Esencja kobiecości w życiu i w sztuce


W cyklu “Częstochowianki” prezentujemy sylwetkę Danuty Króliszewskiej, malarki znanej nie tylko z artystycznej pasji, lecz również z działań społecznikowskich.

– Jest Pani częstochowianką z urodzenia czy z wyboru?
– Urodziłam się w Częstochowie, mieszkam tu, jestem z tym miastem mocno związana.
– Jak wspomina Pani dzieciństwo, lata szkolne?
– Ja od zawsze miałam pasję do rysowania, jako dziecko ciągle rysowałam, w domu, na podwórku; mogłam się obyć bez koleżanek, rówieśników, wystarczyły mi kredki i kartki papieru, mogłam np. godzinami ilustrować bajki przez siebie wymyślane. Mój pradziadek był artystą rzeźbiarzem, rektorem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, więc prawdopodobnie artystyczne geny odezwały się u prawnuczki.
– W której szkole otrzymała Pani maturę?
– Ukończyłam Liceum Sztuk Pięknych, z wykształcenia jestem ceramikiem. Zakochałam się w koledze z klasy i po maturze wzięliśmy ślub, a potem role mamy oraz żony pochłonęły mnie zupełnie na wiele, wiele lat, bowiem na świat przyszli nasi synowie: Sebastian, Marcin, Przemysław i Kamil.
– Czy znalazła Pani wtedy czas na swoją pasję artystyczną?
– Czasu miałam rzeczywiście niewiele, ale nigdy nie zaprzestałam malowania, wówczas interesowały mnie głównie akwarele, ale malowałam także dziecięce buzie oraz pejzaże.
– Kiedy nastąpił powrót do sztuki?
– Po dwudziestu latach, ok. 1999 roku. Odkryłam piękno suchej pasteli i rzuciłam się w wir pracy twórczej. Ostatnie sześć lat to bardzo aktywny okres w moim życiu, to intensywna praca oraz wiele pozytywnych emocji – radość tworzenia, satysfakcja, nawet sukcesy, bo tak postrzegam fakt, że moje malarstwo sprawia ludziom radość. Miałam też liczne wystawy: w Zakopanem, Warszawie, Radomsku, Wieluniu i w Częstochowie, w Muzeum Archidiecezji.
– Po jakie tematy sięga Pani najchętniej?
– Zasłynęłam jako malarka madonn, takich nietypowych, zdecydowanie baśniowych. Moje ulubione tematy to macierzyństwo, portrety dziecięce, kwiaty. Tworzę nadal w technice suchej pasteli, harmonizuje ona z moim wnętrzem, z moją naturą. Tak sobie myślę, że urodziłam się przeznaczona do roli mamy i ma to również odzwierciedlenie w mojej sztuce. Ogólnie swą twórczość zatytułowałabym “O kobietach i dla kobiet”.
– Jest Pani także autorką portretów, w tym wielu znanych osób związanych z naszym miastem.
– Uwielbiam malować ludzi. Z wielką radością tworzę portrety, malując je prowadzę taki psychologiczny dialog z osobą portretowaną, staram się oddać jej charakter, osobowość. To fascynujące zajęcie. Ostatnio wykonałam portret Ludmiły Marjańskiej, w kolorach złoto-fiołkowych, wiem, że jej się podobał.
Dodam, iż maluję także subtelne akty kobiece.
– Czy synowie i mąż przejawiają zainteresowanie sztuką?
– Zdecydowanie. Najstarszy, Sebastian, skończył wydział artystyczny na naszej, wówczas jeszcze WSP, podobnie Marcin. Przemysław jest informatykiem, ale ma do czynienia z grafiką komputerową, a Kamil jest w drugiej klasie gimnazjum, w Szkole Muzycznej, gra na altówce. Mój mąż, Zygmunt, jest jubilerem, a w tym zawodzie zdolności artystyczne są niezbędne.
– Oprócz malowania ma Pani jeszcze jedną pasję: społecznikowską.
– Nie jestem obojętna na nieszczęścia i problemy innych ludzi, staram się w takich sytuacjach pomagać. Często biorę udział w aukcjach, z których dochód przeznaczony jest na pomoc osobom pokrzywdzonym przez los. Wielokrotnie dawałam obrazy na aukcje na rzecz Ośrodka Proadopcyjnego dla Dzieci Porzuconych, na rzecz Hospicjum mieszczącego się przy ul. Krakowskiej, dla Liceum im. C. K. Norwida. Brałam też udział w takich przedsięwzięciach w Warszawie, gdzie dochód przeznaczony był na pomoc dzieciom trudnym z ośrodka wychowawczego i w Katowicach w Teatrze Wielkim, kiedy chodziło o pomoc dzieciom chorym na raka.
– Marzenia, plany na przyszłość…
– Cóż, jeśli chodzi o marzenia, to one się spełniły i nadal spełniają, przede wszystkim ja się zrealizowałam jako mama i artystka, w tej chwili jestem chyba najbardziej twórcza, aktywna, radosna i usatysfakcjonowana. Nadal chcę się rozwijać, jeżdżę na plenery, wystawiam, planuję otworzyć galerię autorską.
– Jak spędzi Pani święta?
– W święta zawsze zjeżdżają się dzieci, jesteśmy liczną, kochającą się rodziną i cieszy nas spotkanie przy świątecznym stole, ze starszego pokolenia zapraszamy ciocię seniorkę i wspólnie świętujemy Zmartwychwstanie Pana. Mąż jest znakomitym kucharzem, to on przygotowuje tradycyjne potrawy i różne smakołyki, dbamy też o to, aby na stole znalazły się wiosenne kwiaty. Takim specjalnym zwyczajem naszego domu jest obdarowanie gości pięknymi pisankami wykonanymi przez męża. Jako były jubiler, ma precyzyjne ręce oraz wielki talent zdobniczy, maleńką igiełką wyczarowuje misterne wzory na skorupkach jajek, barwionych tradycyjnie wywarem z cebulowych łupin. Efekty są przepiękne i te prezenty sprawiają gościom wielką radość.

HALINA PIWOWARSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *