Czy pieniądze rzeczywiście nie śmierdzą?


WARTO ROZMAWIAĆ O PIENIĄDZACH

Jak to naprawdę jest z tymi pieniędzmi – dają czy nie dają szczęście. Śmierdzą czy nie śmierdzą?

Łacińskie powiedzenie “pecunia non olet” wprowadza poprzez przenośnię usprawiedliwienie nieczystego źródła dochodów. Oczywiście nieczyste źródło dochodów oznacza nielegalne i nieetyczne sposoby bogacenia się. Przez cały okres XIX wieku toczono spory na temat lichwy pieniężnej. Wydaje się w pełni zasadne by ktoś kto posiada pieniądze pożyczał je osobom, które ich potrzebują lecz w danym momencie nie posiadają. Jednakże przesadne oprocentowanie pożyczek pieniężnych zmusiło papieża Benedykta XIV do interwencji w tej kwestii w swej encyklice “Vix pervenit”. Otóż nawet legalne dochody mogą zostać pozbawione swej etycznej podstawy kiedy posuniemy się do zbyt wysokiej ceny. Papież potępił drożyznę stosowaną w XIX wieku przez lichwiarzy – tj. osoby udzielające pożyczek na nieprzyzwoicie wysoki procent.
W obecnych czasach powiedzenie “Pecunia non olet” bywa nadużywane przez osoby uważające się za racjonalistów w celu usprawiedliwienia wszelkich, nie zawsze uczciwych sposobów zdobywania pieniędzy. Nie należy zapominać, że cesarz Wespazjan użył tych słów wyłącznie w jednej bardzo specyficznej sytuacji. Otóż stwierdzenie, że “pieniądze nie śmierdzą” padło w chwili, gdy syn Wespazjana Tytus zarzucił ojcu, że opodatkował dochody z miejskich toalet. Pieniądze zarobione w miejscu, gdzie nie zawsze jest czyste powietrze rzeczywiście nie śmierdzą.
Trudno mi w tym miejscu nie wspomnieć mojego kolegi, z którym pracowałam w latach siedemdziesiątych w Narodowym Banku Polskim. Kolega ten mając dyplom magistra ekonomii i już pewne doświadczenie zawodowe rozwiązał swój stosunek pracy z bankiem, gdzie pracowaliśmy, a następnie podjął pracę w PGR jako oborowy. Jego praca polegała na uprzątaniu nieczystości spod krów i w tamtych czasach PRL-u była lepiej wynagradzana, niż praca ekonomisty w banku.
Kiedy mój kolega nie mógł otrzymać od dyrektora banku obietnicy podwyższenia wynagrodzenia wybrał po prostu inną pracę. Czy przyjemniejszą – to rzecz gustu. Na pewno satysfakcjonowała go finansowo.
Można dziś sobie zadać pytanie, jak wielu lekarzy ze szpitala na Parkitce wybrało inną pracę w sytuacji, gdy uznali, że otrzymują niesatysfakcjonujące wynagrodzenie? Mimo, że mamy inne czasy, inną sytuację niż w PRL można sobie postawić pytanie czyje pieniądze nie śmierdzą? Nie szkodzi, że dziś oborowy zarabia znacznie mniej niż ekonomista w banku czy lekarz w szpitalu.
Uderzające jednak jest to, że żaden oborowy ani żaden ekonomista zatrudniony w banku nie może pracować jednocześnie w kilku oborach lub kilku bankach naraz. A lekarz w kilku szpitalach czy przychodniach może.
Może to jest ten cud gospodarczy, który już teraz zapowiada PO?
Mimo ogromnego doświadczenia jakie udało mi się zdobyć w trakcie 35 lat pracy w bankowości wciąż pewne rzeczy nie są dla mnie tak oczywiste.
Chcąc jednak udzielić odpowiedzi na pytanie czy prawdziwe jest twierdzenie, że pieniądze nie śmierdzą – myślę, że niektóre pieniądze śmierdzą a niektóre nie.
Czytelnicy doskonalę wiedzą, czyje pieniądze i komu śmierdzą.

Serdecznie dziękuję Czytelnikom, za telefoniczne skontaktowanie się ze mną i podzielenie się swoimi uwagami a także za potwierdzenie moich spostrzeżeń.

GABRIELA żYłA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *