KONIEC MARNEGO DZIEŁA


Wulkan AZS spadł do I ligi serii B

Można różnie krytycznie oceniać występy siatkarek częstochowskiego Wulkanu AZS Politechniki Częstochowa w ekstraklasie. Jednak przeciętnemu kibicowi tego sportu spod Jasnej Góry ciśnie się na usta jedno określenie: kompletna klapa. W całych rozgrywkach częstochowianki wygrały zaledwie jedno spotkanie, co dobitnie świadczy, że grono najlepszych żeńskich szóstek kraju to niezbyt odpowiednie miejsce dla słabego beniaminka.
Walkę o utrzymanie podopieczne Janusza Majkusiaka toczyły z Calisią Kalisz. Calisia w poprzednim sezonie zajęła trzecią, medalową pozycję, więc rywalizację z Wulkanem o przedłużenie ligowego bytu kaliszanki mogły traktować w kategorii sportowego niepowodzenia.
O dziwo, to niepowodzenie mogło mieć jeszcze większy wymiar, bo w pierwszym spotkaniu rozgrywanym w Kaliszu miejscowe uległy Wulkanowi 2:3. Ekipa Mariana Durleja szybko otrząsnęła się jednak po tej porażce i dwa kolejne spotkania w Częstochowie wygrała bez większych problemów – 3:0 i 3:1.
Kaliszanki nie dały też pograć Wulkanowi w meczu numer cztery i pięć. W czwartym – Calisia straciła tylko drugiego seta, przegranego 24:26. W trzech pozostałych ich przewaga była zdecydowana. Świadczą o tym wyniki – 25:14, 25:12 i 25:10. W piątym spotkaniu Wulkanowi zabrakło już zupełnie wiary we własne możliwości. Przegrał 11:25, 20:25 i 21:25, w play-offach 1:4 i spadł do serii B. Calisia w barażach spotka się jeszcze z wicemistrzem wspomnianej serii B, prawdopodobnie Muszynianką Muszyna. Stawką będzie jedno miejsce w przyszłorocznych rozgrywkach ekstraklasy.
Siatkarki w lesie
– Przed meczem w Kaliszu pójdziemy sobie, jak zwykle, do lasu. Poddychamy, może to doda nam siły – mówił przed decydującymi spotkaniami z Calisią Janusz Majkusiak.
Ani las, ani pobożne życzenia trenera odnowy biologicznej akademiczek, Tadeusza Jasińskiego, nie przyniosły jednak oczekiwanego skutku. Akademiczki najpewniej już u progu rozgrywek zostawiły formę “w lesie”, a później długo, długo nie potrafiły jej odnaleźć.
Ten, może nieco uszczypliwy, ton jest bezpośrednim odzwierciedleniem ostatnich niepowodzeń zespołu AZS-u, który miał walczyć, jak zapowiadał Janusz Majkusiak, o swój honor w play-offach. Nie walczył, a jeśli walczył, to w wymiarze czysto symbolicznym. Ale z samych symboli, niestety, nie da się zbudować sportowego sukcesu.
Na głębsze zastanowienie się nad przyczynami ligowej klęski przyjdzie pewnie jeszcze czas, ale kilka mitów trzeba obalić. W polskiej siatkówce nie da się układać zespołu z najwyższej półki w oparciu o zachętę w postaci studiów. Czasy, gdy kartą przetargową w zmianie barw klubowych był indeks wyższej uczelni, bezpowrotnie minęły. Dziś każda zawodniczka chce zarabiać na siatkówce niemałe pieniądze, a studia, które można skończyć na kilka przynajmniej sposobów, schodzą na dalszy plan.
Włodarze Wulkanu AZS Politechnika Częstochowa próbowali stawić czoła tej teorii opierając zespół na samych studentkach. Ten kosztowny eksperyment (obozy, mecze wyjazdowe, sparingi, opłaty sędziowskie) nie udał się i pokazał, że wciąż trzeba mierzyć siły na zamiary. Rozbudzone nadzieje, niemały szum medialny oparty był na wyjątkowo kiepskich fundamentach – siatkarkach o przeciętnych umiejętnościach i możliwościach.
O zgrozo, nie widać jednak ich następczyń, bo kilka gimnazjalistek odbijających piłkę w hali Polonia to melodia tak dalekiej przyszłości, że szkoda kruszyć kopii.
Skoro zespół w I lidze serii B ma być studencki, jak deklaruje Majkusiak, to może jednak powrócić do ścisłej współpracy z uczelnią, przeprosić się z halą Politechnika i skoncentrować się na odbudowaniu zespołu od podstaw. W przeciwnym razie czeka nas ligowa szarzyzna z wątpliwym finałem. Trudno przecież wierzyć, że szóstka z Częstochowy znajdzie dobrotliwego sponsora z wielką walizką pieniędzy.
Calisia Kalisz – Wulkan AZS Politechnika Częstochowa 3:1 (25:14, 24:26, 25:12, 25;10) i 3:0 (25:11, 25:20, 25:21) Calisia: Gujska, Frątczak, Kisielewicz, Merta, Kucharska, Woźniakowska – Kumorek (l), Pluta, Świątczak.
Wulkan: Obuchowska, Farkowska, Czerneckaja, Pikoń, Mortka, Grzesiak – Marchwicka (l), Król, Słoma.

ANDRZEJ ZAGUŁA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *