Matejko w przytulisku


Jest to chyba jedyne przytulisko dla bezdomnych w Polsce, którego ściany ozdobione są wielkimi malowidłami ściennymi

To przytulisko, to Caritas Częstochowie, zwane popularnie “Za kominem”. Wielkie freski dokumentują godność i siłę narodu polskiego: zwycięska bitwa pod Oliwą w 1655 roku ze Szwedami, polskie zwycięstwo pod Monte Cassino. Trzeci fresk, to widok na morze i góry, jaki miał przed oczyma Jan Paweł II, wypoczywając w Castel Gandolfo. Sprawca tej przytuliskowej niezwykłości jest jego mieszkaniec od 2001 roku, artysta plastyk 45 letni Janusz Kaszpar, absolwent renomowanego Liceum Plastycznego w Częstochowie.
Po szkole, od roku 1978 dekorował zakłady pracy na 1-szego Maja i 22 Lipca, tworzył akademijne scenografie uroczystości tamtego świata absurdu i nonsensu. Największym przeżyciem twórczym tamtego okresu, było malowanie w kościele św. Teresy w Dźbowie Drogi Krzyżowej z postaciami naturalnej wielkości. To doświadczenie sprawiło, że w swojej twórczości często wracał do tematyki religijnej. Specjalizował się w kopiowaniu obrazów wielkich mistrzów. Rembrandta, van Gogha. Odtwarzał pejzaże wiejskie Chełmońskiego, Witkacego, Fałata i Podkowińskiego. Kopiował bardzo trudne naturalistyczne obrazy – pejzaże Szyszkina. Dla Janusza była to wielka szkoła cierpliwości, pokory i perfekcjonizmu. Musiał się wcielać w osobowości autorów kopiowanych obrazów, wczuwać się w ich intencje twórcze.
Kaszpar jest zwolennikiem naturalizmu i realizmu w malarstwie. – Świat ucieka w abstrakcje zakłamując rzeczywistość. Realizm wnosi w obrazie prawdę natury i prawdę człowieczą. Obraz powinien “ocalać” od zapomnienia , dawać świadectwo przeszłości i czasu teraźniejszego – mówi”. Z tego przekonania zrodziła się wielka podróż Janusza i jego kolegi po kielecczyźnie śladami kapliczek, małych kościółków i świątków, w każdą sobotę i niedzielę w latach 1992 – 1994. Owocem było zdokumentowanie 100 kapliczek w szkicach i rycinach, a także w zebranych opowieściach mieszkańców. Cały dorobek tej podróży przekazali jednemu z proboszczów, który w czasie tej podróży bardzo im pomagał. Przyozdobił rycinami cały kościół swojej parafii. – To tak jakbyś wszystko stracił – wtrącam.
– Źle pan mnie zrozumiał – odpowiada Janusz i dodaje. – W tym kościele zachowana została pamięć przeszłości tej ziemi. Ale skoro poruszyliśmy już sprawę strat… Ja w swoim życiu straciłem bardzo dużo. Dom i rodzinę W roku 1980 ożeniłem się byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Syn ma już 25 lat. W roku 1998 moją mamę zmógł paraliż. Od tego momentu przeniosłem się do niej. Czuwałem dzień i noc przy matce. Żona nie mogła się z tym pogodzić. Po śmierci matki nie miałem już powrotu do domu. Trafiłem do przytuliska i tu jestem do dziś.
I tak naprawdę dopiero tu zaczął malować, żeby się pozbierać i tylko dlatego przeżył, jak mówi. W roku 2003, w ciągu trzech miesięcy, tworzy cykl 15 grafik nowoczesnych. Ma wystawę w Liceum Plastycznym , które przed laty ukończył. Aukcję jego grafik prowadził ówczesny dyrektor teatru częstochowskiego Marek Perepeczko. Wszystkie poszły Zarobił siedem tysięcy złotych, całą tę kwotę przeznaczył na rzecz dzieci niepełnosprawnych, ze specjalnych placówek w Częstochowie. – Przecież sam potrzebowałeś na ciepłe odzienie, zimowe buty – mówię,
– Serce mi zmiękło jak zobaczyłem listę tych biednych dzieci. Uświadomiłem sobie, że te dzieci niepełnosprawne bardziej potrzebują tego grosza, który mogłem wziąć, i postanowiłem wszystkie, wszystkie pieniądze przeznaczyć dla nich. Zrozumiałem też, że te siedem tysięcy to i tak bardzo mało, a mnie by to nie uratowało. Może bym zgubił, a może przepił, albo by mnie gdzieś na mieście okradli… Mam swoje potrzeby, ale jakoś sobie radzę. Znajdę coś na śmietniku, albo mi ktoś coś podaruje. A dziecku nie podaruje nikt. Skąd weźmie pieniądze jego matka, bezrobotna, wyrzucona z pracy? Po tej aukcji ukończyłem kurs pomocy dla niepełnosprawnych. Z certyfikatem. Na 27 ukończyło nas dziewięcioro. Jestem gotów im zawsze pomagać – mówi plastyk.
Janusz wychodzi powoli z ciemnych, mrocznych kolorów, jakie dominowały w jego malarstwie. Idzie jakby ku nadziei. Zaczął cykl akwarel pogodnych “Kościoły krakowskie”. Powoli z jego życia ustępuje zwątpienie. Marzy o własnym kącie. Małym, ciasnym, ale swoim. Rozłożyć swoje prace, malować, malować… Zarobić tak, żeby przeżyć… – Jestem głęboko wierzącym katolikiem. Wierzę, że Bóg mi pomaga. Zawsze. I w biedzie i w potrzebie. We wszystkim. Moim idolem jest Jan Matejko Malarz wielkiego patriotyzmu, miłości do Boga i Ojczyzny. Malowałem dwa jego obrazy: “Kazanie Piotra Skargi” i “Stańczyka”, ten kilkakrotnie – mówi. Jego mistrzem jest Jan Matejko i o nim w przytulisku wszyscy mówią: MATEJKO.

PIOTR PROSZOWSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *