Spotkanie świętych


W kwietniu 1948 r. w San Giovanni Rotondo spotkały się dwie osoby. Na pozór nic szczególnego. Ludzie często się spotykają. Również o. Pio, znany włoski kapucyn spotykał się z wieloma pielgrzymami, przybywającymi do niego. Podobnie przyjął Karola Wojtyłę, młodego polskiego księdza, nikomu wówczas nieznanego, tak jak tysiące innych osób. Na pozór, gdyż najbliższa historia pokaże, jak opatrznościowym było to wydarzenie. Wokół tego faktu przez lata, zwłaszcza po 16. października 1978 r., powstało wiele legend, które Andrea Tornielli w książce Tajemnica o. Pio i Karola Wojtyły stara się odrzucić.

Autor, aby udowodnić nieprawdziwość wielu domysłów na temat wydarzenia z 1948 r. dociera do świadków tamtych wydarzeń. Andrea Tornielli filolog klasyczny, obecnie watykanista, dziennikarz gazety Il Giornale i włoskiego Radia Maryja, autor licznych publikacji na temat współczesnej problematyki Kościoła jest znawcą tematu, który podejmuje w niniejszej książce.
Główny wątek to wspomniane spotkanie młodego polskiego księdza ze znanym już wówczas włoskim stygmatykiem. Karol Wojtyła, studiujący wówczas w Rzymie wybierając się do San Giovanni Rotondo razem ze swoim przyjacielem Stanisławem Starowieyskim założył sobie trzy cele: zobaczyć o. Pio, uczestniczyć w jego Mszy św. oraz wyspowiadać się. Z książki dowiemy się jak przebiegało owo spotkanie oraz co powiedział, a czego nie…stygmatyk młodemu polskiemu księdzu. Dowiemy się też o jeszcze jednej nikomu nie znanej ranie, którą nosił zakonnik. Drugim ważnym elementem, wokół którego skupia się autor łączącym obie postaci, jest cudowne uzdrowienie Wandy Półtawskiej. Młoda lekarka, matka czterech córek, wywodząca się ze środowiska akademickiego „wujka” w 1962 r. zachorowała na nowotwór złośliwy. Lekarze dawali jej 5% szans na przeżycie.
Bp Karol Wojtyła przebywający w tym czasie w Rzymie na 1. Sesji Soboru Watykańskiego II otrzymał od męża chorej telegram ze smutną wiadomością. Biskup krakowski, na którym tamto wydarzenie sprzed lat, a właściwie osoba zakonnika wywarła niezatarty ślad i o świętości którego był od początku przekonany, nie namyślając się dłużej, napisał do niego list z prośbą o modlitwę w intencji Wandy.
List ten, z datą 17 listopada 1962 r. za pośrednictwem ks. Andrzeja Deskura, JE Guglielma Zannoniego oraz Angelego Battistiego (ten ostatni był administratorem Domu Ulgi w Cierpieniu i bezpośrednim doręczycielem), po dwóch dniach trafia do rąk o. Pio. Dlaczego zakonnik po przeczytaniu tej korespondencji, (a takich listów otrzymywał tysiące) powiedział: „Angelino, jemu nie można odmówić”? Był to jedyny komentarz. Młody polski biskup, nikomu nieznany – nikomu z wyjątkiem o. Pio – po jedenastu dniach pisze kolejne pismo, datowane na 28 listopada 1962 r. z podziękowaniem za uzdrowienie kobiety. Kilka lat później, tuż przed swoją śmiercią o. Pio porządkując swoją korespondencję, chciał ją zniszczyć, ale gdy wpadły mu w ręce dwa listy podpisane przez bp. Wojtyłę powiedział do Angela Battisti, „Te zachowaj, ponieważ pewnego dnia będą ważne”. Słowa te, podobnie jak poprzednie, dla Battistiego przez długi czas, czyli do 16.10.1978 r. pozostaną niezrozumiałe.
Dzięki tym wydarzeniom, zapoczątkowanym w kwietniu 1948 r. między zakonnikiem ze stygmatami a przyszłym Papieżem powstała serdeczna, duchowa więź. Dowodem na to jest m.in. fakt, że Karol Wojtyła po wyborze na Stolicę Piotrową podjął usilne starania o beatyfikację i kanonizację zakonnika z Pietrelciny. I jak wiadomo – pomimo wielu przeszkód – osiągnął cel.
Wanda Półtawska, która w momencie uzdrowienia nawet nie słyszała o o. Pio, a więc nie była nawet świadoma cudu, jaki się na niej dokonał, po tym wydarzeniu obrała go sobie za „swojego osobistego” świętego. Uważa ona również, iż „pomimo zasadniczych różnic można znaleźć między tymi gigantami ducha pewne podobieństwa: głębia wiary niedostępna dla zwykłego człowieka, głębia zawierzenia Matce Bożej – i to ze szczególnym odniesieniem do Tej zwanej Fatimską – obaj ujawniali kult właśnie do Niej. Pełne oddanie ludziom, chęć niesienia pomocy. Jan Paweł II mówił o sobie: Servus servorum sum (jestem sługą sług). A Ojciec Pio jest wzorem wręcz heroicznego posłuszeństwa, a posłuszeństwo jest dziś cnotą zapomnianą („Świętości nie da się ukryć” – wywiad ks. Tomasza Lubasia SSP z dr Wandą Półtawską).

Elżbieta Nowak

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *