WOJENNE LOSY ZYGMUNTA


Chciałbym pokazać pani drogę poszukiwania zaginionego żołnierza, co przeszliśmy, by odnaleźć nazwisko naszego brata, poległego w pierwszej bitwie pod Częstochową, 3 września 1939 roku – tak swą opowieść rozpoczął Eugeniusz Choroba, który odwiedził nas w redakcji. – Chcę pokazać, dlaczego prawie do dziś leżał pod Częstochową bezimiennie, był tak blisko, a my nie wiedzieliśmy o tym.

Mój brat Zygmunt był żołnierzem zwiadowcą, zawsze szedł pierwszy przed pułkiem, przed linią frontową. Po raz ostatni widziałem go przy krzyżówce na Olsztyn – Kusięta – Odrzykoń. Tam wojsko koncentrowało siły przed bitwą. Uciekając z mamą z Częstochowy, spotkaliśmy jednostkę brata. To była sobota, 2 września 6.00 rano. Powiedział nam gdzie kierować się, by uniknąć Niemców, a sam powędrował w kierunku Janowa i Koniecpola. To tam, w niedzielę około południa, odbył się bój. Tam, 3 września, poległ mój brat, Zygmunt Choroba. Jego życie dobiegło końca, dla nas zaczął się długi dramat poszukiwań.
Od początku wojny, z matką, poszukiwaliśmy trzech braci: Zygmunta, Stanisława, Józefa i ojca Franciszka.

PIERWSZA WIADOMOŚĆ

W 1943 roku Polski Czerwony Krzyż w Warszawie przysyła matce oświadczenie takiej treści: “z żalem komunikujemy, że wprowadzonej przez Biuro Informacyjne PCK rejestracji strat Wojska Polskiego figuruje porucznik 74 pp, d-ca plutonu zwiadu Choroba Zygmunt, który poległ dnia 3 IX 1939 r. w miejscowości Złoty Potok k. Buczacza pow. Tarnopol”. To była pierwsza wiadomość, najbardziej prawdziwa.
W 1975 roku zwróciliśmy się do sądu o uznanie go za zmarłego. Zażądano zaświadczenia o jego ostatnim zameldowaniu. Posiadaliśmy takowe z sierpnia 1945 roku z Zarządu Miejskiego w Lublińcu: Zygmunt Choroba był zameldowany przy ul. Ks. Rogowskigo, od 1.12.1935 r. do czasu wybuchu wojny, tj. do końca sierpnia 1939 roku”. Niestety, nie zostało ono uhonorowane. Zwrócilismy się ponownie do Urzędu i oto 27 stycznia 1975 r. otrzymuję pismo o treści: “W odpowiedzi na prośbę Obywatela, Urząd Miejski w Lublińcu zawiadamia, że nie może wydać żądanego zaświadczenia. Wyjaśnia się: na terenie miasta Lublińca ulicy o nazwie Ks. Rogowskiego nie było i nie ma. Jest natomiast taka ulica na terenie miasta Kalety pow. lubliniecki. W wyniku postępowania i na podstawie posiadanych akt w Urzędzie Miasta Lubliniec i Urzędzie Miasta Kalety nie można stwierdzić, że obywatel Choroba Zygmunt, r. 1912, s. Franciszka był zameldowany na terenie miasta Lublińca i miasta Kalety”. Jeszcze w 1945 roku ulica była, teraz nie. Pojechałem do Lublińca. Zażądałem rozmowy z osobą, która podpisała to oświadczenie. Przyszedł za parę minut. Nie zdążył mi jeszcze odpowiedzieć, bo do rozmowy włączył się jego starszy kolega. “O jaką ulicę to chodzi, spytał? O ulicę ks. Rogowskiego? Przecież my jesteśmy na tej ulicy, tylko nazwa została zmieniona”. Wówczas dostałem już inne zaświadczenie.
Sporo zamieszania wprowadzały publikacje prasowe w 1983 roku w “Panoramie”, w artykule “Bój pod Ciepielowem” napisano: “w boju pod Ciepielowem, koło Sandomierza, 8 września, poległo ponad stu oficerów, w tym mój brat Zygmunt Choroba. Znowu nieścisłość. Skąd taka informacja? Autor artykułu jest synem dowódcy 1 batalionu 74. pułku piechoty, Józefa Pelca i drążył koleje losu swego ojca i jego batalionu, któremu udało wymknąć się z kotła niemieckiego koło Cżęstochowy. Byliśmy pewni, że brat zginął 3 września, a ten artykuł z 1982 roku wszystko zamieszał. Ale “Życie”, 30 sierpnia 1992 roku, w artykule “Tragiczny epizod II wojny światowej” wspomina: “Załogę Lublińca stanowił 1 batalion mjr. Józefa Pelca, wsparty pułkową kompanią zwiadowców por. Zygmunta Choroby, kampanią wartowniczą 7. baterią 7 pal. Pol. Bogdana Algusiewiecza, I plutonem artylerii pułkowej 74. pp kpt. Tadeusza Lipowskiego”. To było zgodne z prawdą.

OFICJALNE POTWIERDZENIE

We wrześniu 1992 roku otrzymaliśmy oficjalny dokument potwierdzający, że Zygmunt zginął w Złotym Potoku, 3 września 1939 r. i pochowany jest na cmentarzu w Janowie. Nasza droga dobiegła do końca. Załączono skorowidz nazwisk, na którym pod trzecią pozycją widnieje nazwisko brata. W Janowie wiadomość potwierdziła się. Gmina posiadała dokumenty żołnierzy pochowanych w trzech mogiłach zbiorowych. Na naszą prośbę ówczesny wojewoda przekazał fundusze do gminy i wykonano pomnik bratu i jego towarzyszowi, mjr. Janowi Wrzoskowi, dowódcy 3. batalionu Górnośląskiego Pułku Piechoty. O śmierci ojca oficjalne potwierdzenie otrzymaliśmy dopiero w kwietniu 1999 roku, kiedy to Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało nas: “W chwili obecnej w zasobie Centralnego Archiwum MSWiA znajduje się jedynie kserokopia opracowanej przez NKWD ankiety wypełnionej przez Pana Ojca oraz lista transportowa nr 05/4 z 5 kwietnia 1940 roku, na której pod pozycją 28 figuruje Jego nazwisko. Z dokumentu tego wynika jednoznacznie, że Pana Ojciec był jeńcem obozu w Ostaszkowie, został zamordowany w Twerze przez NKWD i pogrzebany w Miednoje, wśród pozostałych 6311 funkcjonariuszy resortu spraw wewnętrznych II Rzeczypospolitej”. To wiedzieliśmy już wcześniej. W 1990 roku przywiozłem z Moskwy kserokopię ostatniego dokumentu ojca, posiadanego przez NKWD i listę osób do rozstrzelania w obozie – to o niej była mowa w piśmie MSWiA. Wspominam ojca, ponieważ sprawa poszukiwań brata i uzyskania dokumentów o jego śmierci, była ściśle powiązana z dziejami ojca. Kiedy w sądzie chcieliśmy uznać brata za zmarłego, traktowano nas tam jak zbrodniarzy. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. Słowo Katyń zamykało nam drzwi. Pismo z 1999 roku zakończyło kres naszej drogi, pełnej wertepów.
Mój trzeci brat, Józef Choroba służył w marynarce od 1936 roku. W lutym 1939 roku powinien wyjść do cywila, ale już go nie puszczono. Służył na ORP “Burza” i ORP “Błyskawica”, walczył całą wojnę. Trzy razy był rozbitkiem, ale przeżył. Odezwał się do nas dopiero 7 września 1945 roku. Pisał: “otrzymywałem od was kartki przez Czerwony Krzyż. Nie odzywałem się, by nie sprawić wam kłopotu ze strony Niemców”. Po wojnie nie wrócił do Polski… szczęśliwym trafem.

PRZEŻYLIŚMY

Mój brat Stanisław przeżył. W czasie wojny pełnił funkcje obronne w bunkrach od strony Woli Kiedrzyńskiej (przyp. Red. Bunkry były prezentowane w NR 27 “Gazety Częstochowskiej” w cyklu “Przydrożne i cmentarne ślady II wojny światowej”).
W 1945 roku z mściwości, wściekłości i żalu, i z wielkiego bólu poszedłem jako ochotnik do wojska. I… znalazłem się w marynarce. Ponieważ moją rodzinę władza powojenna, chociaż jeszcze trochę polska, znała doskonale, w 1946 roku zażądała dwóch dokumentów: potwierdzających moją lojalność względem Państwa i Narodu Polskiego podczas wojny oraz poświadczenie obywatelstwa. Takie dokumenty posiadają nieliczni. Ja po to, by usunąć mnie z marynarki. Przetrwałem.
W czasach nowej, wolnej Polski w 1990 roku odwiedziłem grób ojca w Katyniu. Przybiłem tam do krzyża wiersz. Dla Zygmunta, dla Ojca, dla Wrzoska, dla wszystkich. Dla nich proszę ten wiersz opublikować, nic więcej nie chcę. Skoro już wiem gdzie są pochowani najbliżsi, to jest najważniejsze.

ZIEMIA KATYŃSKA
O ziemio katyńska i lesie upiorny
Ziemio czarnych krzyży
Kąsającego miasta
Tragiczne polskich serc wołanie.
Ziemio, która kryjesz prochy
Polskich ojców i synów
Naszych braci skrwawione głowy
Ziemio pokryta splotem ciał.
Nicość mściwa cię splamiła
Czym skrzywdziły ciebie nasze członki
Od Gniezdowa gnani w kosogóry
Umęczeni strzałem w potylicę
Za Ojczyzny miłowanie
Za polską koronę
Za Rzeczpospolitą!
Częstochowa 18 marzec 1990 r.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *