Nostalgiczny recital


Karol Miernikiewicz z Mykanowa konsekwentnie rozwija swój talent wokalno-muzyczny. Tego utalentowanego, młodego artystę (Karol w tym roku zdał maturę), który „przez jazz wyraża swoje uczucia”, mieliśmy okazję posłuchać w Klubie „Paradoks”. Podczas koncertu wykonał standardy jazzowe ze swojej najnowszej płyty, wydanej przy pomocy Urzędu Gminy Mykanów. – Nie musimy się martwić o przyszłość jazu w Częstochowie – skomentował popis młodego wokalisty szef klubu „Paradoks” Marcin Grabowski.
Bohater wieczoru do wspólnego śpiewania zaprosił szesnastoletnią Anną Andrzejewską – w duecie wypadli świetnie. Muzyczny akompaniament zapewnił Piotr Matusik, uczeń drugiej klasy Szkoły Muzycznej w Bielsku-Białej.

Po występie rozmawialiśmy z Karolem i Piotrem.

Wyjątkowo dobrze rozumiecie się na scenie. Kiedy zaczęła się Wasza wspólna przygoda z jazzem?
Karol Miernikiewicz. – Poznaliśmy się w Szkole Muzycznej w Bielsku-Białej. Dwa lata temu postanowiliśmy stworzyć razem coś pięknego. To Piotrek zainspirował mnie jazzem.
Piotr Matusik. – Najważniejsze jest, że nasze spotkanie muzyczne przełożyło się na przyjaźń. Mamy wspólne tematy, rozumiemy się jako ludzie. To przekłada się na muzykę. Grając rozumiemy się bez słów.

Karolu, nie ukrywam, że jestem zaskoczona Twoim swobodnym, naturalnym sposobem bycia na scenie. Wiele było szczerości i spontaniczności w Twoich interpretacjach.
K.M. – Staram się wyrażać swoje uczucia przez jazz, a że kocham tę muzykę, to nie ma w moich aranżacjach fałszu. Myślę, że dla wykonawcy ważny jest kontakt z publicznością, dzisiaj między nami wymieniały się fluidy sympatii.

Słuchali ciebie Twoi najbliżsi, przyjaciele, koledzy. To zapewne miało dobry wpływ na Twoje samopoczucie?
K. M. – Jak najbardziej, ale scena w „Paradoksie” ma swój klimat. Jest ciepła, przyjazna muzykom. Sygnały płynące od strony publiczności – brawa i uśmiechy – dały nam odczuć, że ci co przyszli nas posłuchać zrozumieli, co chcieliśmy przekazać.
P. M. – Dialog z publicznością jest ważny. Jej życzliwość pomaga. Bezpośrednia reakcja widzów, to również wyraz ich emocji i tego jak odbierają występ. Brawa, uśmiechy, okrzyki mają wielkie znaczenie dla muzyków – rozluźniają i motywują.

Razem pracujecie od dwóch lat. Jak często występujecie jako zespół?
P. M. – To nasz pierwszy wspólny występ na profesjonalnej scenie jazzowej. Dotychczas graliśmy w szkole, były to prezentacje po zakończeniu okresu kształcenia.

Jakie zatem wrażenia?
K. M. – Bardzo pozytywne. Obyło się bez większego stresu.

Karolu śpiewasz od wielu lat. Kiedy zaczęło się na poważnie?
K. M. – Ponad dziesięć lat temu. Gdy miałem osiem lat wystąpiłem w Festiwalu „Od przedszkola do Opola”. Był to mój debiut na scenie i od razu przed wielką, polską publicznością. Nakłonili mnie do tego rodzice – oboje są wielkimi miłośnikami śpiewu i muzyki, tata nawet śpiewał w chórze. Sądzę, że była to z ich strony próba sondażu moich umiejętności scenicznych. Egzamin chyba zdałem, bo nie oponowali, gdy spontanicznie poprosiłem o zapisanie mnie do szkoły muzycznej.

O decyzji przesądził smak muzyki czy smak sławy?
K. M. – Bez wątpienia smak muzyki. Przed Festiwalem nie zdawałam sobie sprawy z takich pragnień. Rodzice umożliwili mi pierwszy krok i kiedy poczułem klimat sceny, występów, odezwały się pragnienia.

Czy utkwiły Ci w pamięci jakieś szczególne wrażenia z Festiwalu?
K. M. – To było przyjemne doznanie. Coś nowego, innego, co zachwyciło i zainspirowało ku muzyce i śpiewaniu.

A wracając do nauki?
K. M. – Rodzice zapisali mnie do Szkoły Muzycznej w Częstochowie, do klasy skrzypiec Marii Kloś, w następnych klasach byłem przygotowywany przez panią Ewę Drobner. Później przeniosłem się na altówkę, podobała mi się barwa tego instrumentu – nieco ciemniejsza od skrzypiec. Miałem przyjemność kształcić się u pana Tomasza Ptaka, który zainspirował mnie muzyką klasyczną i odkrył przede mną piękno instrumentu, jakim jest altówka. Stała się ona moim instrumentem, na niej zagrałem dyplom. Średnią szkołę muzyczną ukończyłem w Bielsku-Białej.

Dlaczego właśnie tam?
K. M. – Może, by poznać Piotrka? W tej szkole gry na altówce uczył świetny profesor. Po drodze poznałam Piotra, który zainspirował mnie jazzem.

Uczyłeś się gry na instrumentach, a śpiewasz jazz, który wymaga odpowiednich warunków głosowych. Gdzie kształciłeś głos?
K. M. – U Lory Szafran. Uczestniczyłem w warsztatach w Chorzowie, gdzie pani Szafran przedłożyła mi nie tylko tajniki śpiewu jazzowego, ale również szczerze zachęcała, bym w tym kierunku się rozwijał.

Twoi Mistrzowie jazzowi?
K. M. – Bobby McFerrin, Ella Fitzgerald, Lora Szafran.

Talent to jedna strona sukcesu, druga to praca. Jak długo trzeba pracować na sukces?
K. M. – Na pewno trzeba się poświęcić muzyce i pokochać ją.
P. M. – Przede wszystkim ważna jest systematyczność. Niekoniecznie trzeba ćwiczyć osiem godzin dziennie, wystarczą dwie, ale codziennie.

Czy próbujecie tworzyć własne aranżacje?
P. M. – Na razie gramy aranże znanych utworów.

Jakie towarzyszą Wam uczucia podczas grania jazzu?
P. – Ja przechodzę do innego świata.
K. M. – Wyrażamy siebie.

Dużo mówisz o altówce, ale nie zaprezentowałeś dzisiaj swoich instrumentalnych umiejętności? Stawiasz w przyszłości na wokal?
K. M. – Nie do końca, altówce poświęciłem wiele czasu, nie chcę tego porzucić. Zawsze będzie dla mnie ważna.

Komu najwięcej zawdzięczasz, jeśli chodzi o karierę muzyczną?
K. M. – Myślę, że Piotrkowi. Jeśli chodzi o karierę w kierunku jazzu, to właśnie jemu. On mnie nauczył słuchać jazzu, a także kogo słuchać i dlaczego. Nauczył mnie jak improwizować.

Czy były trudne okresy?
K. M. – Taki czas przypadł na lata, gdy przechodziłem mutację i musiałem się odnaleźć w nowej barwie. To wiązało się z dużą cierpliwością ze strony rodziców. Im zawdzięczam najwięcej. Rodzice zapoczątkowali we mnie muzykę, zawsze czuwali nad moimi wzlotami i upadkami. Są zawsze blisko mnie i nic tego nie zmieni. Bardzo jestem im wdzięczy

Początek kariery – bez wątpienia udany – macie za sobą, a co przed Wami?
K. M. i P. M. – Mamy nadzieję, że nasze marzenia uda się zrealizować. Chcemy się rozwijać, nie stać w miejscu, przechodzić do kolejnych etapów, stworzyć swój styl.

A jakie macie marzenia?
K. M. – Nie sięgają daleko. Na dzisiaj, to zdać na akademię jazzową na piąty wydział wokalny jazzowy do Katowic. Złożyłem też papiery do Gdańska na wokal i altówkę.
P. M. – To również mój plan, tylko będę się z nim zmierzał za rok.
Życzę Wam realizacji i spełnienia i dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *