Teatr to wspólna, ciężka praca


Częstochowski Teatr Tańca w maju wystawił swą kolejną, szesnastą już premierę „Apasz”. Rozmawiamy z dyrektorem i kreatorem Częstochowskiego Teatru Tańca Włodzimierzem Kucą

W tym roku Teatr obchodzi 15-lecie istnienia. Zrealizowaliście szesnasty spektakl. Jakie wrażenia po ostatniej premierze „Apasza”? Czuje się Pan spełniony?
– Było dużo pracy, nawet nerwów. Czy wszystko się udało? Nie wiem, nie mnie oceniać. Ja zawsze widzę wszystkie niedociągnięcia. Jeżeli opinie widzów są interesujące i przychylne, to jest to dla mnie największe szczęście.

Dlaczego sięgnął Pan do tła muzycznego lat 20. i 30.ubiegłego wieku? Skądinąd pomysł bardzo ciekawy i chyba trafiony w czasie…
– Nie sugerowałem się serialem „Bodo”. Sugerowałem się swoimi doświadczeniami z dzieciństwa. W latach 70. moi rodzice doskonale bawili się właśnie przy tego rodzaju muzyce. Pomyślałem, że będzie to dobry i inspirujący pomysł , zarówno dla moich dorosłych par, z którymi robię już drugi spektakl, jak i dla młodzieży. Te teksty i melodie tylko z pozoru są proste, bo są one głębokie, często wzruszające. „Zabrałaś serce moje” to bardzo mądry tekst i mam nadzieję, że dało się go nam odczarować. Wprawdzie nie do końca lubię formę prezentacji Mieczysława Fogga, ale piosenki są wspaniałe, niosą tak wiele emocji. Mówią o miłości, zdradzie, uwielbieniu.

I jakże piękne, także w wykonaniu Marka Ślosarskiego, który w spektaklu partnerował Iwonie Chołuj. Co chciałby Pan osiągnąć poprzez zestawienie w swoim teatrem dwóch światów: młodości z dojrzałością?
– Pomyślałem sobie, że jak włączy się osoby dorosłe, to doda to przedsięwzięciu takiego szwungu… i gładzi.

I swoistego pazura..
– Jak się udało, to dobrze. Osoby dorosłe, przy wariactwie młodych ludzi, dają taki spokój. To wynika z ich bagażu doświadczeń. Jak patrzę na dorosłe pary to widzę, że oni sobie patrzą w oczy.

Czy podczas prób zauważa Pan różnicę w sposobie pracy?
– Mnie najbardziej zależy, aby ci którzy przychodzą do mnie na zajęcia czerpali z tego przyjemność. Można się doskonale bawić mając lat 20 i lat 70.

Teatr Tańca to dla Pana zapewne świetna zabawa, ale i ciężka praca. Czy to także spełnienie marzeń?
– Na pewno pasja. Chciałbym bardzo zrobić kiedyś spektakl, który od początku do końca byłby mój. Wiem, wszystkie są moje… ale często to, co kołacze mi się w myślach napotyka na rożne ograniczenia. A to scena jest mała, a to światła dają utrudnienia… Ale ciągle próbuję, czerpiąc z tego co mam w swoim zasięgu realizuję kolejne inscenizacje. I jeśli to, co zaprezentujemy podoba się publiczności to jestem po prostu szczęśliwy.

Po piętnastu latach tworzenia Częstochowskiego Teatru Tańca dostrzeżono Pana artystyczną kreatywność i wysiłek. Otrzymał Pan nagrodę specjalną za reżyserię, choreografię i scenografię spektaklu teatralno-tanecznego „Orfeusz” oraz za autorską koncepcję tego teatru w konkursie „Złota Maska”. Jakie znaczenie dla Pana ma ta nagroda?
– Złotą Maskę przekładam na wszystkich ludzi. To nie jest moja nagroda. To że udało się ją zdobyć, to jest dla nas wielki splendor i zaszczyt. To ważna nagroda w województwie śląskim i w Polsce, więc jestem z tego dumny. Ten sukces jest wspólny. Ale ciekaw jestem, jakie to będzie miało przełożenie na Teatr Tańca, jaka będzie jego przyszłość. Chciałbym, by Teatr tańca się rozwijał, by nam nie przeszkadzano. My nie konkurujemy z teatrem dramatycznym i z filharmonią. Zdaję sobie sprawę, że moi tancerze to ludzie bez specjalistycznego przygotowania, uczą się dopiero u nas, ale to ludzie z ogromną pasję i prezentują poziom zawodowy. Teatr to jest ich ciężka praca. Moja też. Ale to oni publicznie występują i oni godzą się na moje pomysły . Nie wiem czy była to jednorazowa nagroda, czy uda się nam to powtórzyć za rok, dwa, czy trzy lata.

Który ze spektakli jest najbliższy Pana sercu?
– Nie potrafię wybrać takiego Bez wątpienia pierwszy „Dworzec ZOO” do dzisiaj budzi mocne emocje i wspomnienia. Ale z perspektywy lat widzę, że zrobiłbym go całkiem inaczej.

Całość spektaklu trzyma Pan w swoich rękach. Jest Pan jego reżyserem, choreografem, scenarzystą, dźwiękowcem…
– Wiem, że to może brzmi dziwnie, znalazł się chłop, który sam wszystko wymyśla i tworzy. Mam specyficzny styl pracy. Obraz widzę w głowie i chciałbym, aby od razu był on na scenie, w pewien sposób denerwuje mnie dochodzenie do tego. Często się zapędzam, zamykam we własnym świecie i wówczas przyjaciele sprowadzają mnie do rzeczywistości. Naturalne korzystam z podpowiedzi różnych osób, nie sposób być do końca samowystarczalnym. Uwagi przyjmuję i analizuję. Ciągle pragnę, by Teatr Tańca kojarzył się z czymś przyjemnym, by ludzie chcieli przychodzić na nasze spektakle i znajdywali tu oddech. Chcę opowiadać historie, a nie skupiać się na tanecznych popisach kilku tancerzy.

Najbliższa przyszłość?
– Chciałbym znowu zrobić bajkę, przypomnę że zrealizowaliśmy już „Kopciuszka”. Mam nadzieję, że będzie to kolejne zaskoczenie. Byłaby to opowieść w rodzaju „Wyspy skarbów”. Chciałbym na scenie zrobić morze, okręty, pojedynki. Na pewno czeka nas dużo pracy.

Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *