Przyjaźń uszami


NONSENSY PRL (14)

piosenkarstwo – rodzaj sztuki estradowej, wykształconej w 2 poł. XIX i na przełomie XIX i XX w.; do ogromnej popularności doprowadzony szczególnie 1940-50, po wprowadzeniu taśmy magnetofonowej i płyt długogrających; dwa zasadnicze nurty: piosenka literacka (kabaretowa) i tzw. przebój (utrzymany najczęściej w rytmie tanecznym); po wojnie pojawili się nowi, interesujący twórcy i interpretatorzy; ogólne zainteresowanie piosenką doprowadziło do organizowania licznych festiwali

W jednym na pewno byliśmy w czasach PRL dobrzy, i to aż tak dobrzy, że nawet lepsi od naszych przyjaciół z innych państw socjalistycznych – w piosenkarstwie. Nasze gwiazdy estrady jeździły na trasy koncertowe po Związku Radzieckim, gdzie cieszyły się niezwykłym powodzeniem, wręcz kultem. Na przykład wprost histerycznie była tam uwielbiana Maryla Rodowicz, której płytę długogrającą radziecka wytwórnia “Mełodija” wydała w 1984 r. w niebagatelnym nakładzie 10 milionów egzemplarzy (i cały ten nakład w mig się sprzedał). Niesłabnącym powodzeniem za wschodnią granicą cieszyli się także wszyscy inni nasi śpiewacy rozrywkowi, którzy tam pojechali. Być może nie ma w tym zresztą żadnej ich osobistej zasługi, bo może po prostu każdy kto z zagranicy przyjechał na występy do ZSRR, automatycznie był gwiazdą? Cóż, może i tak było, bo przecież uwielbiany był tam także m.in. artysta-piosenkarz bułgarski – zupełnie u nas nieznany – Biser Kirow, laureat Festiwalu Piosenki Młodzieżowej w Soczi w 1967 r., zachwyty budziła tam także Radmila Karaklaić z Jugosławii – też nieznana w PRL. My znaliśmy tylko garstkę artystów radzieckich (Ałła Pugaczowa, Żanna Biczewska, Laima Vaikule, Walerij Leontiew, Władimir Wysocki, Bułat Okudżawa itp., zespoły “Siniaja Ptica” i “Maszina Wriemieni”) oraz zaledwie kilkoro czechosłowackich (Helena Vondra?kova, Hana Zagorova, Karel Gott, Ji?i Korn) i żadnych Bułgarów ani Rumunów. Z Węgrów słyszeliśmy tylk rockowe kapele “Omega” i “Lokomotiv GT”, z Jugoli – podobnie, głównie punkowy “Leibach”, a sporadycznie inne zespoły, o bardziej dziwnych nazwach: “Riblja Korba” czy “Bjelo Dugme” (to tam grał ten Bregović). Stosunkowo najwięcej znaliśmy kapel enerdowskich, choć bardziej z nazwy niż z dokonań: “Einstürzende Neubauten”, “Magdeburg”, “Pankow”, “Prinzip”, “Puhdys”. Znajomość artystów-piosenkarzy z bratnich krajów “demokracji ludowej” była więc u nas raczej nikła. I dlatego tym większą możemy mieć satysfakcję i serce w nas rośnie, że w owych “bratnich krajach” powszechne zachwyty budzili nasi piosenkarze i “big-beatowe” zespoły, że odnosili sukcesy na festiwalach i koncertach w ZSRR, CSRS, na Kubie i w NRD. Szczególnie w tym ostatnim, nieistniejącym już kraju nie wahali się śpiewać swoich szlagierów po niemiecku (enerdowsku) i nawet nagrywać w tym języku płyt: Maryla Rodowicz (uhonorowana w 1973 r. nagrodą Ministra Kultury NRD), Halina Frąckowiak (pisana przez Enerdowców jako “Halina Franckowiak”), Anna German, Krystyna Giżowska, Anna Jantar, Irena Jarocka, Alicja Majewska, Czesław Niemen, Zbigniew Wodecki, “Czerwone Gitary” (“Rote Gitarren”), “Niebiesko-Czarni” (“Black&Blue” lub “Die Blau-Schwarzen”), “Skaldowie”, “Trubadurzy” (“Die Troubadours”), “No To Co”, “Bractwo Kurkowe”, “2+1” (“Gruppe 2+1”), “Homo Homini”, “Breakout”, “Budka Suflera”, “SBB” z Józefem Skrzekiem, “Anawa” z Andrzejem Zauchą, “Vox” z Ryszardem Rynkowskim… Ale warto było tłumaczyć teksty piosenek, a nawet nazwy kapel, bo Enerdowcy cenili piosenki nadzwyczajnie, o czym się można było przekonać z nadawanego przez TVP (późnym wieczorem na dwójce) enerdowskiego programu pt. “Telewizyjny Music-Hall”. No, i te marki.

MARCIN PARUZEL

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *