Serce dla serc


O przedsięwzięciu “Polakom na Wileńszczyźnie” rozmawiamy z księdzem proboszczem Ryszardem Umańskim

Jak rozwija się akcja?
– Zorganizowana, mocna akcja trwa już od wielu, bo od dawna organizujemy wyjazdy i pomoc na Wileńszczyznę. Ta, w obecnej formie, gdzie jest zaangażowanych dużo gmin i szkół, odbywa się po raz piąty. Na dzisiaj jest to dwanaście gmin, włącznie z Częstochową, oraz sto szkół, co dla mnie jest najbardziej radosne i pocieszające. Nie jest ważne ile darów przyniosą dzieci i dorośli, ważny jest ten gest serca.

Wybraliście Państwo wsie na Wileńszczyźnie…
– Mamy trzy polskie gminy: Mickuny, Kowalczuki i Jaszuny, gdzie mieszka prawie 80 procent Polaków. Zawozimy im rzeczy, z których są przygotowywane paczki na Święta Bożego Narodzenia. Obdarzymy też jedną parafię w Nowej Wilejce oraz cztery szkoły i przedszkola. Polskich dzieci, które będą nas oczekiwać w jednej ze szkół będzie ponad sześćset. Otrzymają od nas ogromne paczki ze słodyczami i zabawkami. Ponadto wójtowie przygotowują specjalne dary dla szkół: drukarki, pomoce naukowe, sprzęt sportowy. Wraz z ofiarodawcami, którzy będą świadkami przekazania darów i zobaczą tę wielką gościnność tamtejszych Polaków, wyjedziemy 7 grudnia. Ważne są dwa aspekty tej akcji: jej charakter charytatywny i patriotyczny. Ci Polacy, którzy tam mieszkają cieszą się oczywiście z darów, ale jeszcze bardziej cieszą się z tego, że my w Polsce pamiętamy o nich, że do nich przyjeżdżamy, z nimi wspólnie śpiewamy i mamy stały kontakt. Trzeba tam być, żeby poczuć to ich mocno bijące polskie, wdzięczne serce.

Jak Polacy tam żyją?
– Jeżdżę tam już 25 lat i znam sytuację. Pierwsze wrażenia może być mylne, bo przyjeżdżamy do pięknej szkoły, gdzie jest czysto i nowocześnie, ale to pozór. Dla tamtejszych samorządów najważniejsze są szkoły, bo dbając o ich jakość, dbają o patriotyzm. W ubiegłym roku do szkół podstawowych wprowadzono oddziały przedszkolne, aby rodzice zapisywali swoje dzieci jak najwcześniej, by mogły one uczyły się po polsku od jak najmłodszych lat. Władze litewskie przy polskiej placówce tworzą własne, konkurencyjne szkoły, z zapewnionym dowozem, posiłkami, basenem. To ich sposób na odciąganie polskich dzieci od polskiej szkoły i w jakiś sposób im to się udaje. Dlatego Polacy z takim pietyzmem troszczą się o wygląd i ofertę edukacyjną, bo jest to walka o patriotyzm. Kiedy jednak dzieci już występują i widzimy je – przepraszam – w za krótkich spodniach, zniszczonych butach, kiedy porozmawiamy z nimi i ich rodzicami, dziadkami, to widzimy prawdziwy obraz ich codziennego życia, tę rzeczywistą biedę.

Czyli pomoc jest potrzebna cały rok?
– Oczywiście i staramy się to czynić. Każdego roku, na wakacje, zapraszamy polskie dzieci z Kresów. To różne grupy, raz 50 dzieci, raz 100 czy 200. Przyjmujemy też grupy osób dorosłych, ostatnio z Grodna. Ich marzeniem jest, aby przynajmniej raz w życiu zobaczyć Macierz, żeby pomodlić się u stóp Matki Bożej. Za każdym razem są to bardzo wzruszające i emocjonalnego przeżycia. Często słyszę: Proszę księdza zobaczyłem Polskę, pomodliłem się u Matki Boskiej Częstochowskiej i mogę już umrzeć, bo spełniło się marzenie mojego życia. Więc kiedy znowu dzwonią do mnie, nigdy nie odmawiam pomocy.

A kto tu w Polsce pomaga Księdzu zaopiekować się gośćmi z Grodna?
– Do tej pory starłem się organizować noclegi w hotelach, ale w tym roku zaproponowałem swoim parafianom. Po komunikacie, że przyjedzie 45 Polaków z Grodna zgłosiło się ponad 20 rodzin, które je ugoszczą, przenocują dadzą strawę. Wspólnie gościom zorganizujemy wycieczki, w tym oczywiście zwiedzanie Jasnej Góry. Cieszę się, że mam tak ofiarnych parafian, mam nadzieję, że to spotkanie z rodakami z Wileńszczyzny, wieczorne rozmowy wytworzą nic sympatii, że wiele się o sobie nawzajem dowiedzą. Kiedy jeździliśmy do Lwowa mieszkaliśmy u polskich rodzin i wspólne rozmowy bardzo nas do siebie zbliżyły. Wiele się wówczas dowiedzieliśmy o historii i życiu Polaków na Kresach. Dlatego oprócz tych wyjazdów charytatywnych, organizujemy też wyjazdy poznawcze, kiedy nastawiamy się na zwiedzanie. Ale punktem obowiązkowym programu jest spotkanie z Polakami. Zwiedzenie pięknego, polskiego miasta: Lwowa, Grodna czy Wilna jest niezapomnianym, estetycznym przeżyciem, ale spotkanie z mieszkającymi tam Polakami daje inny wymiar pobytu. Potem słyszę: proszę księdza przez te trzy dni więcej usłyszeliśmy o Polsce i polskości niż przez tyle lat życia w naszej ojczyźnie.

Dziękuję za rozmowę

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *