Jubileuszowa Jurajska Jesień


Rozmawiamy z prezes Okręgu Częstochowskiego Polskiego Związku Artystów Plastyków Urszulą Łyko-Katus.

Pani Prezes niedawno odbył się 40. plener „Jurajska Jesień”. Jakie myśli niesie ze sobą ta okrągła rocznica?
– Jest to piękna inicjatywa, przez to że jubileuszowa, a zatem zachowująca tradycję. Nieprawdą jest, jeśli ktoś powie, że jest nudną imprezą. Co roku każdy komisarz pleneru wnosi własną inwencję w przebieg pleneru. Są to bardzo różniące się od siebie tematy i odmienna jakość spędzania czasu. A przede wszystkim każdy z uczestników, przy kolejnym pobycie, ma inne odczucia i emocje i inną ekspresję oddawania swej twórczości.

Co wyróżnia plener „Jurajska Jesień” innych, które w Częstochowie mają podobnie wieloletnią historię?
– Najważniejsze, że jest to ogólnopolski plener malarski i możemy zapraszać artystów z zewnątrz. Chcielibyśmy, by było ich jak najwięcej i pierwsze plenery tak wyglądały, artyści z Polski stanowili połowę liczby uczestników. Zapraszani byli też artyści z zagranicy, więc czasami przybierał on wymiar międzynarodowego. Z drugiej strony, jeśli mogę mówić o trochę smutniejszym wymiarze, niestety ze względu na finanse skraca się czas trwania pleneru. Jest też mniej artystów, którzy biorą udział, ponieważ trzeba mieć własne środki na dopłatę druk katalogu poplenerowego. Rozwiązujemy te problemy na przykład tworzeniem grupy artystów dojeżdżających na plener.
Problemy finansowe utrudniają organizację wyjazdów, ale na pewno nie chcielibyśmy zakończyć na 40. edycji. Pobyt na plenerze integruje artystów, jest też naturalną okazją do poszukiwania przeżyć, ładowania w siebie emocji. Zarówno sto lat ZPAP i 40. Pleneru, to tradycja. Musimy dbać o swoje dziedzictwo. Nie jestem częstym uczestnikiem pleneru, brałam w nim udział trzy razy, ale pamiętam czasy, kiedy otrzymywaliśmy materiały malarskie do pracy. Dzisiaj musimy zabezpieczać je sami, przyjeżdżać na plener własnymi środkami lokomocji.

Dla kultury nastały ciężkie czasy?
– Nasz Związek czy Polski Związek Artystów Fotografików, to najstarsze stowarzyszenia w kraju. Jak zliczyłam takich organizacji jest zaledwie kilka i naturalną koniecznością jest to, że należy o nie dbać. Myślę, że jest to obowiązek każdego obywatela, nie tylko władz miejskich czy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Jak zatem obywatel powinien dbać o zachowanie takich stowarzyszeń?
– Już same uczestnictwo w wystawach poplenerowych jest dla artystów ogromnym wyrazem uznania. Kilkakrotnie udało się nam zorganizować finisaże, na których oczekiwaliśmy wsparcia na zasadzie zakupu pracy twórcy. Nie ma więc mowy o wsparciu typu: nic w zamian. Miło jest doświadczyć radość odbiorcy z twórczości artysty.

Funkcję prezesa pełni Pani po raz pierwszy…
– W listopadzie będą to już trzy lata mojej pracy. Jest to kadencja jakby w międzyczasie, bo zaczęta wskutek rezygnacji poprzedniego prezesa. Zbliżają się kolejne wybory. Kiedy już jesteśmy zdani na pracę społeczną w stowarzyszeniach, to zastanawiamy się co jest motywacją dla artystów i prezesów. Jedyną motywacją jest wdzięczność za dobrą pracę. Dla mnie najważniejsze jest zadowolenie artystów, dlatego czasami jest mi przykro, że nie mogę im wiele ofiarować. Musimy więc dbać o siebie wzajemnie, by Stowarzyszenie przetrwało.

Przed jakimi wyzwaniami stanęła Pani, obejmując stanowisko?
– Wyzwaniem dla mnie jest utrzymanie liczby członków w Stowarzyszeniu. Trzeba być atrakcyjnym dla młodych twórców, którzy powinni wchodzić w nasze kręgi. Starsi odchodzą, w tym roku pożegnaliśmy Stefana Chabrowskiego, w poprzednim roku prof. Ryszarda Osadczego i Jolantę Rychwalską. Czekamy na młodych, tym bardziej że mamy Akademię, która kształci magistrów sztuki. Jednak dzisiaj młodzi oczekują czegoś w zamian, czego dawniej nie było, bo każdy chciał należeć do Związku, bo był to prestiż. Teraz stowarzyszeń jest coraz więcej, więc tworzy się konkurencja. Więc jeśli młodzi pytają co w zamian, możemy powiedzieć: cudowna atmosfera, możliwość wspólnej wystawy oraz konkursy. I z taką ofertą wyszliśmy. Organizujemy konkurs o wymiarze międzynarodowym „Pejzaż współczesny”, który ma pokazać inne spojrzenie na Jurę. Miastu powinno zależeć na promocji tej inicjatywy, powinno się nim chwalić, tak jak powinno chwalić się naszą twórczością.

A tego nie czynią?
– Dowiedziałam się, że ostatnio odwiedzają naszą Galerię i kupują pojedyncze prace głównie z tematyką Częstochowy i Jury. Więc, jak sądzę, nasz Plener Jurajski powinien być wizytówką dla Częstochowy.

Patrząc z perspektywy, który z artystów najwięcej wniósł w budowaniu rangi Pleneru?
– Tych osób jest bardzo dużo. Jeśli mówimy o tych uczestnikach, którzy pamiętają pierwsze plenery, to wyróżniłabym Aleksandrę Banek, dlatego że jest to osoba ciepła, inspirująca, szczera i otwarta, nie kryje się ze swoim wiekiem, wręcz przeciwnie jest zadowolona ze swojej dojrzałości. A w swoich miniaturowych kreseczkach, z których buduje ogromną przestrzeń jurajską pokazuje swą pracowitość i doskonale obrazuje długotrwały proces kształtowania Jury. Na wyróżnienie zasługują też Elżbieta i Lech Ledeccy, Alicja Nadolska, Cecylia Szerszeń oraz osoby, które już z nami nie są – prof. Osadczy, Jerzy Duda-Gracz.

Jaka przyszłość czeka ZPAP w tych niepewnych dla kultury czasach?
– Musi być lepiej, ale jedna osoba, a nawet dziesięć nic nie zdziałają. Musimy być wszyscy razem i wspólnie walczyć o przetrwanie. Nie można dopuszczać myśli, że nie ma przyszłości dla ZPAP. Organizacja, która ma sto lat zasługuje na to by mieć kolejne sto. Okręg częstochowski jest młodszy, ale dla nas jest prestiżem to, że władze warszawskie zgodziły się stworzyć w naszym mieście samodzielny okręg. Na dzisiaj jest około 90. członków, choć tych czynnych, zauważalnych jest około 40. Nieprawdą też jest to, gdy ktoś mówi, że nie ma możliwości na rozwój. Wystarczy być aktywnym, nawiązywać kontakt.

Wspomniała Pani o AJD jak wygląda współpraca ZPAP z rodzimą uczelnią?
– Współpraca się układa dobrze. Dla osób, które kończą naszą uczelnię i które zostają w naszym środowisku Związek jest dobrym punktem zaczepienia. Można przygotować wystawę, wystawić się z innymi twórcami. Prestiżem jest też możliwość pokazania swojej twórczości z wykładowcami, którzy przecież należą do ZPAP.

Jak Pani postrzega częstochowskie środowisko artystyczne?
– Chciałabym żeby doszło do stworzenia – na nowo – dobrych relacji w środowisku częstochowskich artystów. Chodzi o wypracowanie wspólnych działań, porozumienia w sprawie wejść do różnych galerii – Konduktorowni, Ratusza, Miejskiej Galerii – z wystawami. Myślę, że mam tę łatwość nawiązywania kontaktów i rozmów z władzami, jestem otwarta na współpracę.

Jest potrzeba uzdrowienia wzajemnych stosunków?

– Czuje się, że robią się grupy, następuje podział środowiska, a powinniśmy być razem. Jeśli jest Konduktorownia, to powinni być tam zapraszani również artystów z ZPAP z Okręgu Częstochowskiego, powinno się udostępnić sale wzajemnie, by promować rodzimych twórców. W ten sposób zyskałyby i instytucje, i artyści. Grupa artystów częstochowskich jest bardzo duża, działalność instytucji można wypełnić ich prezentacjami. Nie unikajmy kontaktów, nie izolujmy się. Nieważne są prywatne relacje, negacja czyjejś twórczości, zwłaszcza jak się jej nie zna. Dajmy sobie szansę poznać się wzajemnie, dojrzeć własny potencjał twórczy. Współpraca wystawiennicza byłaby ku temu okazją.

Dziękuję bardzo.
Rozmawiała

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *