Hutnicze trojaczki z Wręczycy Wielkiej


Chcieli bliźniaki, mają więcej

Państwo Marta (28 l.) i Michał (27 l.) Myśliwiec z Wręczycy Wielkiej pragnęli mieć bliźnięta. Bóg obdarzył ich trójką cudownych chłopaków. – Gdy żona wyszła od lekarza śmiała się i płakała. Myślałem, że coś się stało. Nie uwierzysz będziemy mieli trojaczki powiedziała. W pierwszym momencie przeżyłem szok, bałem się czy uda mi się utrzymać rodzinę. Szybko minął. Wiedziałem, że kocham żonę i jestem z nią super szczęśliwy, i to jest najważniejsze – wspomina Michał.

Charakterne chłopaki
Pierwszy na świat przyszedł Dawid – ważył 1300 gramów, minutę później pojawili się Kacper (1350 g) i Oliwer (1375 g). Poród w 29 tygodniu ciąży, przez cesarskie cięcie, odbył się 8 sierpnia 2008 roku w warszawskiej klinice przy ul. Karowej. – Zaczęło się o 15.01, a dwadzieścia minut później chłopcy byli już na świecie – mówi Marta. Dzisiaj niemowlaki mają pięć miesięcy. Przy troskliwych rodzicach rozwijają się znakomicie. Ważą po 7400 gramów i trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno były pod specjalną opieką lekarzy.
Maluchy, jak na chłopaków przystało, to indywidualności. Najspokojniejszy jest Oliwer. – To wnikliwy obserwator, opanowany strateg. Nie marudzi i ma największy apetyt. Dawid, to pupilek mamusi, jest najbardziej gadatliwy, a Kacper lubi na siebie wracać uwagę i być w centrum zainteresowania – mówi pan Michał. – Chłopcy są weseli i zdyscyplinowani. Było trochę bieganiny przez pierwsze trzy miesiące, gdy ściągałam z piersi pokarm. Teraz mamy opanowany system opieki. Co trzy godziny posiłek i drzemka, jest nam lżej, bo skończyło się nocne karmienie – dodaje mama. – Owszem są spokojni, ale czasem nie da się jednak wytrzymać. Gdy żona pada ze zmęczenia, ja przejmuję całą imprezę, jak nie daję rady, znowu żona jest u steru. Są bardzo mądre, często instynktownie wyczują nasze zniecierpliwienie, wówczas zaczynają się uśmiechać i wszystko nam przechodzi – dopowiada ojciec.

Trudny czas oczekiwania
Marta i Michał pobrali się 25 grudnia 2007 roku, dokładnie rok później chrzcili swoje maluchy. Ciągle wracają wspomnieniami do chwili, gdy dowiedzieli się o ciąży. – Pojechaliśmy na weekend do Pragi i Marta nagle dziwnie się poczuła, byliśmy przekonani, że dopadła ją jakaś choroba kobieca. Po powrocie udała się do ginekologa. Gdy wyszła śmiała się i płakała, więc pomyślałem że ma jakąś depresję. Powiedziała, że będziemy mieli trojaczki, a na sto procent dwojaczki, bo lekarz nie był pewny – mówi Michał. – Ucieszyliśmy się, bo wcześniej żartowaliśmy, że fajnie byłoby mieć bliźniaki, choć było to mało prawdopodobne, w naszych rodzinach nigdy nie było takiego przypadku – stwierdza Marta.
Lekarz skierował ją do kliniki. Badania w położniczym szpitalu w Katowicach potwierdziły diagnozę, choć dopiero przy drugim podejściu, gdy małżonkowie przekazali sugestię lekarza częstochowskiego. Czas oczekiwania nie był jednak zbyt radosny. Martę męczyły intensywne torsje, w ciągu trzech miesięcy schudła 10 kilogramów. Małżonkowie postanowili kontynuować leczenie w Warszawie. Gdy wymioty nasiliły się aż do 30 razy dziennie Michał zawiózł żonę do kliniki na Bielanach. – Była tak odwodniona i słaba, że ledwo trzymała się na nogach – wspomina. W szpitalu przebywała półtora miesiąca, do momentu porodu. Później tyleż samo dzieci – najpierw Warszawie, następnie na Parkitce w Częstochowie.

Wydatki są potrójne

Marta i Michał nie są nastawieni roszczeniowo do świata i mężnie znoszą trudności. Mieszkają w domu 70-letniej babci Marty (jej mama nie żyje) Zdzisławy Duszyńskiej, która wspiera wnuczkę i opiekuje się prawnukami. Główną podporą dla Marty jest mąż. – Codziennie wstaje o czwartej, by zdążyć do pracy, po powrocie przewija, kąpie i karmi chłopców, gotuje mleko, pierze. Bez niego nie poradziłabym sobie – mówi Marta.
Utrzymanie trójki dzieci to ogromny wysiłek finansowy. – Miesięcznie zużywamy 600 pieluch. Gdy maluchów dopadła biegunka pieluch poszło trzy razy więcej – wylicza Marta. Michał pracuje od listopada 2006 roku w walcowni blach grubych w ISD Hucie Częstochowa, Marta, z zawodu nauczycielka, przebywa na urlopie macierzyńskim. Na razie wiążą koniec z końcem. Martwią się trochę o przyszłość.
Na szczęście mają wokół siebie ludzi dobrej woli. Dziękują za każdy pomocny gest. Rękę podał zakład pracy Michała, przekazując 1000 złotych zapomogi, gminna pomoc społeczna – 750 złotych. Pisali też do różnych firm, odpowiedziała jedna – Feretti, produkująca pościel, od której otrzymali trzy śpiworki i trzy ręczniki kąpielowe. Aktualnie młodych rodziców czeka kolejny poważny wydatek – zakup wózka.

Nieprzyjazne prawo
Zastanawiające jest polskie prawo, równo traktujące rodziny, bez względu na liczbę urodzonych dzieci – zarówno na jedno dziecko jak i na troje współmałżonek otrzymuje dwa dni urlopu okolicznościowego. Nie trudno się domyślić, ż w przypadku trojaczków to zdecydowanie za mało. To samo dotyczy urlopu macierzyńskiego. Marcie kończy się w lutym i będzie musiała wziąć bezpłatny wychowawczy. Ta sytuacja nie napawa ich optymistycznie, bo finanse się mocno uszczuplą. Optymizm ich na szczęście nie opuszcza. – Mamy życzliwych ludzi wokół. Przyjazny jest mój zakład pracy. Nigdy nie miałem problemu z uzyskaniem wolnych dni. Często na telefon, bez formalizmu, ułatwiano mi skorzystanie z przysługującego urlopu – mówi Michał.

foto. Ewa Buchowiecka

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *