Niezwykłe puszki


– Moja pasja – bardzo polska, chyba patriotyczna – jest odzwierciedleniem trudnej i burzliwej historii naszego kraju. Zachęcam do wędrówki przez moją kolekcję w czas przeszłości, tradycji, kultury… – z powagą rozpoczął opowieść Ryszard Baranowski. Olśnienie, choć za każdym razem, jak twierdzi, nawiedza gości w jego mieszkaniu dopiero po chwili. Liczne półki i szuflady wypełniają metalowe przedmioty. – Moje zbiory to puszki z otwieranymi wieczkami, pudełka i najróżniejsze przedmioty symbolizujące wielkość i potęgę polskiej marki. Wszystkie zebrane przeze mnie rzeczy są przedwojenne, dziś niewątpliwie historyczne. Zbieram opakowania po najróżnorodniejszych artykułach: herbacie, kawie, cygarach, papierosach, tytoniu, gilzach, tudzież po różnych dziwnych produktach, które dzisiaj nikomu nie są już znane. Bo kto z państwa pamięta, że na początku lat trzydziestych dużym powodzeniem wśród nabywców cieszyły się produkowane tabletki do odkażania wody. I chociaż wielu nie dowierza, coś takiego było. Dziś nie ma już niczego w środku, ale zostały piękne opakowania – wyjaśnia hobbysta. – O, tu był łańcuch rowerowy firmy Centra. Na górze widnieje tłoczony napis słynnej polskiej firmy, która przed wojną zajmowała się produkcją baterii, ale robiła także akcesoria dla cyklistów i zmotoryzowanych. Proszę zwrócić uwagę na piękne zdobienia, kolorowe nadruki litograficzne. Jest to technika w zasadzie zupełnie dziś zaniechana, choć trafiają się robione za granicą repliki – przekonuje Baranowski.
Umiłowanie tradycji
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zajęci codzienną bieganiną zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, z oczywistej prawdy. Korzystamy z papierowych lub foliowych torebek, papieru śniadaniowego z folii aluminiowej, reklamówek o niewielkiej trwałości. Producenci wszystkich branż “karmią” nas zastępczymi pudełkami z papieru, których wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Są jakby niezdarną imitacją opakowań, sprzed bez mała wieku. – Mam duży metalowy pojemnik po landrynach Piaseckiego z Krakowa (dzisiejszy Wawel) czy też olbrzymie, gigantyczne pudło na kilka kilogramów herbaty firmy Goldstar – Złota Gwiazda. Przepięknie tłoczone z wielgachnymi nadrukami. Nikt nie śmie zaprzeczyć, że pudełka wykonane są z wielkim mistrzostwem i smakiem. Kolorystyka jest tak bogata, że robi wrażenie na wielu znawcach sztuki. Choć nie znano jeszcze wówczas tylu barw i odcieni – mówi kolekcjoner. Ryszard Baranowski sięga na półkę i wyciąga coraz to nowe eksponaty ze swojej kolekcji: miniaturowe puzderka, okrągłe puszki i niemal skrzynie. Jest tego sporo, ponad 50 sztuk.

– Moja pasja – bardzo polska, chyba patriotyczna – jest odzwierciedleniem trudnej i burzliwej historii naszego kraju. Zachęcam do wędrówki przez moją kolekcję w czas przeszłości, tradycji, kultury… – z powagą rozpoczął opowieść Ryszard Baranowski. Olśnienie, choć za każdym razem, jak twierdzi, nawiedza gości w jego mieszkaniu dopiero po chwili. Liczne półki i szuflady wypełniają metalowe przedmioty. – Moje zbiory to puszki z otwieranymi wieczkami, pudełka i najróżniejsze przedmioty symbolizujące wielkość i potęgę polskiej marki. Wszystkie zebrane przeze mnie rzeczy są przedwojenne, dziś niewątpliwie historyczne. Zbieram opakowania po najróżnorodniejszych artykułach: herbacie, kawie, cygarach, papierosach, tytoniu, gilzach, tudzież po różnych dziwnych produktach, które dzisiaj nikomu nie są już znane. Bo kto z państwa pamięta, że na początku lat trzydziestych dużym powodzeniem wśród nabywców cieszyły się produkowane tabletki do odkażania wody. I chociaż wielu nie dowierza, coś takiego było. Dziś nie ma już niczego w środku, ale zostały piękne opakowania – wyjaśnia hobbysta. – O, tu był łańcuch rowerowy firmy Centra. Na górze widnieje tłoczony napis słynnej polskiej firmy, która przed wojną zajmowała się produkcją baterii, ale robiła także akcesoria dla cyklistów i zmotoryzowanych. Proszę zwrócić uwagę na piękne zdobienia, kolorowe nadruki litograficzne. Jest to technika w zasadzie zupełnie dziś zaniechana, choć trafiają się robione za granicą repliki – przekonuje Baranowski.
Umiłowanie tradycji
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zajęci codzienną bieganiną zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, z oczywistej prawdy. Korzystamy z papierowych lub foliowych torebek, papieru śniadaniowego z folii aluminiowej, reklamówek o niewielkiej trwałości. Producenci wszystkich branż “karmią” nas zastępczymi pudełkami z papieru, których wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Są jakby niezdarną imitacją opakowań, sprzed bez mała wieku. – Mam duży metalowy pojemnik po landrynach Piaseckiego z Krakowa (dzisiejszy Wawel) czy też olbrzymie, gigantyczne pudło na kilka kilogramów herbaty firmy Goldstar – Złota Gwiazda. Przepięknie tłoczone z wielgachnymi nadrukami. Nikt nie śmie zaprzeczyć, że pudełka wykonane są z wielkim mistrzostwem i smakiem. Kolorystyka jest tak bogata, że robi wrażenie na wielu znawcach sztuki. Choć nie znano jeszcze wówczas tylu barw i odcieni – mówi kolekcjoner. Ryszard Baranowski sięga na półkę i wyciąga coraz to nowe eksponaty ze swojej kolekcji: miniaturowe puzderka, okrągłe puszki i niemal skrzynie. Jest tego sporo, ponad 50 sztuk.
– Wielokrotnie ludzie pytają mnie, dlaczego zbieram właśnie takie przedmioty, a nie na przykład znaczki czy etykiety? Odpowiadam wówczas bez żenady – ratuję ostatnie egzemplarze naszego dziedzictwa, przypominające nam o naszej narodowej tożsamości. Zawsze interesowałem się historią polskiego przemysłu, naszymi tradycjami wytwórczymi, rzemiosłem. Zapomnieliśmy – powiem więcej – zaprzepaściliśmy obrzęd szanowania polskiej marki. Na przykład wspominałem o marce Centra; są jeszcze akumulatory, większość z charakterystycznym liternictwem. Przeważającą większość zwyczajnie sprzedaliśmy. Mam w swojej kolekcji drewnianą skrzynię po paście do butów Dobrolin z nadrukiem słynnego koziołka. Dziś tej marki już nie ma. A co z najsłynniejszą, polską marką – Nivea? Po wojnie wielokrotnie próbowano ją zagarnąć. To się wówczas nie udało, ale teraz, za wolnej Polski, Beiersdorf po prostu kupił całą fabrykę – Lechię, a z nią także markę. Dzisiaj Nivea jest już czysto niemiecka. Nie tak dawno, jeden z nowych właścicieli – ogromnie popularnego w latach 30 – tych proszku Radion – wprowadził go powtórnie na rynek, zrobił tak zwaną reintrodukcję marki. Proszek pojawił się w sklepach rok temu i znowu zniknął. Najwyraźniej koncepcja spaliła na panewce. Mieliśmy takich marek całe mnóstwo. Szereg tych najznamienitszych jest dziś tylko wspomnieniem. Historię polskiej marki widać w moich zbiorach – zakończył pan Ryszard uzasadnienie swojego wyboru eksponatów. Motywacja, którą tak barwnie przedstawił, tak dalece wzbudza respekt i podziw, że kolekcja przybiera jakby inny wymiar.
Cenny każdy egzemplarz
Najcenniejszym przedmiotem w zbiorze pana Baranowskiego jest – jak sam twierdzi – wisząca na ścianie pokoju duża tablica reklamowa karmelków Wedla. Idealnie dobrany rysunek i kolorystyka przedstawia postać Pierrota na czarnym tle, który żongluje cukierkami. Emaliowana, barwna blacha służyła niegdyś za zewnętrzną reklamę sklepu. – Ta tablica jest mi szczególnie droga, bo myślę, że jest najpiękniejsza. Można o niej powiedzieć, że jest zdobyczna, za darmo, wydostałam ją z piwnicy opustoszałego budynku do wyburzenia. Zresztą, z każdym przedmiotem wiąże się jakaś historia, bo moje zbieractwo to początek lat 60 – tych. Zacząłem od drobnych rzeczy i to przez czysty przypadek. Dostrzegłem piękno w czymś, co inni wyrzucali, bo mówili, że stare, przedwojenne, niepotrzebne. Ale kto dzisiaj wie, że były przesławne przed wojną tabletki przeczyszczające? “Tabletki z Zakonnikiem – łagodnie przeczyszczające bez przerywania snu” – żartowano sobie z powszechnie obecnego hasła reklamowego. Najstarszą pozycją w moim zbiorze jest puszka z wytłoczonym napisem i papierową etykietą z 1910 roku – Fosfatyna Faillera. Nad ową fosfatyną zastanawiałem się jakiś czas, bo w żadnych źródłach nie mogłem znaleźć wzmianki. A była to po prostu odżywka spożywcza dla dzieci i rekonwalescentów o dosyć tajemniczym składzie witaminowo – mineralnym. Po wojnie sprzedawano coś podobnego pod nazwą – ovovitina – mówi Ryszard Baranowski. Z każdą niemal minutą pan Ryszard potwierdza, że dysponuje ogromną wiedzą na temat polskiej, przedwojennej marki, choć nie zawsze polowanie na antyk kończy się sukcesem. – Na przykład ta wielka puszka po herbacie służyła właścicielowi sklepu za kosz na śmieci. Po wielu dniach pertraktacji, ja kupiłem mu nowy kubeł, a on dał mi puszkę. Zdobywanie zazwyczaj wiąże się z namawianiem właściciela, aby tanio go sprzedał. Korzystam z najróżniejszych źródeł. Najczęściej bywam na pchlich targach w Częstochowie lub w innych miastach. Czasem coś u kogoś zauważę i zwyczajnie wycyganię bądź po prostu zapłacę, a ceny sięgają nawet kilkuset złotych za sztukę. Na bazarach najczęściej trafiają się obiekty zagraniczne, które mnie nie interesują. Zbieram polskie – nie, abym miał uprzedzenia, po prostu wybrałem taką specjalność – polskie marki. I to cecha właśnie mojej kolekcji – w głosie rozmówcy wyraźnie słychać nutkę żalu, że to koniec opowieści.
Elegancja, perfekcja wykonania, funkcjonalność i – jakby nie było – kawał historii, tak w wielkim skrócie można powiedzieć o kolekcji opakowań po artykułach polskich, których produkty są dla współczesnych egzotyczne i nieznane – o kolekcji Ryszarda Baranowskiego.

Renata Kluczna

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *