Chcę opowiedzieć o swoim strachu i go przegonić


W „Babim Lecie” zmiana dekoracji. Po Danucie Króliszewskiej i Elżbiecie Chodorowskiej swoje prace prezentuje młoda plastyczka Monika Machnik, absolwentka Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie (obecnie Akademia im. Jana Długosza).

– Nie byłoby tej wystawy, gdyby iks lat temu Krystyna Szajkowska (prof. w Instytucie Grafiki Akademii im. Jana Długosza – przyp. red) nie pokazała mi jak się trzyma dłuto – mówi Monika Machnik, która choć specjalizowała się w malarstwie, pod kierunkiem Mariana Panka (dyplom uzyskała w 2001 r.), zafascynowała się grafiką. Na wystawie pokazuje kilkanaście kolorowych linorytów, z powtarzającym się motywem portretu kobiety z zamkniętymi oczami na tle rozedrganego tła, natężonego ruchem i światłem. O czym opowiada?
Jak mówi pokazuje swój strach przed zderzeniem się z rzeczywistością. „Gdy się boję zamykam oczy i wyobrażam sobie wszystkie piękne chwile mojego życia. Chowam się za zamkniętymi drzwiami moich oczu i czasem nie chcę ich otwierać” – pisze w folderze do wystawy. Tylko, czy można uciec od świata zamykając oczy? Machnik sama sobie odpowiada: „zamknięte oczy to azyl, do którego możesz uciec, a jednocześnie więzienie, z którego trudno się uwolnić.”

Ukończyła Pani malarstwo, a wypowiada się w grafice.
– Byłam na malarstwie i byłam rozdarta między grafiką a malarstwem. Lepiej się czuję w grafice, kocham ją bardziej. Ma ona swój rytm cięcia i to mnie wciąga, hipnotyzuje mnie. Choć to, że grafiki są kolorowe, jest tęsknotą za malarstwem

W swoich grafikach stosuje Pani intensywny kolor – żółty, czerwony i niebieski. Czy przypisuje im Pani szczególne znaczenie?
– Głównie chodzi mi o emocje. Koncentruję się na postaci ludzkiej, na jej uczuciach – radości, strachu. A przede wszystkim strachu, bo w dobie globalizacji jednostka mało się liczy.

Pani postaci mają zamknięte oczy. Pisze Pani w folderze, że zamknięte oczy są azylem a jednocześnie więzieniem. Pisze też Pani jest to czas wspomnień najpiękniejszych chwil życia…
– Jednak bardziej zmierzam w kierunku depresyjnym. Ukazuję pewną nerwowość. Zamknięte oczy są spokojne, otoczenie impulsywne, wibrujące. To obrazuje moje odczucia, moje tempo życia. Mówię o sobie, ale i o innych. Chcę opowiedzieć o swoim strachu i go przegonić.

Zamyka Pani oczy, ale nie uwalnia się od wibrującego świata.
– Za zamkniętymi oczami się chowam. Sądzę, że na kolejnej wystawie opowiem jak się od strachu uwolnić.

Pani pierwsza wystawa…
– Była też w tym lokalu. Wspólnie z kolegą pokazaliśmy temat „maska”. Chcieliśmy przedstawić wizję mocno umalowanej kobiety wampa i maski, bo makijaż jest przecież formą zasłony.

Jak wspomina Pani studia?
– Fantastycznie wspominam współpracę z Marianem Pankiem.

Czego się Pani od niego nauczyła?
– Żeby się nigdy nie podawać, by pracować do końca. Mieć cel i realizować i skończyć go.

Pokazanie własnej twórczości ma pewne elementy ekshibicjonizmu. To chyba nie ułatwia życia.
– Istotnie. Przed tym wernisażem myślałam nawet, że wolałabym przejść Alejami na golasa, niż zmierzyć się z tym, by pokazać prace. Ale zależało mi na wernisażu, bo można mieć kontakt z publicznością.

Jak przyjmuje Pani oceny?
– Oczekuję szczerości od publiczności. Wolę krytykę albo pozytywną, albo negatywną, bo nie wszystkim muszą się podobać moje prace. Krytyka jest dobra i jest potrzebna. Pomaga przemyśleć swoją twórczość.

Kieruje się Pani ocenami innych?
– Tak, ponieważ na tym etapie mojej twórczości nie czuję się do końca pewna, tego co wykonałam. Dlatego jestem bardzo wdzięczna Krystynie Szwajkowskiej, która mnie prowadzi mentalnie, pomaga mi w wielu przemyśleniach i doradza.

Co zamierza Pani w najbliższym czasie?
– Już zaczęłam następny cykl i mam nadzieję, że za rok pokażę go. Dopiero za rok, bo wykonanie jednej grafiki zajmuje około trzech tygodni. W technice linorytu opowiem o kobietach.

Jest Pani częstochowianką?
– Tak, moje częstochowskie korzenie sięgają daleko, ale część rodziny pochodzi ze Lwowa. Mój pradziadek był założycielem kina, wujek aktorem, a dziadek podporucznikiem w Armii Krajowej. W swoim drzewie genealogicznym mamy nawet linię szlachecką.
Rozmawiała

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *