Amazonki – dziewczyny na medal


Częstochowskie Amazonki, pod wodzą prezes Elżbiety Markowskiej i wiceprezes Alicji Przyszło, tworzą grupę kobiet silnych i odważnych, dzielnie stawiających czoło chorobie. Historia każdej z nich to zarazem osobny i zbieżny los. Wspólne są zaskoczenie, ból i strach, po diagnozie lekarskiej. Wspólna jest też nadzieja i siła w byciu razem.

Wyjazd

Amazonki realizują różne integracyjne przedsięwzięcia, jednym z nich był tegoroczny wyjazd do Zakopanego w tamach unijnego projektu „Aktywna Amazonka”, realizowanego przy współpracy z częstochowskim Stowarzyszeniem AGAPE, pojechały na integracyjną wycieczkę do Zakopanego i Białego Dunajca. Eskapada była ukoronowaniem kilkumiesięcznych zajęć psychologiczno-pedagogicznych z zakresu asertywności, psychologii zachowań, autoprezentacji. – Przedsięwzięcie skierowaliśmy do pań po chorobach nowotworowych z powiatu częstochowskiego, chcąc zachęcić je do wstąpienia w nasze szeregi. W mieście kobiety mają więcej możliwości konsolidacji. Na wsi jest im trudniej, czują się osamotnione, często napiętnowane. W Stowarzyszeniu panie odnajdują bratnie dusze – mówi Elżbieta Markowska. – Naszym zamiarem jest również pobudzenie kobiet do powrotu do pracy i aktywnego życia – dodaje wiceprezes Alicja Przyszło. Obie panie liczą, że wymiernym efektem projektu będą kolejne filie Stowarzyszenia w mniejszych miejscowościach. Pierwszy oddział, przy wsparciu władz samorządowych, już powstał w Koniecpolu.
Autokar z pięćdziesięcioma osobami na pokładzie, w tym dwudziestoma uczestniczkami projektu, startuje tuż po godz. 8.00 spod siedziby Stowarzyszenia, przy ul. Wolności 44. Podróż, rozpoczęta hymnem Amazonek, przebiega wesoło i radośnie. Śpiewy przeplatają się z dowcipami. Prym wiodą panie o niespotykanym poczuciu humoru i wewnętrznym cieple, dusze towarzystwa – Krystyna Kocot z Rudnika Wielkiego i Halina Nowak z Częstochowy. Nad dobrym samopoczuciem turystek troskliwie czuwa prezes Markowska, a bezpieczeństwem jazdy – doskonały kierowca Leszek Stępień.

Zwierzenia

Podczas podróży udaje mi się porozmawiać z kilkoma paniami. Chętnie dzielą się swoimi przeżyciami i doświadczeniami.
Małgorzata Frymus z Nieznanic jest członkiem Stowarzyszenia od niedawna, choć w maju minęło 16 lat od jej operacji. Co sprawiło, że nagle poczuła potrzebę przynależności do grupy? – Po zabiegu wróciłam do pracy, która aktywnie wypełniła moje życie. Choroba była z boku, nie było rozczulania nad sobą. Pracowałam w Banku PKO, w moim środowisku zawodowym spotkałam się z życzliwością i zrozumieniem. Pomogli mi też lekarze, doktor Kopeć ze szpitala na Zawodziu nauczył mnie spokojnego podejścia do choroby. Czas na działanie w Stowarzyszeniu przyszedł na emeryturze. Gdy Amazonki dotarły do mnie i stwierdziłam, że warto je bliżej poznać. Chętnie wzięłam udział w projekcie. Szkolenia z asertywności i psychologii zachowań dały mi możliwość spojrzenia w głąb siebie, obserwację i kontrolę własnych reakcji – opowiada Małgorzata. Czuje się dobrze, ma liczne plany. Przezwyciężyła chorobę.

Halina Nowak z Częstochowy jest Amazonką-wolontariuszką. Tryska energią i radością. – Stosuję się do rad Ślązaczek, które mówią, by jak najwięcej się śmiać, bo rak nie lubi śmiechu. W ten sposób go zabijamy. Dowcip serwuję również paniom, które odwiedzam w szpitalu. To metoda na zapomnienie. Zamiast dorabiać się zmarszczek ze złości lepiej je mieć ze śmiechu – mówi Halina. Jak umiejętnie wprowadza w życie swoją ideę pokazała podczas grillowej kolacji w Białym Dunajcu, gdzie nocowaliśmy. W iście mistrzowskim stylu odegrała „Pchłę Szachrajkę” Jana Brzechwy. Takiej interpretacji nie powstydziłaby się nawet Joanna Żółkowska, znana ze świetnych kreacji utworów dla dzieci. – Śmiejemy się, wygłupiamy, bo łapiemy czas dany nam powtórnie. Jest to spontaniczne, choć w pewnym sensie jest to śmiech przez łzy – dodaje refleksyjnie Halina.

Cecylia Siedlecka i Regina Kaczyńska z Koniecpola wstąpiły do Stowarzyszenia, by… się rozerwać po operacjach. – Choroba mnie zmieniła. Moment diagnozy był okrutny. Lekarze bez ogródek powiedzieli o nowotworze i konieczności natychmiastowego zabiegu. Nie było wyboru. I tak, po przypadkowym badaniu, znalazłam się na sali operacyjnej w szpitalu na Parkitce. Ważna jest szybka decyzja. Wówczas jest większa szansa na wyleczenie – opowiada Cecylia, która zabieg miała cztery lata temu. Do Stowarzyszenia trafiła poprzez bratową, też Amazonkę. – Oczekiwałam bliskości, rozmów i tak tu jest. Czujemy się swobodnie, możemy się wygadać z wszystkich problemów. Udział w projekcie był wspaniałym doświadczeniem, nauką, oderwaniem od codzienności – dodaje.

Bliskość

Maria Szwedzińska z Kolonii Klepaczka na wycieczkę wybrała się z mężem Andrzejem. – Jestem dwa lata po operacji. Czułam, że w piersi jest coś nie tak, ale pierwsza mammografia nic nie wykazała, dopiero po kilku miesiącach drugie badanie przyniosło bolesną diagnozę – opowiada. Jak zareagowało otocznie? – Bez sensacji. Teraz o raku piersi dużo się mówi. Jest to często spotykana choroba i w wielu przypadkach wyleczalna. Kobiety już się jej nie wstydzą, jak to było kilkanaście lat temu. Rodzina, zwłaszcza dzieci, bardzo przeżyła tę wiadomość. Moja choroba stała się elementem naszego pełniejszego zjednoczenia. Cieszę się też, że dałam się namówić na kontakt ze Stowarzyszeniem. Program i rozmowy z Amazonkami i psychologiem pokazują jak żyć z chorobą. To uskrzydla i nie jest się samemu. Najważniejsze, by nie bać się nowotworu. Trzeba z nim walczyć i myśleć pozytywnie – kontynuuje.

Z mężem jest również Renata Żabicka ze Starczy. Wiceprezes Alicja Przyszło mówi o niej: „wyłapana z tłumu”. – Zdarzyło się to pod gabinetem doktora Przemysława Jasnowskiego. Tam spotkałam Alicję. Sześć lat zmarnowałam bez kontaktu z Amazonkami. Teraz nadrabiam. Dziewczyny są fajne. Rozmawiamy, wspieramy się, dzielimy własnymi doświadczeniami. Tutejsza atmosfera podbudowuje moją psychikę. Dzięki spotkaniom z psychologiem lepiej rozumiem chorobę, swoje reakcje – mówi Renata. Jak dowiedziała się o nowotworze? – Jestem obciążona genetycznie, więc badałam się regularnie. USG wykazało, że mam dwie torbiele. Po pół roku wytworzył się złośliwy guzek. Od razu zdecydowałam się na zabieg. Później radioterapia, chemioterapia, ścisła kontrola lekarska. Choroba ta dotknęła też moją siostrę i córkę. Bardzo przeżyłam wiadomość o córce. W wieku 26 lat przeszła operację, na szczęście guzek był spokojny – dodaje. Wielką podporą w chorobie i rekonwalescencji dla Renaty jest mąż Roman. Musiał zmienić pracę na lepiej płatną, by zapewnić byt pięcioosobowej rodzinie. – Mąż wprawdzie pracuje w Sosnowcu, ale każdą wolną chwilę spędza w domu. Pomaga mi opiekować się niepełnosprawnym synem, który podczas ćwiczeń w policji doznał urazu z fatalnymi konsekwencjami. Walczymy o jego zdrowie, by mógł ponownie chodzić. Każdy grosz oszczędzamy na kosztowne operacje, gdyż NFZ ich nie refunduje – mówi Renata.

Pasje

Osobowością zachwyca Krystyna Kocot. Jest rok po operacji, w trakcie brania chemii, ale z jej twarzy aż bije radość życia. Krystyna od blisko dziesięciu lat prowadzi gospodarstwo agroturystyczne, które, jak mówi, powstało z biedy. – Był to sposób na utrzymanie. Skorzystałam z programu unijnego, szkoliłam się w agroturystyce – wyjaśnia. W 2003 roku jej działalność została dostrzeżona i wyróżniona przez marszałka województwa śląskiego trzecim miejscem w konkursie wojewódzkim. – Moimi pierwszymi gośćmi były dwie warszawianki, uczestniczki Powstania Warszawskiego. Wyczuły, że jestem jeszcze nieopierzona w tej materii i dały mi popalić. Po tym doświadczeniu chciałam się nawet wycofać, ale nie zniechęciłam się – śmieje się. Dowcipkuje, że największą atrakcją jej gospodarstwa jest ona sama. – Chcę, by goście czuli się u mnie jak u siebie w domu. Były u mnie sławy, na przykład Bogdan Smoleń z Kabaretu Tey czy Leszek Benke, Pierwszy Strażak RP z Kabaretu Kopydłowo – zdradza. Jak znalazła się w Amazonkach? – Ściągnęły mnie do siebie ze szpitala, ale pierwszą reakcją była myśl, że wciskają mi kit. Po operacji żyje się jak w nierealnym świecie. Co chwila umierałam, gnębiły mnie zmienne nastroje. Zaimponowała mi dziewczyna, która powiedziała, że ma odcięte dwie piersi. Jej świadectwo dało mi wiele do myślenia – wspomina. Krystyna również wychwala projekt. – Zajęcia zmieniły moje wyobrażenie o asertywności. Miałam przekaz, że asertywność to chamstwo. Kontakt z Amazonkami jest odskocznią. Dowiedziałam się, co to jest joga, chodzę na muzykoterapię, gimnastykę – dodaje. Jej chorobę rodzina przyjęła bez rozczulania i głaskania, ale z powagą. Taką postawę Krystyna uznała za najodpowiedniejszą, dającą poczucie normalności. – Odwiedzają mnie sąsiadki i koleżanki. Śmiejemy się, tańczymy, robimy kwiaty z bibuły, to moja pasja. Życie po operacji trwa dalej. Nic się nie zmieniło, jestem aktywna. W pracach pomaga mi mąż. Myje podłogi, pierze, dźwiga zakupy. Teraz mam więcej czasu dla siebie i… piszę książkę. Wymyśliłam, że pod przykryciem innej kobiety opiszę swoje życie. To taka babska tematyka. Tekst był publikowany w biuletynie gminnym Kamienicy Polskiej. Podobał się. Książkę planuję wydać – konkluduje Krystyna.

Strach

Rak piersi to dla wielu pań wyrok. Ale podejmują walkę. Decydują się na operację i poważne leczenie – chemioterapię i radioterapię. Ciągle jednak żyją w niepewności. Jak duże są to obawy mówi prezes Markowska. – Mimo, że nie mam już raka, nigdy nie powiem, że jestem całkiem zdrowa. Muszę pamiętać, że zawsze będę narażona na przerzuty bądź wznowienie. Kiedy zaczynam najdrobniejszy odczuwać ból rodzi się lęk, że koszmar powróci. Biegnę do lekarza, przed oczami mam już czarny scenariusz. Myśli o nawrocie choroby są jak natręctwa. Amazonki są osobami przewlekle chorymi już do końca życia. Przekonanie, że jeśli do 5 lat od zakończenia leczenia nowotwór się nie odnowi, to już nie powróci jest mylne. Zazwyczaj przez te 5 lat dbamy o siebie chodząc na kontrole, badamy się regularnie, a potem zapominamy i przestajemy – mówi Elżbieta. Funkcję prezesa Stowarzyszenia Amazonek pełni od 2007 roku. Jest pełna zapału. – Działamy bardzo prężnie, bierzemy udział w wielu projektach, jak choćby Marsz Różowej Wstążki. Organizujemy Pielgrzymkę na Jasną Górę, prowadzimy różne zajęcia psychologiczno-terapeutyczne, spotkania ze specjalistami – mówi.

Pomoc

Wiele Amazonek czuje potrzebę misji wolontariatu. Pomne swoich przeżyć odwiedzają chore w szpitalu, zapraszają do Stowarzyszenia. – Kobiety wracając do domów są zagubione, przerażone, boją się napiętnowania przez otoczenie. Ja również się tego bałam. Po operacji jest bardzo trudno, ale gdy w szpitalu chorą odwiedza Amazonka-wolontariuszka, to nasuwa się myśl: jeśli jej się udało, to i mnie się również. To daje nadzieję i wiarę. Pamiętam moją pierwszą podopieczną. Skuloną, przerażoną kobiecinę. Nie wierzyła, że i ja jestem Amazonką, że to właśnie ze mną się umówiła. Dzisiaj pracuje i powtarza, że wróciła do normalnego życia tylko dzięki spotkaniu ze mną. Rolą wolontariuszki jest nakłonienie chorej do myślenia o sobie. Tego nauczyła mnie nasza wspaniała, nieżyjąca już koleżanka Ela Kotas – dodaje wiceprezes. Alicja Przyszło guza u siebie wykryła sama. – Bolała mnie pierś. Lekarka powiedziała, że jak boli, to dobrze. Zażądałam jednak skierowanie do lekarza chorób sutka. Trafiłam do doktor Elżbiety Radeckiej-Złoto. Po badaniu prosto z mostu powiedział, że to guz złośliwy i natychmiast mam udać się na zabieg. Doktor Marek Cuglewski, do którego mnie skierowano powiedział: „albo przychodzisz na operację, albo chodzisz i on ci rośnie”. Poszłam za ciosem. Rak był niewielki, ale z odnogami. Zdecydowałam się na radykalne cięcie. Ciężko było się z tym pogodzić, ale powiedziałam sobie: „Boże dobrze, że to ja, a nie moje dzieci”. W tej chwili jest normalnie, ale kiedyś myślałam, że jestem kobietą gorszej kategorii. Dzisiaj, po rekonstrukcji piersi inaczej patrzę na świat. Dostrzegam drobiazgi – kwiatki, liście, motyle. Cieszę się każdą chwilą – opowiada Alicja.

Psycholog

Zajęcia w ramach projektu prowadzili trenerzy: Agnieszka Pawełczak i Kazimierz Słobodzian, prezes AGAPE. Prezes Markowska intuicyjnie na towarzyszkę podróży przydzieliła mi Agnieszkę. Skwapliwie korzystam z okazji i wypytuję o pracę z Amazonkami. – To był mój pierwszy kontakt z Amazonkami. Bałam się tych zajęć, ale już po pierwszym spotkaniu stres prysnął. Warsztaty nieoczekiwanie dały mi wiele wzruszeń i wiele mnie nauczyły. Wysłuchałam historii, nasyconych bólem, ale i determinacją. Wiele z nich, to gotowe scenariusze filmowe. Podziwiam szczerość, bezpośredniość i życiową odwagę Amazonek – mówi Agnieszka. Na spotkaniach trenerka przeprowadzała tematy z asertywności, nawiązywania kontaktu i budowania relacji z innymi. – Uczestniczki były otwarte na realizowaną problematykę. Ich zaangażowanie sprawiało, że zajęcia budowałyśmy wspólnie, motywując się do coraz bardziej interesujących analiz. Czas płynął szybko, a grupa wspólnie rozwiązywała podawane problemy – dodaje Agnieszka Pawełczak.
Natomiast stała opieką darzy Amazonki psycholog Beata Wochal. Jest z nimi od ponad piętnastu lat. – Zżyłam się z paniami. Są to bardzo silne wewnętrznie osoby. Razem przeszłyśmy wiele trudnych i pięknych chwil. Czują się ze mną bezpiecznie, odkrywają najskrytsze myśli – mówi Beata Wochal. Zajęcia specjalistyczne z Amazonkami prowadziła też w ramach projektu. – Miały one charakter integracyjny – panie opowiadały historie swojego życia i choroby, ale także edukacyjny, by nauczyć je wykorzystywania perspektyw czasowych, wykorzystania doświadczeń z przeszłości do teraźniejszości i przyszłości – mówi psycholog. Jej zdaniem Amazonki potrzebują wspólnego kontaktu, rozmów, wspólnych imprez, działań i doświadczeń. Po prostu bycia ze sobą. – Ale nie tylko po to, by mówić o chorobie, ale by cieszyć się razem, śmiać, dzielić ze sobą radości i swoje życie – mówi Beata Wochal.
Psycholog prowadzi też comiesięczne spotkania z Amazonkami-wolontariuszkami. – Wolontariat to ciężka i odpowiedzialna praca. Odwiedzanie chorych w szpitalu wymaga odporności i wiedzy. Staram się paniom pomóc własnym doświadczeniem. Dzisiaj Amazonki świetnie działają i rozwijają się. Wykazują inicjatywą, dającą im satysfakcję i wspólne korzyści z choroby. Przewartościowują priorytety. Aktywność daje im perspektywę samorealizacji. U wielu choroba sprawiła, że zobaczyły siebie w innym świetle, ujrzały inne możliwości. Choroba stała się dla nich punktem zwrotnym. Kontakt z Amazonkami nauczył mnie pokory wobec życia. To bardzo ciepłe osoby, które potrafią dzielić się sobą z innymi. Potrafią cieszyć się życiem, każdą chwilą. Są promienne, spontaniczne, pełne motywacji i pozytywnej energii. To super dziewczyny – konkluduje Beata Wochal.

Stowarzyszenie

Nie wszystko jest jednak proste. Gorzką pigułką jest niesprawiedliwe traktowanie Amazonek w różnych regionach. – Mamy te same schorzenia, a inne grupy inwalidzkie. Na Śląsku kobiety z wyciętymi węzłami chłonnymi otrzymują pierwszą grupę inwalidzką, nam w Częstochowie dają jedynie trzecią lub drugą grupę. To niekorzystnie przekłada się na medyczne zobowiązania. Również w MOPS urzędniczki są mało życzliwe i niedoinformowane. Nie wskażą, jakie należą się nam ulgi, nie powiedzą, gdzie udać się po pomoc – mówi Wiesława Jeziorowska. Stowarzyszenie powstało właśnie po to, by pomagać swoim członkiniom w wielu formalnych kwestiach. – Informujemy o tym, że kobietom po chorobie nowotworowej należy się stopień niepełnosprawności czy renta. Mówimy, gdzie mogą zakupić protezy czy peruki, które są niezwykle ważne po amputacji bądź chemioterapii. Walczymy również z urzędnikami przyznającymi orzeczenia o stopniu niepełnosprawności, by informowali nas, co nam to daje – informuje pani Elżbieta.
Amazonki promują intensywnie profilaktykę. – Trzeba pamiętać, że kiedy dotknie nas ta choroba, zawala się świat, dlatego trzeba przypominać o regularnych wizytach u lekarza. Wśród kobiet, które chorują, bądź chorowały na raka piersi ten temat wciąż jest tabu. Ja mówiłam, mówię i będę mówić, by ostrzec inne kobiety, przekonać je do zbadania. Wielu osobom uratowałam życie swoim gadulstwem. Społeczeństwo powinno być świadome, bo niezwykle ważne jest, by wykryć chorobę w jej wczesnym stadium – konkluduje prezes Markowska.
Wracamy pełni wrażeń, nasyceni urokiem zakopiańskich Krupówek, Gubałówki i dobrodziejstw basenów termalnych w Bukowinie Tatrzańskiej. I tradycyjnie, jak to u Amazonek bywa, ze śpiewem na ustach.

na zdjęciu: Grupa częstochowskich Amazonek, czynnie udzielających się w różnych akcjach informacyjnych i integracyjnych.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *