Zimne Fortum


Dwa sprzeczne wyroki wydane w oparciu o ten sam kodeks pracy zrujnowały życie Ryszardowi Klimkowi, wieloletniemu pracownikowi częstochowskiej energetyki, współtwórcy częstochowskiej „Solidarności”, jej przewodniczącego w latach 1995-96. Najpierw sąd nakazał spółce Fortum wypłacić, zwolnionemu z pracy, Klimkowi półroczną odprawę w wysokości 133 tys. złotych, po dwóch latach uznał, że ma on Fortum te pieniądze zwrócić wraz z odsetkami i kosztami procesowymi, łącznie 195 tysięcy złotych.
– Nigdy nikomu nie zrobiłem krzywdy, nigdy nic nie ukradłem. Dzisiaj w wolnej Polsce, o którą walczyłem, bez skrupułów zabiera mi się skromny dorobek życia, dom, który w latach 70. sam wybudowałem. Dzisiaj komornik niszczy moją rodzinę. Tego nie zrobili mi nawet komuniści – komentuje swoją sytuację Ryszard Klimek.

Pracownik bez zarzutu.
Ryszard Klimek przepracował w częstochowskiej energetyce cieplnej 38 lat. Przez 33 lata, od 1972 roku, nie opuścił ani jednego dnia pracy. Nigdy nie otrzymał kary dyscyplinarnej, nawet upomnienia, wręcz przeciwnie był nagradzany. Pod koniec lat 70. minister gospodarki komunalnej przyznał mu wyróżnienie. W latach 80. odniósł sukces technologiczno-innowacyjny, który dał przedsiębiorstwu milionowy zysk ekonomiczny. – Wprowadziliśmy mosiężne wymienniki do ciepłej wody, które nie ulegały korozji. Ich jakość wielokrotnie przekraczała normy wcześniej stosowanych urządzeń – mówi.
Klimek przez lata piął się po drabinie awansu. Pracę brutalnie przerwała prywatyzacja Częstochowskiego Przedsiębiorstwa Systemy Ciepłownicze przez fiński koncern Fortum, która nastąpiła 10 grudnia 2004 roku. Już w lutym 2005 roku Klimek dostał trzymiesięczne wymówienie. Przeszkadzał, starając się blokować proces prywatyzacji niezgodny z ustalonymi wcześniej zasadami. Był wówczas dyspozytorem, jedną z czterech osób w przedsiębiorstwie, odpowiedzialnych za funkcjonowanie zakładu po godzinie 15. Był też przewodniczącym związku zawodowego NSZZ „Solidarność” w zakładzie. Status szefa organizacji, mimo ustawy, nie uchronił go.

Oddany związkowiec
Do „Solidarności” Ryszard Klimek przystąpił w 1980 roku. Od razu rozpoczął intensywną pracę n rzecz pracowników. Nie przestraszył się wprowadzonego 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego, aktywnie działał w opozycyjnym podziemiu. Dostarczał papier do druku ulotek i gazet, współorganizował tajne spotkania, przewoził zakazane filmy, na przykład z przesłuchania Bugajskiego. Był jednym z czterech uczestników brawurowej akcji postawienia krzyża w alei Sienkiewicza w okresie delegalizacji Związku. Nigdy nie wyjął z klapy marynarki znaczka „S”. W 1989 roku wspólnie z liderami częstochowskiej „Solidarności”: Kazimierzem Macińskim i Aleksandrem Przygodzińskim, z polecenia Lecha Wałęsy, odtwarzał struktury „S” w naszym regionie. Prężnie też funkcjonował w związku zawodowym w swoim zakładzie pracy. Po bezzasadnym, dyscyplinarnym zwolnieniu przewodniczącego Andrzeja Śpiewaka przejął ster związku w przedsiębiorstwie. Na krótko.

Historia zwolnienia Klimka
Problemy pojawiły się zaraz po przejęciu przedsiębiorstwa Energetycznego Systemy Ciepłownicze przez Finów. – Nowi właściciele od początku dążyli do redukcji zatrudnienia. Rozumieliśmy trudną sytuację firmy i godziliśmy się na zmniejszenie liczby pracowników, ale w cywilizowany sposób, na przykład poprzez dobrowolne odejścia lub wygasanie umów – mówi Klimek. Jak wyjaśnia, tak się nie stało, bo szefowie Fortum wszędzie szukali oszczędności, tylko nie w swoich wynagrodzeniach, czego przykładem jest osoba Sawuła, która jak doniosła dolnośląska „Gazeta Wyborcza” w 2004 roku zarobiła 290 tysięcy złotych, w tym lwia część pochodziła ze świadczeń z Fortum, gdzie od 10 grudnia 2004 roku zasiadała w zarządzie. Dyrekcja przedsiębiorstwa nie przyjmowała żadnych argumentacji związkowców. – W zakładzie zapanowała psychoza, bo w planach była 60-70 procentowa redukcja pracowników. Jednych wysyłano na bezterminowe urlopy, innym za cenę utrzymania etatu kazano podpisywać rezygnację z przysługującej prawem ochrony, wynegocjowanym w pakiecie socjalnym. 95 procent zatrudnionych bojąc się utraty pracy podpisało dokument, choć tłumaczyłem, że będzie to ze szkodą dla nich. Tych, co się nie podporządkowali zwolniono od razu, w tej grupie byłem i ja. Innych zwalniani później – dodaje.

Bolesne konsekwencje decyzji
W ferworze problemów nie wystąpił od razu o należne mu odszkodowanie, jakie wynikało z układu zbiorowego pracy w sytuacji zwolnienia pracownika nie z jego winy – Fortum przejmując przedsiębiorstwo automatycznie przyjmowało obowiązujące wcześniej zasady. Z takiego prawa skorzystało kilku pracowników, między innymi, Tomasz Sztanderski.
– Właśnie Tomek nakłonił mnie, by nie odpuszczać. Złożyłem pozew do sądu pracy o rekompensatę z tytułu zwolnienia bez mojej winy – mówi Klimek. Sąd pierwszej instancji nakazał Fortum wypłacić odszkodowanie. Firma odwołała się, ale taki sam wyrok zapadał w drugiej instancji. 29 maja 2008 roku na rzecz Ryszarda Klimka Sąd Okręgowy zasądził od pozwanej spółki Fortum Częstochowa kwotę 133.245 zł, z ustawowymi odsetkami od 31 października 2005 roku. Pieniądze wpłynęły na konto pana Ryszarda.
Jednak szefowie Fortum nie zrezygnowali. Odwołali się do Sądu Najwyższego, a ten skasował wyrok niższej instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Tym razem Okręgowy Sąd Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Katowicach odwrócił 5 października 2010 roku zapadł ostateczny wyrok, nakazujący Ryszardowi Klimkowi zwrot na rzecz Fortum 133.245 zł z 47.396,89 zł odsetkami, dołożył do tego 6.664 złotych za koszty sądowe Przekonanie Klimka o sprawiedliwości prysło jak bańka mydlana.

Wyrok SA przyjął z godnością
– W oparciu o ten sam kodeks pracy, te same organy wydają dwa sprzeczne wyroki Byłem zszokowany. Nagle miałem oddać prawie 200 tysięcy złotych. A pieniędzy już nie miałem. Decyzję Sądu Najwyższego trzeba jednak uszanować – stwierdza.
Fortum nie dało mu szans na wywiązanie się z wyroku. Zażądało spłaty w ciągu pięciu dni. – Skąd w tak krótkim czasie mogłem wziąć tak ogromną kwotę. Sprawę utrudniła egzekucji komorniczej, wejście na hipotekę domu zablokowało możliwość uzyskania kredytu – opowiada. Zwrócił się więc do byłego pracodawcy w Częstochowie z prośbą o rozłożenie na raty i stopniowe, po dwa tysiące miesięcznie, ściąganie należności z jego emerytury. Pismo do wysłał w październiku 2010 roku. Do dzisiaj nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Zapytany przez nas prezes Fortum w Częstochowie Piotr Górnik o zdanie na temat sytuacji byłego pracownika, stwierdził krótko, że te pieniądze, jak orzekł sąd, nie należały się Ryszardowi Klimkowi i mógł on wykazać większą ostrożność nie wydając ich. Na pytanie: jak były pracownik ma spłacić dług, skoro firma nie dała mu szansy? Nie usłyszeliśmy odpowiedzi, za to prezes przytoczył sentencję. – Wyroki sądu są różne. W przypadku Andrzeja Śpiewaka wygrywaliśmy czterokrotnie, a ostateczny wyrok zapadł w końcu na korzyść pracownika. Teraz Sąd Najwyższy zdecydował inaczej – mówi Górniak.
– Nic nie wskazywało, że sąd tak diametralnie zmieni zdanie. Praktyka dowodziła, że w 95 procentach takich spraw jak moja sąd odrzuca kasację, a w pozostałej części tylko połowa kasacji jest przyjmowana. Stałem się wyjątkiem od reguły – komentuje poszkodowany pracownik.

Społeczny aktywista.
Ryszard Klimek zawsze był wrażliwy na ból i kłopoty drugiego człowieka. Jak stwierdza, 60 procent otrzymanych od Fortum pieniędzy przeznaczył na pomoc dla ludzi w wyjątkowo trudnej sytuacji, w tym również pracownikom zwolnionym z Fortum. – Czułem się odpowiedzialny za opuszczonych, schorowanych ludzi „Solidarności” i byłych pracowników przedsiębiorstwa. Pieniądze przeznaczałem na lekarstwa dla nich czy opłaty mieszkaniowe – mówi. Wspierał także Polaków zza wschodniej granicy, głównie z Kazachstanu. Za tę działalność Zarząd Główny Związku Sybiraków przyznał mu Krzyż Sybiraka.
Świadkiem postawy Klimka jest Feliks Płachotniuk, Polak z Kazachstanu, który osiedlił się w Częstochowie. – Przyjechałem do Częstochowy pod koniec lat 90. Pan Ryszard pomógł mi znaleźć pracę, mieszkanie. Dzięki niemu usamodzielniłem się i żyję. Później, gdy 2006 roku straciłem pracę w Fortum – wprawdzie chciano mnie zatrzymać, ale przekazałem swoje miejsce osobie, która miała dzieci, jak się później okazało niepotrzebnie, bo i tak ją zwolnili – pan Klimek również mnie wspierał. To człowiek, który sam sobie nic nie kupi, ale drugiemu odda ostatnią koszulę – opowiada pan Feliks. Jest oburzony decyzją sądu i nieustępliwością Fortum. – Prawo jest dziurawe, trudno, ale dlaczego ludzie, którzy w Polsce robią finansową karierę tak bezwzględnie postępują? Przecież te 200 tysięcy dla takiego światowego giganta jak Fortum, to parę groszy. Tu raczej chodzi o zniszczenie człowieka – dodaje.

Walczyć o godność

– 13 grudnia 1981 roku zatrzymało mnie ZOMO, po latach, 13 grudnia 2010 roku komornik zajmuje mi dom. Dziwny zbieg losu – mówi Ryszard Klimek. Nie zamierza na to co go spotkało spuszczać zasłony milczenia. – Będę walczyć do końca. Chcę spłacić dług, ale mam swój honor. Potraktowano mnie jak naciągacza, złodzieja i na to pozwolić nie mogę. Będę się bronił – zapowiada. O swoje sytuacji powiadomił różne organy.
Wysłał pisma do prezydenta Bronisława Komorowskiego, ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, Lecha Wałęsy, rzecznika praw obywatelskich Prof. Ireny Lipowicz, przewodniczącego Europarlamentu Jerzego Buzka, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, eurodeputowanych PiS: Janusza Wojciechowskiego, Zbigniewa Ziobry, Jacka Kurskiego, przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Piotra Dudy, redaktor Elżbiety Jaworowicz. Zaapelował też do parlamentarzystów ziemi częstochowskiej: Haliny Rozpondek z PO i Szymona Giżyńskiego z PiS. Pismo posłanki Rozpondek do Fortum od kilku miesięcy pozostaje bez odpowiedzi. Poseł Giżyński skierował list ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego. Również czeka na odpowiedź. Ryszard Klimek napisał również do arcybiskupa częstochowskiego Stanisława Nowaka. – Chodzi mi o nagłośnienie mojego problemu, nawet na forum Parlamentu Europejskiego – mówi. Jak stwierdza jego przykład jest pokazówką. – Fortum wcale nie chodzi o odzyskanie pieniędzy. Komornik ściąga pieniądze z mojego konta, ale dla siebie. Fortum nic nie dostaje. Niestety, brakuje dobrej woli, dobrego wychowania. Tu chodzi o zniszczenie człowieka. Czy mam iść z żoną na bruk? Wolę już pójść do więzienia, w obecnej sytuacji nie jak spłacić Fortum. Wyjściem będzie jedynie zamiana kary na dożywotnie więzienie. O to zwróciłem się do prezydenta Komorowskiego. Mam nadzieję, że przychyli się do mojej prośby – konkluduje Klimek.

W sprawie pana Ryszarda Klimka zwróciliśmy się do Zarządu Fortum. Na ręce rzecznika firmy Romana Jamiołkowskiego skierowaliśmy pytania:
– Dlaczego Firma Fortum dała panu Ryszardowi Klimkowi z Częstochowy jedynie pięć dni na wywiązanie się z wyroku Sądu, nakazującego zwrócenie półrocznego odszkodowania?
– Dlaczego Firma nie zareagowała na jego pismo z prośbą o rozłożenie na raty wskazanego wyroku, pismo wysłane w październiku 2010 r.
– Czy firma widzi jakąkolwiek możliwość udzielenia pomocy byłemu pracownikowi.
Odpowiedzi przed wydaniem numery nie otrzymaliśmy, mimo obietnicy Pana rzecznika.
Jeśli je otrzymamy, natychmiast opublikujemy.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *