Ambitny, nie znaczy nudny


Częstochowski Teatr im. Adama Mickiewicza jest w krytycznej sytuacji finansowej. Brakuje pieniędzy na realizację nowego programu artystycznego.
Teatr im. Adama Mickiewicza w Częstochowie, jak większość polskich scen, jest w krytycznej sytuacji finansowej. Pieniądze, które wpływają ze sprzedaży biletów, oraz dotacje Urzędu Miasta nie starczają na wprowadzenie ambitnego i interesującego repertuaru, o którym marzy nowa szefowa częstochowskiej sceny – Katarzyna Deszcz. Przydałyby się też zmiany w przestarzałej organizacji pracy, co pozwoliłoby zaoszczędzić pieniądze na nowe produkcje. Jeśli fundusze nie znajdą się, teatr upadnie – z nowym repertuarem lub bez niego.

Częstochowski Teatr im. Adama Mickiewicza jest w krytycznej sytuacji finansowej. Brakuje pieniędzy na realizację nowego programu artystycznego.
Teatr im. Adama Mickiewicza w Częstochowie, jak większość polskich scen, jest w krytycznej sytuacji finansowej. Pieniądze, które wpływają ze sprzedaży biletów, oraz dotacje Urzędu Miasta nie starczają na wprowadzenie ambitnego i interesującego repertuaru, o którym marzy nowa szefowa częstochowskiej sceny – Katarzyna Deszcz. Przydałyby się też zmiany w przestarzałej organizacji pracy, co pozwoliłoby zaoszczędzić pieniądze na nowe produkcje. Jeśli fundusze nie znajdą się, teatr upadnie – z nowym repertuarem lub bez niego.
– Oszczędzamy każdy grosz, jednak koszty utrzymania budynku i zespołu aktorskiego są ogromne. Długi liczymy w tysiącach złotych, a trzeba jeszcze zapłacić pensje pracownikom i realizować nowe spektakle – mówi dyrektor teatru, Katarzyna Deszcz. Na pytanie, co można zrobić, aby poprawić sytuację finansową częstochowskiej sceny, nowa dyrektor bezradnie wzrusza ramionami – Właśnie myślę… – odpowiada.
Katarzyna Deszcz planuje wprowadzenie po wakacjach nowego, ambitnego repertuaru, licząc na to, że przyciągnie on widzów. Wpływy z biletów poprawiłyby kondycję finansową placówki. Frekwencja może jednak zawieść nadzieje dyrekcji, gdyż przeciętny widz ambitne sztuki kojarzy na ogół… z czymś nudnym.
– Teatr ma społeczną misję, może to brzmi naiwnie, ale tak jest. Jeśli nie będzie jej spełniał, nie powinien istnieć. Ambitny repertuar wcale nie jest nudny. Chcę zachować tzw. gatunek lekki (farsy), ale zależy mi na poprawie jakości prezentowanych spektakli. Powinny być przedstawienia, na których można trząść się ze śmiechu, jednak nie może być to głupawka na poziomie telenoweli. Boję się tych zmian, ale jeśli nie uda mi się ich przeprowadzić, to nie mam po co być dyrektorem. Utrzymywanie teatru, który jest wyłącznie rozrywką i konkuruje jedynie z telewizyjnymi serialami, mnie nie interesuje. Spektakle, które realizował Marek Perepeczko, były ciekawe. Ludzie przychodzili – znaczy, że im się podobało. Wydaje mi się jednak, że ta oferta była zbyt wąska – mówi Katarzyna Deszcz.
Dyrektor, chcąc poszerzyć program, planuje m.in. wprowadzenie na deski teatru dzieł współczesnych dramaturgów, utworów nigdy w Polsce nie wystawianych oraz spektakli dla dzieci (na Mikołaja przygotowywana jest dla najmłodszych teatralna bajka). Dla nieco starszych ruszy niedługo salon poetycki Anny Dymnej, na który teatr zaprasza za darmo. Ma on zachęcić częstochowian do częstszych odwiedzin w teatrze. Katarzyna Deszcz uważa, że tego typu spektakli do tej pory brakowało. W przyszłości szefowa częstochowskiej sceny pragnie otworzyć klub, gdzie będą mogli spotykać się wszyscy miłośnicy teatru, aby dzielić się wrażeniami i dyskutować. Dyrektor, podobnie jak jej poprzednik, będzie starała się utrzymywać kontakt z częstochowskimi uczelniami, oferując studentom tańsze bilety.
Zaoszczędzić można także na organizacji. W Europie i na świecie systemy organizacyjne teatrów są inne niż w Polsce. U nas utrzymuje się nadal wieloosobowe zespoły (w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie pracuje prawie 80 osób), ogromne budynki, bogate zaplecza itd.
– Pracowałam za granicą i moje doświadczenie pokazuje, że np. w biurze teatru londyńskiego, którego powierzchnia jest wielokrotnie mniejsza niż u nas, pracują dwie osoby – szef artystyczny i menedżer. Gdy szef zdecyduje się na produkcję, menedżer angażuje ludzi – tylu, ilu potrzeba do danej realizacji. Dostają oni wynagrodzenie za konkretny produkt, nie jak w Polsce – za etat, nawet w sezonie wakacyjnym, kiedy nie wystawiamy niczego. Pieniądze, które teatr w Londynie dostaje jako dotacje na produkcję, rzeczywiście spożytkowane zostają na produkcję. Natomiast pieniądze, które my dostajemy, są pochłaniane przez pensje dla pracowników i koszty utrzymania budynku. Te fundusze się marnują, ponieważ nie przekładają się na produkt – mówi Katarzyna Deszcz.
Jednak system organizacyjny zagranicznych teatrów sprawia, że nie mają one, w przeciwieństwie do polskiej sceny, zgranych zespołów aktorskich. Praca z takim zespołem, jak twierdzi Katarzyna Deszcz, jest czymś bezcennym. Niestety, trupa, która gra aktualnie w naszym teatrze, jest “wybrakowana” – nie ma młodych aktorów, najmłodsi są przed “trzydziestką”. W tym układzie większość tytułów, w których występuje młody chłopak, młoda dziewczyna, odpada. Teatr planuje niedługo wystawić “Antygonę”. Aby realizacja się udała, trzeba zaangażować aktorkę spoza zespołu. Na przyjęcie nowych aktorów, jak na razie, nie ma pieniędzy.

ŁUKASZ SOŚNIAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *