Niemcy czynią to, ręka w rękę, z Rosją, której przypadło realizować dyktat z Perejesławia z 1654 i 1659 roku, rozciągający rosyjskie władztwo nad Kijowem i wschodnią Ukrainą. Trzeba powiedzieć jasno: adoptując do współczesnych okoliczności i anektując do własnych potrzeb – polskiego ducha Hadziacza i moskiewskiego ducha Perejasławia – Niemcy i Rosja potwierdziły i przypieczętowały akt erekcyjny niemiecko-rosyjskiego bloku atlantycko-pacyficznego.

Jednakowoż Niemcy, mimo partnerstwa i wspólnictwa na euroazjatyckiej szachownicy, także wobec Rosji wykazują istotną słabość. Putin, jeszcze w 2005 roku, notabene, z okazji 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej mógł powiedzieć, iż „Najlepsze czasy dla Europy były wtedy, gdy Rosja i Niemcy współpracowały ze sobą jak najściślej”; czytaj: miały, kosztem Polski, wspólną granicę, jak, na przykład, w czasach porozbiorowych. W dzisiejszych realiach wspólna granica Rosji i Niemiec oznaczałaby dla państwa Putina bezpośredni styk z państwem niemieckim, intensywnie islamizowanym i proklamującym dyktat w kierunku zislamizowania całej zachodniej Europy. Punktów zapalnych, w konfrontacji z islamem, na swoim obszarze i na swoich, zewnętrznych azjatyckich granicach ma dzisiejsza Rosja wystarczająco wiele, by je, na dokładkę, spinać klamrą kalifackiej Europy. Gwałtownie islamizujące się Niemcy i islamizowana na potęgę przez Niemcy Europa Zachodnia, stają się paradoksalnie terenem antyislamskiej reakcji i zbrojnych starć z islamem czyli obszarem konwulsyjnie i strukturalnie destabilizowanym, tym samym coraz mniej atrakcyjnym, jako odpowiedzialny partner i sojusznik w systemie międzynarodowego bezpieczeństwa.

Geopolityczna wartość Międzymorza

Ale jest przecież i inna Europa: nie islamska i nie permanentnie islamizowana; tym samym nie antyislamska, czyli wewnętrznie stabilna i zewnętrznie obliczalna. To Europa Środkowo-Wschodnia w geopolitycznej formule Międzymorza, czekająca na swą dziejową szansę i koniunkturę. W polityce międzynarodowej dziejowa szansa często oznacza i wyprzedza dziejową misję i przeznaczenie. Wyodrębniony geopolitycznie obszar, obejmujący Polskę i wszystkie inne państwa Międzymorza, czyli obszar między Morzami: Adriatyckim, Bałtyckim i Czarnym stanowi miejsce styku interesów wielkich, rywalizujących o wpływy w Euroazji mocarstw: Rosji, Chin i USA. Czynnikiem eskalującym tę rywalizację są Niemcy; z jednej strony członek NATO, z drugiej – konsekwentny budowniczy – wspólnie z Rosją – antyamerykańskiego i antynatowskiego wału atlantycko-pacyficznego, na osi Lizbona-Władywostok. Jako strategiczny partner Rosji i Chin – Niemcy zagrażają USA. Jako sojusznik USA – w niektórych koncepcjach razem z Rosją – Niemcy zagrażają interesom Chin. Wysokie, cywilizacyjno-ekonomiczne gabaryty Niemiec pchają ich do licytowania za wysoko, do ciągłego podbijania stawki, co w połączeniu z ich strukturalną słabością – islamizacyjną autodestrukcją – czyni Niemcy niestabilnym sygnatariuszem ładu międzynarodowego. Antagonizujący i destabilizujący komponent Niemiec może, a zatem powinien, zostać zastąpiony, w geopolitycznym, euroazjatyckim paradygmacie, koncyliacyjnym i stabilizującym segmentem Międzymorza. Warto w tym miejscu podkreślić znamienny kierunek: odwrócenie geopolitycznej argumentacji. To nie wyłącznie i nie w pierwszym rzędzie emancypacyjne i podmiotowe interesy Polski i całego Międzymorza decydują o jego wyodrębnieniu, oznaczeniu i przejęciu konkretnych ról w polityce międzynarodowej, lecz, par excellence, interesy wielkich mocarstw: USA, Rosji i Chin.

W stronę euroazjatyckiego balansu

Dla USA geopolityczne sfunkcjonalizowanie Międzymorza oznacza bardziej efektywną obecność wojskową w Europie. Stanom Zjednoczonym łatwiej, skuteczniej i taniej będzie bronić swych interesów w Europie w obrębie Międzymorza, obszaru stabilnego, bo nie targanego konfrontacją z islamem, niż z niestabilnego terytorium Niemiec i Europy Zachodniej, gdzie ekspansji islamu sprzyja tubylcza, ideowa i moralna atrofia, inercyjna i kapitulancka. Wzmocnienie roli państw Międzymorza w NATO i Unii Europejskiej oznacza wzmocnienie realnej siły zarówno NATO jak i UE, co jest korzystne dla Stanów Zjednoczonych i ich ważnego i prestiżowego sojusznika – Anglii, zgodnie z kilkusetletnią tradycją angielski myśli i praktyki politycznej: osłabiania najsilniejszego państwa na europejskim kontynencie.

Wbrew temu, co twierdzi wpływowy kremlowski ideolog, Aleksander Dugin, Międzymorze nie ma wcale antyrosyjskiego charakteru; przeciwnie: przynosi Rosji wymierne geopolityczne korzyści w nowej sytuacji, jaką stanowi islamizacja Niemiec i Europy Zachodniej. Międzymorze nie będzie również strefą buforową, czy sanitarnym kordonem, czemu zawsze, z całą mocą, przeciwstawiają się rosyjscy stratedzy, lecz przyjmie na siebie rolę jednoczesnej kumulacji i obsługi strategicznych interesów Rosji, USA i Chin.

W przypadku natomiast Chin – dla ich globalnej ekspansji gospodarczej; położenie Międzymorza – centralne w Europie – ma strategiczne znaczenie. To stąd, z obszaru między morzami: Bałtyckim, Adriatyckim i Czarnym, we wszystkich europejskich kierunkach powinny przebiegać tranzytowe nitki Nowego Jedwabnego Szlaku. Można zatem powiedzieć, że to także gospodarcze interesy Chin współstanowią projekt Międzymorza. Chiny będą nie tylko rozsadnikiem więzi gospodarczych między państwami Międzymorza, ale, tym samym czynnikiem konstytutywnym w sferze międzymorskich więzi politycznych.

Bez balastu Niemiec geopolityczny balans USA, Chin i Rosji na obszarze Euroazji jest możliwy, a funkcjonalne uruchomienie Międzymorza okaże się obiektywną konsekwencją fundamentalnych zmian na euroazjatyckiej globalnej szachownicy, a także odpowiedzią na te zmiany, fundującą kształt światowego, ładu na najbliższe dekady.

Szymon Giżyński

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *