Dajcie nam kompetencje, bo mamy związane ręce


DZIELNICOWE BOLĄCZKI

Już drugi miesiąc trwa kolejny rok budżetowy. Kolejny, w którym najpilniejsze potrzeby bieżące Mieszkańców zostały zignorowane. Cieszą remontowana Aleja Najświętszej Marii Panny (trzeba przyznać, że prace nad tą inwestycją przebiegają nadzwyczaj sprawnie), piękny budynek odrestaurowanej filharmonii, usprawnienia komunikacyjne na drogach przelotowych itd. Jednak ważniejsze wydawałyby się sprawy związane z życiem codziennym. Każdy chciałby przede wszystkim przejść suchą nogą przez swoją ulicę, bezpiecznie odprowadzić swoje pociechy do szkół, czy nie narażać życia na przejściach dla pieszych (to nie przesada, wiele skrzyżowań w Częstochowie takie zagrożenie sprawia). Te kwestie są pomijane, często od kilkunastu i więcej lat. Szczególnie dotyczy to dzielnic peryferyjnych.
Rady dzielnic oczywiście składają, po konsultacjach z mieszkańcami, konkretne wnioski inwestycyjne. Wszak kto lepiej zna najbardziej newralgiczne problemy danej dzielnicy. Urzędnicy, a jakże, wnioski skwapliwie rozpatrzą. I przeważnie na tym koniec.
Problemem nie jest brak dobrej woli ze strony magistratu i prezydenta. Dany wniosek można rozpatrzyć pozytywnie bądź negatywnie. Takie prawo władz miasta w obecnej sytuacji normatywnej. A pozostawia ona rady dzielnic na totalnie straconej pomysły. Teoretycznie są one najbliżej mieszkańców (co nie tylko pozwala na najrozsądniejsze rozpoznanie najbardziej palących problemów w dzielnicy, ale i naraża na bezpośrednią fale niezadowolenia, rozgoryczenia, czasem i złości ze strony mieszkańców, gdy po raz kolejny czegoś nie uda się załatwić).
Ale co można poradzić, jeżeli głos rad dzielnic jest po prostu wołaniem na puszczy, nie idzie za nim żadna moc sprawcza, a jedynie opiniotwórcza, czyli de facto, w praktyce, żadna.
W zeszłym roku rozgorzała dość burzliwa dyskusja na temat poszerzenia kompetencji rad dzielnic. Szumnie zorganizowano spotkanie z przewodniczącymi rad, wysłuchano postulatów, wyznaczono termin na składanie wniosków celem wprowadzenia istotnych zmian w statutach tych najniższych organów samorządowych. Złożyłem kilka konkretnych propozycji, które radykalnie usprawniłyby działalność rad dzielnic. Pół roku później zapytałem kompetentną osobę (nazwiska nie wymieniam, bo nie o obarczanie winą konkretnej osoby chodzi, a o wskazanie niepokojącej tendencji), co z tymi naszymi wnioskami się dzieje. „Leżą. Nikt nie chce się nimi zająć” – usłyszałem rozbrajająco szczerą odpowiedź. Po tych słowach, jako przewodniczący Dzielnicy Grabówka, poczułem się, mówiąc kolokwialnie, kompletnie olany.
Nie domagam się diety za sprawowanie tego stanowiska. Podjąłem się świadomie pracy społecznej i będę ją kontynuować. Nie dziwię się też wkurzonym, od lat lekceważonym Mieszkańcom, że mają do nas pretensje, choć do winy poczuwać się nie mogę, bo, co zrobić mogłem, zrobiłem. Niech mnie tylko miejscy urzędnicy nie wkurzają na kolejnych spotkaniach frazesami, jakie to rady dzielnic są ważne, jaką istotną funkcję pełnią. Rzeczywiście istotną funkcję pełniłbym z wielką chęcią i zaangażowaniem, tylko Panowie i Panie u władzy, dajcie radom dzielnic taką możliwość.

ŁUKASZ GIŻYŃSKI,
Przewodniczący Rady Dzielnicy Grabówka

ŁUKASZ GIŻYŃSKI,

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *