Solidarność zarzuca: deficyt Pogotowia rośnie


Prezydium Zarządu Regionu Częstochowskiego NSZZ „Solidarność” protestuje w sprawie aktualnych wydarzeń w częstochowskim Pogotowiu Ratunkowym. Związkowy zarzucają zarządowi miasta – prezydentowi i Radzie Miasta – bierność wobec zadłużania stacji oraz zatrudniania ratowników medycznych na tak zwanych umowach śmieciowych.

Jak podają w swoim stanowisku, dyrektor Pogotowia – Janusz Adamkiewicz – w spadku po poprzedniku otrzymał deficyt w wysokości zaledwie kilkudziesięciu tysięcy złotych, a na dzisiaj dług wynosi ponad pół miliona złotych. To, jak martwią się związkowcy, zakończy się pożyczką na spłatę długu. Ponadto zarzucają dyrektorowi nierówne zatrudnianie pracowników. Ratownicy medyczni – jak stwierdzają – są zatrudniani na tak zwane „śmieciówki”, natomiast biurowi – ci z błogosławieństwem SLD (Janus Adamkiewicz jest członkiem tej partii) – na umowy stałe. W tych okolicznościach zdumieni są wiadomościami o przyznaniu dyrektorowi nagrody finansowej, na co wyraziła zgodę Rada Społeczna Pogotowia.

O wyjaśnienie sytuacji zwróciliśmy się do dyrektora Pogotowia Ratunkowego Janusza Adamkiewicza.

Panie Dyrektorze „Solidarność” podnosi alarm, że w częstochowskim Pogotowiu Ratunkowym źle się dzieje. Zarzuca Panu znaczący wzrost zadłużenia placówki, zawiązywanie umów śmieciowych oraz że pracownicy muszą za własne fundusze tankować karetki.
– Cała sprawa jest o to, że pogotowie ma ujemny wynik finansowy i że została wykreowana strata pół milion złotych. Otóż w Pogotowiu, gdy obejmowałem stanowisko w połowie ubiegłego roku, nie było już dobrze. Stan finansowy, jaki wygenerowali mój poprzednik dyrektor i księgowa zakładał 640 tysięcy deficytu. W związku z powyższym wydaje się, że zmniejszyłem straty o ponad 100 tysięcy złotych niż zrobiłem ich na 500 tysięcy złotych .

A jednak to nadal wielka kwota.
– Bo był to trudny rok, a Pogotowie od wielu lat jest niedofinansowane. Mamy stary, ciągle się psujący sprzęt i w związku z tym w ubiegłym roku trzeba było wydać na naprawy i wymianę ponad 400 tysięcy złotych. Wcześniej nikt nie kupował nowej aparatury, karetki były niedoposażone, co groziło karami, które są bardzo wysokie – ok. 2 procent kontraktu, więc w naszym przypadku około miliona złotych. Kary już nam nie grożą, bo tę kwestię już uzupełniliśmy z NFZ.
Oprócz tego w zeszłym roku wprowadziliśmy ISO, nie po to, aby się chwalić, ale by mieć procedury i móc się utrzymać na rynku medycznym. Co ważne, bezkonfliktowo udało się nam przyłączyć powiat kłobuki i lubliniecki i w tej chwili pogotowie częstochowskie zarządza terenem wielkości prawie byłego województwa częstochowskiego. Udało mi się też podpisać kontrakt z NFZ na pięć lat, co jest istotne, bo konkurencja w tej chwili rośnie. Na obrzeżach województwa kwitną prywatne pogotowia, które mają ochotę wejść i przejąć nasze kontakty. Na dzisiaj udało się nam obronić, mamy pięć lat na przygotowanie się na wejście konkurencji. Wydaje mi się, że zdecydowana część naszej załogi to rozumie., choć parę osób chyba nie i dlatego próbuje w sfałszowany sposób pokazywać rzeczywistość.

Ilu jest zatrudnionych pracowników w Pogotowiu?
–Na dzisiaj 415 osób, w tym 119 jest na kontraktach.

Czyli na tak zwanych umowach śmieciowych?
– Nie wiem, dlaczego kontrakty są tak brzydko nazywane, wiem, że kontrakty są jednym z wielu legalnych sposób zatrudniania.

Proszę wyjaśnić, dlaczego kierowcy, by dojechać do chorego musieli kupować benzynę za własne pieniądze?
– To nie był efekt trudnej sytuacji finansowej, ale błędu ludzkiego. Księgowa przeoczyła termin potwierdzenia. Przelew poszedł, ale ponieważ nie było potwierdzenia w płaty, z automatu są blokowane karty płatnicze. Wówczas jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, inaczej wcześniej byśmy zareagowali. Natomiast, niebezpieczeństwa, jak co niektórzy próbują sugerować, nie było. Każda karetka jest zobowiązana przed albo pod koniec pracy tankować do pełna i paliwa wystarcza przynajmniej na dwa dni. Kierowca, który zrobił ten cały raban, wracając do pogotowia i wjeżdżając na stację benzynową, powinien zgłosić dyspozytorowi stan awarii, czyli że jedzie tankować, bo wówczas dyspozytor nie wysyłałby go do chorego. Przypadek że nie zgłosił?

Panie Dyrektorze z niekiedy pogotowie chce pobierać od chorych opłatę za przyjazd na zgłoszenie. Jakie przypadki są objęte taką klauzulą?
– Nie jest to prawdą, pogotowie nie pobiera kosztów dojazdu, pobiera opłatę tylko za transport od przychodni, z którymi mamy podpisane umowy. Natomiast w tej chwili jest zła organizacja nocnej i świątecznej pomocy medycznej. Punkty otwierane po południu i otwarte przez całą noc powinny przyjmować chorych pacjentów, a nie kierować ich na pogotowie.

Czyli od osób prywatnych nie pobiera się opłaty za dojazd?
– Teoretycznie możemy pobierać za nieuzasadnione wezwanie pogotowia, ale nie było takich przypadków. Podkreślam jednak, że jak ktoś ma drobne obawy, to powinien dzwonić do swojej przychodni lub rejonu, gdzie ma nocną i świąteczną pomoc medyczną.

Nawet gdy ma gorączkę powyżej 39 stopni?
– To powinien dzwonić lub iść do przychodni lub nocnego punktu. Tam lekarz zadecyduje, czy pacjent ma iść do szpitala. Jeśli tak, to dzwoni do nas i my przyjeżdżamy po chorego.

Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *