Modlić się za żywych i umarłych


W literaturze polskiej – i to na najświetniejszych jej kartach – wiele jest przykładów modlitwy za żywych, po to, by nie przyszło opłakiwać umarłych.

W naszych burzliwych i często tragicznych dziejach nie brakowało przecież sytuacji, gdy żarliwa i ufna modlitwa zdawała się być jedyną drogą ku ocaleniu życia; także szerzej: Rodaków i Ojczyzny. Król Władysław Jagiełło, 15 lipca, 1410 roku, pod Grunwaldem, najpierw, od wczesnych godzin rannych – jak to kiedyś pięknie mówiono – wysłuchał czterech Mszy Świętych; potem dopiero ruszył w bój i zwyciężył Krzyżaków. Polskie rycerstwo rozpoczęło tę walną bitwę – potężną , śpiewaną modlitwą, jaką jest wspaniała „Bogurodzica”.

I Rzeczypospolita rycerzem i żołnierzem stała. Obok męstwa i roztropności, właśnie modlitewna pobożność była konstytutywnym przymiotem polskiego rycerza. Sienkiewiczowski pan Onufry Zagłoba, każdy poranek, często już na koniu, na wojennym szlaku, zaczynał od śpiewania „Godzinek”. Inny bohater „Trylogii”, Andrzej Kmicic, gdy jako Babinicz wraz ze swoimi towarzyszami zbliżał się – od strony Kruszyny – ku Częstochowie i ujrzał wreszcie w oddali bijące blaskiem zarysy jasnogórskiego klasztoru zakrzyknął: „Chwała Najświętszej Pannie! /…/ i czapkę zdjął z głowy, za nim uczynili toż samo jego ludzie”; a gdy już stał się bohaterskim, przed Szwedami, obrońcą świętego miejsca, on, srogi i nieustraszony żołnierz, z wielkim wzruszeniem i rozrzewnieniem, ze łzami w oczach, przysięgał Ojcu Przeorowi Augustynowi Kordeckiemu: „Ojcze! /…/ Ja bym dla Najświętszej Panny… Ot! słów w gębie nie staje!… Ja bym na męki, na śmierć. Ja bym nie wiem co był gotów uczynić, byle jej służyć…” Istotnie, w staropolskiej duchowości – religijna i modlitewna żarliwość i uniesienie stanowiły nierozerwalną całość.

Wśród kontynuatorów rycersko-szlacheckiej, polskiej tradycji – patriotyzmu, poświęcenia, honoru i wiary – odnajdujemy na poczesnym miejscu – bohaterskie pokolenie „Żołnierzy Wyklętych”; wśród nich płk. Łukasza Cieplińskiego „Pługa”, zamordowanego 1 marca 1951 roku, w mokotowskim więzieniu. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył „Pługa” Orderem Orła Białego i spowodował, iż datę Jego śmierci czcimy corocznie jako Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Więzienie na Mokotowie, w tym: ostatnie tygodnie w celi śmierci, to dla płk. Łukasza Cieplińskiego „Pługa” czas wielkiej, nieustającej modlitwy; za najbliższych: żonę i ukochanego syna Andrzejka, za Ojczyznę i Naród. W więziennym grypsie „Pług” przekazał swój wiekopomny, legendarny testament: „/…/ Cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Ojczyznę i jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość…”. Każdego roku, 1 marca – i w inne dni – podczas tysięcy sprawowanych – w całej naszej Ojczyźnie i poza jej granicami – Mszy Świętych, polscy patrioci stanowią jedną, wielką dziękczynną wspólnotę modlitwy, za dusze Świętej Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Pułkownika Łukasza Cieplińskiego zamordowano po kryjomu, pochowano w tajemnicy, w anonimowym grobie, wymazano z kart historii i, na dziesięciolecia, pamięć o Nim pokryto głuchym milczeniem. A przecież był wielkim, narodowym bohaterem.

Inny zgoła pośmiertny los spotkał pułkownika Michała Wołodyjowskiego, bohaterskiego obrońcę przed islamem, Kamieńca Podolskiego; tytułową postać ostatniej części Trylogii Henryka Sienkiewicza. Powieść „Pan Wołodyjowski” kończy się scenami pogrzebu małego rycerza, gdy powszechny żal po utracie tak zasłużonego defensor patriae łączy się z oddaniem należnego mu hołdu.

Pogrzebowe kazanie księdza Kamińskiego należy do najbardziej znanych i najczęściej przywoływanych stronic naszej wielkiej literatury narodowej. Niechaj Ksiądz Redaktor i PT Czytelnicy „Apostoła Miłosierdzia” – w tym miejscu – pozwolą na nieco obszerniejszy cytat bo… wart tego.

„ – Dla Boga, panie Wołodyjowski! Larum grają! Wojna! nieprzyjaciel w granicach! A ty się nie zrywasz! Szabli nie chwytasz? Na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu? zaliś swej dawnej przypomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz? /…/ Uniósł go żal nad zmarłym rycerzem, żal nad Kamieńcem, żal nad zgnębioną rękoma wyznawców księżyca Rzecząpospolitą, i taką wreszcie kończył swoją mowę modlitwą: – Kościoły, o Panie, zmienią na meczety i Koran śpiewać będą tam, gdzieśmy dotychczas Ewangelię śpiewali. Pogrążyłeś nas, Panie, odwróciłeś od nas oblicze Twoje i w moc sprośnemu Turczynowi nas podałeś. Niezbadane Twoje wyroki, lecz kto, o Panie, teraz opór mu stawi? Jakie wojska na kresach wojować go będą? Ty, dla którego nic nie jest w świecie zakryte. Ty wiesz najlepiej, że nie masz nad naszą jazdę! Która ci, Panie, tak skoczy, jako nasza skoczyć potrafi? Takichże obrońców się pozbywasz, za których plecami całe chrześcijaństwo mogło wysławiać imię Twoje? Ojcze dobrotliwy! nie opuszczaj nas! okaż miłosierdzie Twoje! Ześlij nam obrońcę, ześlij sprośnego Mahometa pogromcę, niech tu przyjdzie, niech stanie między nami, niech podniesie upadłe serca nasze, ześlij go, Panie!… W tej chwili rum uczynił się przy drzwiach i do kościoła wszedł pan hetman Sobieski. Oczy wszystkich zwróciły się na niego, dreszcz jakiś wstrząsnął ludźmi, a on szedł z brzękiem ostróg ku katafalkowi, wspaniały, z twarzą rzymskiego cezara, ogromny… Zastęp żelaznego rycerstwa szedł za nim. – Salvator! – krzyknął w proroczym uniesieniu ksiądz. A on klękał przy katafalku i począł się modlić za duszę Wołodyjowskiego”.

Przyznają Szanowni Czytelnicy, że to i artyzm najwyższej próby, i niepokojąca, bo zaskakująca aktualność…

Jest jednakowoż w polskiej literaturze arcydzieło, które popularnością i ilością zeń cytatów przebija wszystkie inne; goszczące w sercach i głowach wszystkich Polaków od lat ich dziecięctwa; stanowiące przy tym niedościgniony wzór ufnej wiary w skuteczność modlitwy. To ballada „Powrót taty” Adama Mickiewicza. Treści nie trzeba przypominać, a nawet nie wypada… Przybliżmy tylko, na chwilę, wzruszające piękno dziecięcej modlitwy: / „Całują ziemię, potem: – W imię Ojca,/ Syna i Ducha Świętego, / Bądź pochwalona, przenajświętsza Trójca,/ Teraz i czasu wszelkiego./ Potem: Ojcze nasz i Zdrowaś, i Wierzę,/ Dziesięcioro i koronki,/ A kiedy całe zmówili pacierze,/ Wyjmą książeczkę z kieszonki: /I litaniją do Najświętszej Matki/ Starszy brat śpiewa, a z bratem / Najświętsza Matko – przyśpiewują dziatki,/ Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!”./ I tej modlitwy sprawczą moc:/ „Kupiec dziękuje, a zbójca odpowie:/ Nie dziękuj, wyznam Ci szczerze,/ Pierwszym bym pałkę strzaskał na Twej głowie,/ Gdyby nie dziatek pacierze”.

Te same drogi – „modlitwy za żywych i umarłych” – po których kroczyła polska literatura przemierzało również polskie malarstwo, wzbogacając polską kulturę o, własne w tej mierze, artystyczne świadectwa i dokonania, także w randze arcydzieł.

Niech je tutaj godnie reprezentują trzy wspaniałe obrazy: „Śmierć Czarnieckiego”, Leopolda Loefflera – apoteoza nie tylko samego wielkiego hetmana, ale także sarmackiej, modlitewnej pobożności i rycerskiego wymiaru sarmackiego patriotyzmu; „Pożegnanie powstańca”, Artura Grottgera – genialna, arcypolska synteza człowieczych uczuć; „Śmierć księdza Skorupki”, Antoniego Bartkowskiego – tajemnica bohaterskiego przejścia z grona żywych do kręgu umarłych; z krzyżem w ręku, z modlitwą na ustach.

Miłosierny uczynek i powinność – modlitwy za żywych i umarłych – jak się okazuje, stanowi kanwę polskiej kultury, w skali, całego jej, nieprzebranego bogactwa; co przekracza – co do możliwości wyrazu – nie tylko ramy tego artykułu, ale i – zapewne – objętość setek opasłych tomów i doktorskich dysertacji.

Nie martwmy się tym, bo świadczy to o nas – Polakach – bardzo dobrze…

Tekst opublikowany w piśmie „Apostoł Miłosierdzia”, w ramach cyklu „Miłosierdzie społeczne”, nr 4/2015

eszkola.pl

Szymon Giżyński

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *