Dom mi się wali na głowę


INTERWENCJA
Andrzej Bednarek z Sobuczyny w gminie Poczesna żyje w ciągłym strachu o swój dobytek, a nawet i życie. – Nadzór budowlany zakazał mi przebywać w domu. Pytam więc, gdzie mam iść z rodziną? Pod most? – mówi rozgoryczony.

Piętrowy dom przy ul. Konwaliowej 11, tuż przy skrzyżowaniu z ulicą prowadzącą do wysypiska w Sobuczynie, Bednarek postawił w 1975 r. Teraz rozsypuje się, ale nie dlatego, że został źle zrobiony. To efekt wzmożonego kurowania tą drogą tirów, wożących śmieci do wysypiska Częstochowskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego. – Gdy budowałem dom wozy na składowisko jeździły co godzinę i były mniej obciążone. Odkąd w 1998 roku powstała spółka CzPK wielkie, 40-tonowe samochody jeżdżą non stop. Co dziesięć, piętnaście minut mój dom trzęsie się w posadach, bo na zakręcie ciężarówki najeżdżają na krawężniki, co powoduje wstrząsy. Pękają mury, rozchodzą się ściany, budynkowi grozi zawalenie. Nadzór budowlany zabronił nam przebywać w niektórych pokojach – opowiada Bednarek.
Mężczyzna pukał już do wszystkich możliwych drzwi, ale bezskutecznie. – Dom wali mi się na głowę, ale nikt nie chce mi pomóc. Ani starosta, ani wójt, ani prezes wysypiska – mówi. Odgraża się, że jeżeli nie uzyska pomocy, zacznie kopać rowy na drodze i utrudniać dojazd.

Problem drogi prowadzącej do składowiska w Sobuczynie to nie novum. Wszystkim zainteresowanym stronom – staroście powiatu częstochowskiego, wójtowi gminy Poczesna i prezesowi CzPK – wiadome jest, że nie spełnia ona wymogów technicznych dla kilkudziesięciotonowych ładunków, które są po niej wożone. Lata upływają, a problemem nikt się nie zajmuje. Cierpią na tym mieszkańcy, w szczególności Andrzej Bednarek z rodziną.
Dotychczasowe remonty jezdni były raczej prowizoryczne. Jest bowiem z nią swoisty problem – ma dwóch administratorów. Część, do skrzyżowania (jadąc od strony Częstochowy), jest w gestii powiatu, dalej to już własność gminy. Pech chciał, że Bednarek wybudował dom przy krzyżówce, która okazuje się być niczyja. W 2003 roku ówczesny wójt gminy Bogdan Krakowian zlecił prace na zarządzanej przez siebie części. – Dlaczego nie zrobił skrzyżowania? – pyta Bednarek. – Wyremontowaliśmy tylko część gminną, ale zrobiliśmy poprawki na skrzyżowaniu, by samochody wiozące śmieci miały lepszy skręt. Okazało się to niewystarczające, bo dom stoi zbyt blisko drogi – mówi B. Krakowian.
Sprawę, zdaniem Andrzeja Bednarka, rozwiązałoby postawienie znaku ograniczenia tonażu. To jednak koliduje z potrzebami wysypiska. Obecny wójt Krzysztof Ujma, choć wypłynął na stanowisko między innymi krytykując swojego poprzednika za łagodną politykę w stosunku do CzPK, przez półtora roku nic nie zrobił, by pomóc Bednarkowi. Twierdzi jednak, że prace nad uchwałą o ograniczeniu tonażu na drodze gminnej podjął od razu. Dlaczego trwa to tak długo? – By przeprowadzić konkretne kroki musi być wykonane i zatwierdzone przez odpowiednie organy opracowanie zmiany organizacji ruchu – wyjaśnia. Jak dodaje, do tego potrzebne są też badania gruntu, które wykażą dlaczego drogi zostały zniszczone. Gmina zleciła firmie zewnętrznej taką ekspertyzę. – Mamy ją otrzymać 15 maja. Jeżeli zarzut się potwierdzi, zaczniemy działać. Jednak wprowadzenie zakazu nie jest prostą sprawą, wiąże się z ograniczeniem ruchu – asekuruje się Ujma. Opracowanie ma też wykazać, ile trzeba nakładów, by przywrócić drogę do stanu pierwotnego oraz ocenić, ile będzie kosztować zrobienie nowej, dostosowanej dla ciężkiego taboru. – Odtworzenie jej stanu z lat 80. nie gwarantuje załatwienia problemu. Teraz konieczna jest droga ze wzmocnionym podłożem. Pozostaje pytanie, kto ma płacić za budowę. Mnie jako wójtowi i gminie taka inwestycja nie jest potrzebna – stwierdza Ujma.
Wybudowanie nowej drogi i tak nie rozwiąże problemu Bednarka, co również potwierdza wójt Ujma. Co zatem oferuje swojemu mieszkańcowi? – Musimy mu pomóc. Na razie mogę jedynie zapewnić lokal zastępczy, z pewnością powinien być o podobnym standardzie jak dom przed zniszczeniem – zapewnia.
Andrzej Bednarek, po tym jak w kwietniu 2007 roku zwalił się sufit w pokoju i nadzór budowlany ze starostwa zakazał używania pomieszczeń, wystąpił o odszkodowanie. Chce 200 tys. zł zadośćuczynienia za straty, by móc rozpocząć remont. Przewód jednak ciągnie się w nieskończoność. Czterokrotnie sąd odrzucał pozew z błahego powodu. – Zamiast powiat częstochowski było napisane starostwo. A przecież to, to samo – mówi Bednarek. – Prezes wysypiska i starosta obiecują, że ugodowo rozwiążą mój problem i wypłacą odszkodowanie, ale jak na razie na tym się kończy. Niestety radni i wójt nie bronią mieszkańców. A powinni się zebrać i sprzeciwić prezesowi. Drogi w Sobuczynie, Hucie Starej i Nieradzie są najgorsze w województwie. Powinni wymóc na CzPK, by je wyremontowało – mówi Bednarek. – Ja pod most nie pójdę mieszkać. Pieniądze muszę dostać jak najszybciej, bo za rok za 200 tysięcy nie odnowię domu – dodaje.
URSZULA GIŻYŃSKA

Wysypisko w Sobuczynie – własność miasta Częstochowy – od lat jest kanwą sporu między gminą a miastem. Temat na ogół aktualizuje się w okresie kampanii wyborczych. Wówczas składane mieszkańcom obietnice stają się kartą przetargową dla kandydatów na fotel wójta i siedziska radnych. Później deklaracje idą w zapomnienie. A wysypisko, któremu wielokrotnie zarzucano nielegalną działalność rozwija się, zdobywa liczne nagrody i wyróżnienia. Zarząd spółki wyprostował wszystkie niejasności prawne i rozbudowuje zakład, nawet przy dużym wkładzie unijnym. Natomiast kolejni włodarze gminy Poczesna stają się równie pobłażliwi, jak ich poprzednicy. Dzisiaj – z czego zdają sobie sprawę wszyscy zainteresowani – nie da się nic zmienić. Wysypisko nabrało charakteru ponadregionalnego, buduje Zakład Zagospodarowania Odpadami i będzie działać. Czy jednak mają na tym cierpieć zwykli ludzie, których nikt nie pytał o zdanie, czy zgadzają się na „urokliwe” przedsiębiorstwo w pobliżu ich domów?
URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *