ROMAN WINIAREK 1924-2003


Witaj, Przyjacielu!
Takimi słowami zawsze mnie witałeś. Widziałeś moje zażenowanie z tego powodu. Znałeś moje zdanie na temat przyjaźni. A jednak! Nie wiem, czym sobie na to miano zasłużyłem! Jedno wiem, Ty byłeś przyjacielem. Byłeś przyjacielem wszystkich, z którymi się zetknąłeś. Nieraz w duchu zazdrościłem Ci tej swobody i bezpośredniości w kontaktach z obcymi Ci ludźmi. Po kilku zdaniach wymienionych pośpiesznie oni nie byli już obcy, a zwłaszcza Ty nie byłeś już dla nich obcy. Pamiętam ten czas przygotowywania wystawy Twoich zbiorów dotyczących Tadeusza Kościuszki (chyba w 1987 ? roku) w Muzeum Okręgowym w Częstochowie i pierwszy nasz kontakt. Byłeś dla mnie wtedy zwariowanym pasjonatem, który potrafił dopiąć swego – wystawił swoje eksponaty (czasem bardzo kiczowate) na indywidualnej wystawie. I przeszedłbym nad tym do porządku dziennego. Ot, trzeba coś takiego zrobić, to się zrobi. Ale sam kontakt z Tobą sprawił, że utkwiłeś w mej pamięci na długie lata. Teraz wiem, że na zawsze!

Witaj, Przyjacielu!
Takimi słowami zawsze mnie witałeś. Widziałeś moje zażenowanie z tego powodu. Znałeś moje zdanie na temat przyjaźni. A jednak! Nie wiem, czym sobie na to miano zasłużyłem! Jedno wiem, Ty byłeś przyjacielem. Byłeś przyjacielem wszystkich, z którymi się zetknąłeś. Nieraz w duchu zazdrościłem Ci tej swobody i bezpośredniości w kontaktach z obcymi Ci ludźmi. Po kilku zdaniach wymienionych pośpiesznie oni nie byli już obcy, a zwłaszcza Ty nie byłeś już dla nich obcy. Pamiętam ten czas przygotowywania wystawy Twoich zbiorów dotyczących Tadeusza Kościuszki (chyba w 1987 ? roku) w Muzeum Okręgowym w Częstochowie i pierwszy nasz kontakt. Byłeś dla mnie wtedy zwariowanym pasjonatem, który potrafił dopiąć swego – wystawił swoje eksponaty (czasem bardzo kiczowate) na indywidualnej wystawie. I przeszedłbym nad tym do porządku dziennego. Ot, trzeba coś takiego zrobić, to się zrobi. Ale sam kontakt z Tobą sprawił, że utkwiłeś w mej pamięci na długie lata. Teraz wiem, że na zawsze!
I kiedy znów, po kilkunastu latach, los zetknął nas ze sobą, już wiedziałem, że jesteśmy na siebie skazani. I to Ty sprawiłeś swoją czystą, szczerą i bezinteresowną osobowością. Kiedy w 2001 r. pojawiłeś się znów w moim życiu, w moim kolejnym miejscu pracy, wystarczyło, że się pokazałeś, a ja nie mogłem oprzeć się przypomnieniu o naszej dawnej współpracy i kilkutygodniowej znajomości. I wtedy znów usłyszałem to Twoje “o jeeej!”, tak krótkie, a tak treściwe. W tym zwrocie było wszystko: zaskoczenie, radość, sympatia i wreszcie przyjaźń. To zwykłe “o jeeej!” potrafiło wszystko zrobić: skruszyć najtwardsze serce, wzbudzić sympatię, odpędzić zmęczenie i smutek, pobudzić do działania.
Już widzę, jak po usłyszeniu takich słów mówisz: O jeeej! To ja! Naprawdę! Przepraszam, aż tak to nie chciałem! Ale to miłe, że tak myślicie. A skoro tak, to mam prośbę … Noo, chyba mi nie odmówicie?! Przepraszam, że się narzucam, ale…
Każde nasze wtorkowe spotkania, choć nie były zbyt bogate w słowa, to jednak były pełne treści. Rozumieliśmy się bez słów. Jak to obaj zgodnie stwierdzaliśmy: nadajemy na tych samych falach. Te kilkadziesiąt minut spędzanych ze sobą można by ubrać w kilkugodzinną opowieść. A przecież mimo naszej długiej znajomości miałeś kłopoty z moim nazwiskiem{nie tylko Ty!}. Imię, no problem, miałeś przecież brata o tym imieniu, paru bohaterów historycznych dobrze Ci znanych i wreszcie świętego, którego ceniłeś {choć dopiero niedawno dowiedziałeś się o lokalizacji ołtarza tego świętego na Jasnej Górze, mimo, że doskonale wiedziałeś – a mało kto o tym wie – o Jego figurze na wieży jasnogórskiej}, a który Cię znalazł i dziś zaprosił przed swój wizerunek. To dziś On był przewodnikiem w Twojej ostatniej ziemskiej drodze {kościół p.w. św. Kazimierza). Ale nie wiem, czy przyszło Ci to kiedyś do głowy, że pierwszy odcinek “Przebywali w Częstochowie”{Władysław Opolczyk} ukazał się właśnie w Jego święto- 4.III.1999 r.
I popatrz, Ty sceptycznie mówiłeś, żeby chociaż dobić do 150 odcinków, a ukazało się 208, a ja Cię kusiłem liczbą 500. Sam wiesz, że materiałów by nam nie brakło! Jeszcze kilkanaście dni temu { po Twojej parotygodniowej przerwie z powodu choroby) rozmawialiśmy na temat kontynuacji cyklu, ale Ty, mimo że zewnętrznie cieszyłeś się z takiej możliwości, już się poddałeś, już przeczuwałeś, Ty już wiedziałeś mówiąc: Nie chce mi się. To już koniec. Posłuchaj Kazik, po tylu przejściach w życiu, po zwalczeniu tylu przeciwności, myślałem, że jestem twardy facet. A teraz widzę, że już po chłopie. Jestem załamany, nie mogę spać, nie mogę jeść i tylko dzięki żonie jeszcze się trzymam i cieszę się, że jeszcze mogłem do was zajrzeć i zobaczyć przyjazne mi twarze.
Widziałem Twój stan i wiedziałem, że w żaden sposób nie mogę Ci pomóc. Wystarczyło, że spotkał się nasz wzrok. Niepotrzebne były słowa.
Szkoda, że się poddałeś, że nie doczekałeś wydania książkowego “Przebywali w Częstochowie”. Poddałeś się w rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Szkoda, że nie usłyszę już: Witaj, przyjacielu!

Żegnaj, Przyjacielu!
Kazik {B.J.G.} 17.VII.2003 r.

Kazik

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *