Powstańczy szlak świętego Brata Alberta na Ziemi częstochowskiej – (14c/348)


Z kartek suplementu do cyklu „od parafii do parafii…”

Po opisanej w poprzednim odcinku zwycięskiej bitwie w Janowie, powstańczy oddział w którym uczestniczy kawalerzysta Adam (Chmielowski) – późniejszy święty Brat Albert – toczył dalsze walki na wschodnim obszarze Ziemi Częstochowskiej. Pierwszą z nich była bitwa, która miała miejsce się w dniu 28 lipca 1863 roku i toczyła się na rozległym terenie przylegających do siebie wiosek: Rudniki, Zaróg i Dąbrowa (na północny – wschód od Koniecpola). Wojsko kapitana Zygmunta (Chmieleńskiego) zostało tutaj wzmocnione 80 – osobowym oddziałem żołnierzy z Wielkopolski – kompletnie umundurowanym i dowodzonych przez kilku oficerów z Krajowej Obrony Pruskiej. Ponadto doszło dużo młodzieży – niestety bojowo niedoświadczonej. Jednak siła Rosjan była przeważająca, bowiem mieli ze sobą nawet armaty. Mimo to powstańcy bronili się przez cały dzień trzymając linię frontu od Zarogu po Dąbrowę, lecz po dużych stratach wycofali się przez Teodorów i lasami doszli aż do Chlewskiej Woli (na północny-wschód od Szczekocin). Teraz na miejscu tej bitwy w Rudnikach nie znajdziemy żadnego przydrożnego śladu upamiętniającego nierówne zmagania Polaków z rosyjskim zaborcą. Jedynym historycznym śladem jest bratnia mogiła powstańców na cmentarzu w Koniecpolu. Na jej lastrykowej płycie mamy inskrypcję upamiętniającą żołnierzy Wojska Narodowego z oddziału ppłk Z. Chmieleńskiego, którzy zmarli z odniesionych ran w bitwie pod Rudnikami.
Awansowany do stopnia majora Zygmunt Chmieleński ponownie zbiera siły powstańcze dając dłuższy odpoczynek swoim żołnierzom. Obozowiska takie były najbardziej uciążliwe dla oddziałów konnych, których zadaniem było osłanianie terenu. Ponieważ oddział ten miał dwa plutony konnicy, to każdy z nich musiał co drugi dzień pełnić służbę, czyli ustawiać wedety (warty). Mając w zasadzie następny dzień wolny, byli jednak wysyłani na nocne zwiady – tak, że praktycznie nie zaznawali odpoczynku, kiwając się na swoich koniach w czasie służby – by choć trochę się zdrzemnąć. Trudy te były też udziałem Adama Chmielowskiego. Dnia 14 sierpnia – dopadł powstańców pod Obiechowem (na południe od Szczekocin), rosyjski pułkownik Szulman. Po utracie ponad 40-tu żołnierzy dowódca wycofuje się za Pilicę podążając teraz w kierunku Lelowa. Stąd dnia 18 sierpnia 1863 roku dochodzi do następnej bitwy pod Białą Wielką (na wschód od Lelowa). Wysłany wtedy przez dowódcę rekonesans dostał się w ręce Moskali, powodując zaatakowanie znienacka głównych sił powstańców. Rozproszony oddział miał za zadanie cofać się na Włoszczowę. Po trzech dniach większość powstańców odnalazła się w Kątach nad Pilicą (pod Maluszynem). Natomiast polegli pod Białą współtowarzysze Adama Chmielowskiego mają swoją powstańczą mogiłę na wzgórzu starego cmentarza w Lelowie. Cofając się dalej w górę Pilicy oddział nie tylko odpoczywa, ale nawet powiększa się. Jednak Rosjanie nie ustępliwie tropią nadal powstańców, stąd oddział osłaniany przez swoją kawalerię przemieszcza się głęboko na południe, czyli w rejon między: Szczekocinami a Jędrzejowem. Tutaj przez dłuższy czas unikają Rosjan, jednak 22 września doszło do następnej ciężkiej bitwy we wsi Ciernie pod Nagłowicami. Wobec dużej przewagi Rosjan powstańcy doznali poważnych strat. Pluton Adama Chmielowskiego był ponownie cały czas w ogniu. Jeszcze tego samego dnia wyczerpani walką powstańcy zatrzymali się we wiosce Wawrzyniec (na zachód od Jędrzejowa). Gdy Adam jak zawsze rozstawiał swoich ułanów o mało co nie zginął wtedy z ręki swojego dowódcy. Bowiem, gdy pojawili się Rosjanie i Zygmunt wydał rozkaz by kawaleria na nich uderzyła to brak plutonu Adama – który był na pikiecie – spowodował gwałtowną reakcję dowódcy, który chciał się zmierzyć z rewolweru na swego podoficera. Szczęśliwie broń się zacięła i Adam zdążył wyjaśnić sytuację. Coraz bardziej wyczerpani powstańcy wycofali się nocą przez lasy na południe od Secemina. Tu jednak już nazajutrz, czyli 24 września doszło ponownie do bitwy, kiedy to Rosjanie już trzeci dzień z rzędu doganiali śmiertelnie zmęczonych powstańców. Tym razem było to pod Czarncą (między Seceminem a Włoszczową). Tutaj Zygmunt przeprowadził mistrzowski manewr, przy wykorzystaniu jak zwykle swej niezawodnej kawalerii. Znużoną piechotę wycofał bowiem do lasu, a ułanów wyprowadził na czyste pole i odwrócił frontem do Moskali. Zaskoczeni tym manewrem zaborcy nie uderzyli od razu, mimo dużej przewagi. Wystarczyło to by piechota bezpiecznie odeszła, a wtedy dowódca odwrócił swoją konnicę i szaleńczą jazdą uchodził przez 5 km w stronę Secemina – oddalając się od wroga. W tej szaleńczej gonitwie uczestniczył także Adam, a na szlaku tej szarży można teraz odszukać drewniany słup z kapliczką z tamtych lat, którą w roku 1991 uratowano umieszczając ją na żelazno-betonowej podstawie. Prowadzona od blisko dwóch miesięcy powstańcza batalia, coraz gorzej uzbrojonych i zupełnie wycieńczonych młodych ludzi (przeważnie między 16 a 25 rokiem życia) – przeciwko regularnej armii rosyjskiej stawała się już szaleństwem. Kończyła się odzież, a noclegi na gołej ziemi powodowały choroby. Adam, któremu przepadł już w walkach kożuch grzał się tylko ciepłem swego konia. Po wymarszu z okolic Secemina powstańcy przedostali się na lewy brzeg Pilicy (między Koniecpolem a Lelowem) – zataczając już w swych walkach drugi okrąg na północno – wschodnim krańcu Ziemi Częstochowskiej. Teraz Zygmunt chcąc odbudować siły swego oddziału zaszył się w otoczonej lasem wsi Mełchów. cdn

Tekst i zdjęcia:

Andrzej Siwiński

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *