Wspomnienie o artyście


5 listopada ubiegłego roku zmarł nagle Jerzy Duda-Gracz. Urodził się urodził się w Częstochowie, w 1962 r. ukończył częstochowskie Liceum Technik Plastycznych. Dziś na naszych łamach wspominają go, ci z którymi jego losy się skrzyżowały.

Anna Maciejowska – dyrektor Państwowego Zespołu Sztuk Pięknych w Częstochowie
Duda-Gracz był najpierw filozofem, a potem malarzem, o bardzo wytrawnym warsztacie twórczym. Analizował świat do głębi, wszystko rozważał w związkach przyczynowo-skutkowych. Nigdy nie ślizgał się w swoich poglądach. Lubiłam z nim obcować i rozmawiać. Był szalenie elokwentny.
Nasze środowisko artystyczne zawsze się z nim utożsamiało, przecież stąd się wywodził, tu, w naszym liceum poznawał arkana sztuki malarskiej. W ostatnich latach był na etapie sentymentalnych powrotów od rodzimych stron. Odpowiadał na nasze zaproszenia. Był razem z nami na 50-leciu szkoły w 1997 r., z tej okazji przekazał nam swoją pracę do galerii absolwentów. Na 55-lecie szkoły wystosował do grona pedagogicznego i uczniów ciepły list. Swój powrót do macierzy zaakcentował dwoma spektakularnymi aktami – poprzez stałą współpracę z galerią Sabiny i Romana Lonty, gdzie miał swoją autorską wystawę i stworzenie wspaniałego cyklu Golgoty Jasnogórskiej.
Na benefis w Muzeum Śląskim w Katowicach z okazji 60-lecia jego urodzin nasi uczniowie przygotowali mu niecodzienny prezent – 60 prac na 60-lecie p.h. “Wariacje na temat twórczości Dudy-Gracza”. Był tym gestem szalenie wzruszony i zaskoczony.
Imponujące jest to, że tak wiele osiągnął. Już za życia tworzył historię sztuki polskiej, zajmując czołowe miejsce wśród jej twórców. I chociaż odszedł tak szybko, to cieszy sama świadomość, że zdążył zrobić tak wiele, a zwłaszcza ostatni, wspaniały cykl “Chopenaliów”.

Krystyna Miskiewicz – nauczycielka w liceum plastycznym
Jurka poznałam, gdy był w liceum. Jego brat – Marek poprosił mojego męża (mieszkali wówczas przy ul. Śniadeckich w Częstochowie), by ocenił prace Jurka. Razem studiowaliśmy na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie na Wydziale Grafiki Propagandowej w Katowicach. W tym czasie prowadził studencki kabaret i pamiętam, że jako kabareciarz całkiem nieźle sobie radził. Z pewnością był bardzo ciekawym człowiekiem, ale o delikatnej konstrukcji psychicznej, łatwo było można go urazić. Bardzo serio podchodził do życia. Jego stosunek do świata i ludzi ciągle falował, tak jak i znajomości – nasza była dość bliska, ale okazjonalna. Ostatnio widzieliśmy się na 10-leciu galerii Sabiny i Romana Lonty.

Jerzy Kędziora – artysta plastyk
To była znajomość długotrwała, ale epizodyczna. Nie zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Poznaliśmy się w Liceum Technik Plastycznych, ja byłem pierwszakiem on już kończył szkołę. Jego klasę tworzyły same oryginały. Jurek od początku jawił się nam jako poważny, dociekliwy i dowcipny chłopak, Już w szkole dał się poznać jako doby kabareciarz i autor fraszek – te puszczano z tzw. kołchoźnika z domu na rogu ul. Wolności i Alei NMP.
Kiedy byłem w czwartej klasie wspólnie realizowaliśmy spektakl lalkowy. Duda go reżyserował, wykonał scenografię i nadzorował wykonanie lalek. Później stykaliśmy się na kilku wystawach i plenerach – dwukrotnie na jasnogórskim i raz na jurajskim, który prowadziła moja żona. Choć był przeciwnikiem takich imprez na te dał się skusić.
Miał bardzo wykoncypowany dowcip. Niby mówił o wszystkim na serio, ale groteskowo ujmował rzeczywistość. Podziwiałem jego odporność na zróżnicowaną krytykę. Osobiście nie zawsze byłem przekonany o słuszności swoich wyborów drogi artystycznej, on zawsze wiedział co i jak chce robić. Co ciekawe, Jurek nie zdając sobie sprawy, stworzył mnie na prapraojca miasta, inspirując mnie do wykonania Częstocha na wystawę do Muzeum Częstochowskiego “Od pradziejów do współczesności”.

Aleksander Mostowski – wiceprezes Stowarzyszenia “Nasza Częstochowa”
Jerzy Duda-Gracz był honorowym członkiem naszego Stowarzyszenia od początku jego istnienia. Na każde nasze przedsięwzięcie, aukcje w Nowym Jorku, odbudowę Muzeum im. A. Mickiewicza w Wilnie czy Domu Służebnego Kultury Polskiej w Nadrzeczu koło Biłgoraja ofiarowywał swoje obrazy. My ze swej strony pomagaliśmy mu zorganizować wystawę 30-lecia w Nowym Jorku i zawsze towarzyszyli w jego uroczystościach. Byliśmy i na 60-leciu w Katowicach, i 10-leciu galerii Lontych. Tuż przed śmiercią ofiarował nam kolejny obraz na aukcję – “Walc” z cyklu “Chopenaliów”. Niestety, prawo polskie zabrania wywozu dzieł sztuki nieżyjących twórców, więc chyba oddamy go żonie artysty. Pozostanie w naszej pamięci, jako człowiek, który kochał Polskę. Sam zresztą często powtarzał, że jest chory na Polskę, twierdził, że nigdzie nie mógłby pracować, ani żyć.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *