PERYSKOP. Trzy razy tak


Referenda w naszych polskich realiach jakby się nie sprawdzały i nie mamy z nimi zbyt dobrych doświadczeń. To nie to co Szwajcarzy, którzy wykorzystują tę możliwość współdecydowania niemal do granic absurdu. Nasze zapewne najsłynniejsze referendum odbyło się w 1946 roku i zostało zapamiętane jako „3 Razy Tak”.

Z reguły każda władza, organizując referendum, liczy, że coś ugra, a przynajmniej nie straci, co dobitnie pokazało właśnie tamto głosowanie. Obserwatorzy z Moskwy musieli dużo się napracować, aby wyniki pokrywały się z założeniami organizatorów, wszak było to rok po zakończeniu wojny, a Stalin obiecał aliantom demokratyczne wybory w Polsce. Jak wiemy, przy odpowiednio postawionych pytaniach uzyskamy i odpowiednie odpowiedzi. Odzyskanie ziem zachodnich czy reforma rolna to miód na serce dla ówczesnego Kowalskiego, co innego sprawa likwidacji senatu. Na to jedyne rzeczywiste pytanie „zaplute karły reakcji” w większości powiedziały NIE i komuniści musieli sfałszować niejeden protokół wyborczy, aby uzyskać satysfakcjonujący wynik.
W dzisiejszych czasach nie ma już nic pewnego ani z odpowiedzią, ani tym bardziej z frekwencją, chociaż w przypadku referendum pozostanie w domu może częściowo wynikać nie tylko z lenistwa. Może to być też jakąś formą strategii i wpływać na odpowiedni wynik. Tak było chociażby z głosowaniem nad naszym wstąpieniem do Unii Europejskiej. Rząd SLD na wszelki wypadek zorganizował jednak referendum dwudniowe. Jak widać wyborcy potrzebują coraz większych zachęt i to do tego stopnia, że zabrakło odpowiedniej frekwencji nawet podczas referendum uwłaszczeniowego, forsowanego w latach 90 przez Solidarność.
Pojawiające się ostatnio coraz częściej propozycje, aby Polacy zagłosowali w sprawie zmiany konstytucji to waga ciężka i duże ryzyko. Brak odpowiedniej frekwencji można będzie interpretować jako sprzeciw wobec zmian – oby nie skończyło się wylaniem dziecka z kąpielą. Może to i dobrze, że nasza demokracja jeszcze sporo odstaje od szwajcarskiej i nie organizujemy głosowań w mało istotnych sprawach. W końcu wybrani przez nas przedstawiciele po to biorą poważne pieniądze, aby odpowiednio decydować przynajmniej do kolejnych wyborów. My powinniśmy natomiast uczestniczyć w głosowaniu dotyczącym imigrantów, wszak to może i niewielki krok dla każdego z nas, ale ogromny dla całej Polski.

ANNA GAUDY

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *