Nie jest łatwo być rycerzem


W cieniu ruin XIV wiecznego zamku w Olsztynie koło Częstochowy, w niedzielę 27 lipca, podczas festynu zorganizowanego na 5-lecie “Radia C” pojawili się dziwnie wyglądający mężczyźni. Żelazne pancerze, twarze tajemniczo zasłonięte przyłbicami, tarcze z herbami rodów. W rękach dzierżyli potężne, groźnie wyglądające miecze, topory, maczugi oraz łuki. Pomimo czterdziestostopniowego upału, choć zakuci w ciężkie zbroje, wyglądali bardzo dziarsko. Byli to członkowie bractw rycerskich, którzy ciekawskiej “gawiedzi” zaprezentowali swoje umiejętności.

W cieniu ruin XIV wiecznego zamku w Olsztynie koło Częstochowy, w niedzielę 27 lipca, podczas festynu zorganizowanego na 5-lecie “Radia C” pojawili się dziwnie wyglądający mężczyźni. Żelazne pancerze, twarze tajemniczo zasłonięte przyłbicami, tarcze z herbami rodów. W rękach dzierżyli potężne, groźnie wyglądające miecze, topory, maczugi oraz łuki. Pomimo czterdziestostopniowego upału, choć zakuci w ciężkie zbroje, wyglądali bardzo dziarsko. Byli to członkowie bractw rycerskich, którzy ciekawskiej “gawiedzi” zaprezentowali swoje umiejętności.
O bractwach rycerskich, istniejących na terenie Częstochowy, opowiada Andrzej Romulewicz, członek Kompanii Najemnej “Taurus”.
– W Częstochowie są w tej chwili dwa bractwa, Chorągiew Zaciężna “Orzeł i Lew” oraz Kompania Najemna “Taurus”. Nasze bractwo funkcjonuje od około ośmiu miesięcy. Skupia ludzi rozmiłowanych w średniowieczu, zafascynowanych tańcem, sposobami walki, historią oraz kulturą tej epoki. Na pokazach nie zajmujemy się teorią, staramy się ukazać jedynie jak to wyglądało w przeszłości. Chcemy zachęcić do poznawania średniowiecza, zarazić naszą fascynacją. Jeździmy na wiele imprez. Spotykamy się raz, albo dwa razy w tygodniu. Na spotkaniach walczymy i rozmawiamy. Wykonujemy również tańce średniowieczne.
Życie rycerza nie jest łatwe… – Bycie rycerzem wymaga niezłej kondycji fizycznej i wytrzymałości – mówi pan Andrzej. – Ja po każdym pokazie tracę około dwóch kilogramów. Zbroja jest bardzo ciężka. Pancerze robimy w sporej części sami, niektóre zamawiamy u płatnerza. Jednak pełna zbroja jest dość droga, jest to wydatek rzędu nawet trzech tysięcy złotych. Nasze zbroje są replikami tych z przełomu XIV i XV wieku. Na suknię dla pań zużywa się około pięciu metrów kwadratowych wełny, która kosztuje pięćdziesiąt złotych za metr. Więc i tutaj rachunek nie jest mały.
Bycie w bractwie jest nie tylko formą wspólnej rekreacji lecz także sposobem na życie, wiąże się z przestrzeganiem rycerskiego kodeksu honorowego. – Jesteśmy najemnikami, a i oni posiadali swój kodeks honorowy. Pomimo iż działali za pieniądze, nie można ich było przekupić. Gdy ktoś ich wynajął walczyli za niego do końca. Nasze pokazy są okazją do zetknięcia się z narodową historią.
W bractwie spotkać można całe rodziny. – U mnie to hobby jest familijne – podkreśla Romulewicz. – W bractwie jest moja żona, syn przebiera się czasem jako giermek. Mój brat jest również rycerzem. Jest wśród nas wiele rodzin. Rycerze starają się często szukać swoich korzeni, znajdować swych przodków, którzy być może byli prawdziwymi rycerzami. W średniowieczu sprawą zasadniczą było pochodzenie człowieka, jego imię. Może dlatego takie to rodzinne. Często nadajemy rycerzom nowe imiona, odzwierciedlające ich cechy charakteru lub zachowanie, ale nigdy nie robimy tego na siłę.
Plany na przyszłość. – W najbliższym czasie uczestniczymy w kilku imprezach. Za dwa tygodnie jedziemy do Opola, a później do Rzeszowa. Nie będą to już takie pokazy jak tutaj, ale spotkania wewnątrz bractw – mówi Andrzej Romulewicz.

Łukasz Sośniak

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *