Po pierwsze: zasypanie okopów


Nowy prezes Częstochowskiego Stowarzyszenia Jazzowego „Paradoks”

Walne zgromadzenie członków Stowarzyszenia Jazzowego „Paradoks” wybrało nowy zarząd. Dotychczasowego prezesa Stowarzyszenia Macieja Grabałowskiego zastąpił Tadeusz Ehrhardt-Orgielewski. W tajnym głosowaniu na 45 osób uzyskał 18 głosów. Jego kontrkandydaci: Elżbieta Sołtysik – 15, Maciej Grabałowski – 12

Rozmawiamy z nowym prezesem Tadeuszem Ehrhardtem-Orgielewskim, założycielem zespołu jazzowego „Five o’Clock Orchestra”

Czy wybór zaskoczył Pana?
– Mile zaskoczył. Byłem skłonny wziąć udział w wyborach, pod warunkiem że będą tajne. Chciałem uniknąć sytuacji, w której ktoś zagłosuje na mnie, bo akurat się na niego spojrzałem. Później, obserwując przebieg zebrania nabrałem obaw, co do słuszności mojej decyzji.

Dlaczego?
– W zarządzie były diametralne różnice zdań na różne tematy. Nie chcę w to wnikać, ale odmienne poglądy doprowadzały do konfliktów, destrukcyjnie wpływających na środowisko. To mnie lekko niepokoiło. Uznałem jednak, że uporządkowanie chaosu jest ważne, bo wszyscy musimy służyć jednej sprawie. Przecież każdy z nas pracuje z pobudek czysto ideowych, chcemy, by jazz w Częstochowie się rozwijał, by muzyka, którą kochamy docierała do jak najszerszych kręgów odbiorców. By tak się stało nie może 50 procent energii iść na bezproduktywne tarcie. Zamiast tracić czas na zajmowanie się sobą, wspólnie musimy pracować. Wówczas dokonamy wielu wspaniałych rzeczy.

Stowarzyszenie działo dość twórczo.
– Dlatego podziękowałem Maćkowi Grabałowskiemu za jego duży wkład pracy. Udało mu się zrealizować wiele. Pozyskał siedzibę, zainicjował kilka ważnych cyklów. Nie wolno jego zasług pomniejszać. Wiadomo, co boskie trzeba oddać Bogu, co cesarskie cesarzowi. To że może komuś nie podobał się jego styl zarządzania, to nie zmienia faktu, że wykonał kawał dobrej roboty. Cieszę się, że dostał się do zarządu i będę mógł korzystać z jego doświadczenia.

Obawy jednak są…
– Po wyborze, gdy poproszono mnie o zabranie głosu powiedziałem: „No cóż, stało się”. Funkcja prezesa jest zaszczytna, ale zobowiązująca. Trzeba mieć w sobie dużą dozę idealizmu i potrzeby działania dla sprawy, by podjąć to wyzwanie. Jak sądzę, moim pierwszym zadaniem będzie zasypanie okopów.

Jak chce Pan konsolidować środowisko?
– Nie chcę dokonywać żadnych diametralnych zmian. Przede wszystkim najpierw jestem członkiem zarządu, a później prezesem. Nie odpowiada mi model: silny prezes plus zarząd. Wszystkie poważniejsze decyzje będą podjęte po skonsultowaniu się z zarządem. Traktuję siebie jako primus interpares, wychodzę i mówię, ale w imieniu ogółu. Prezes jest tak silny, jak silny jest zarząd i jak duże ma w nim poparcie. Wewnątrz możemy się spierać, dyskutować, nawet ostro – burze mózgów są twórcze – ale później ustalamy wspólną linię i wszyscy się jej trzymamy, czyli śpiewamy wszyscy jednym głosem, bez dysonansów. Wybór traktuję jako wotum wyborców, a powierzoną mi funkcję jako misję. Wynik głosowania decyduje też wiceprezesie – będzie nim Elżbieta Sołtysik.

Trochę będzie trudno kierować Stowarzyszeniem, mieszka Pan przecież w Niemczech?
– Na stałe w Częstochowie będę za rok, ale damy sobie radę. Oczywiście jestem zdany na współpracę kolegów. Musimy podzielić się obowiązkami i pracować na pełnych obrotach, by za dwa lata stanąć przed członkami z podniesioną głową. W obradach zarządu będę brał udział przez skype, ale przyjeżdżam często do Częstochowy, to jest przecież moje rodzinne miasto.

Jakiego kierunku muzycznego można się spodziewać, czy zgodnie z Pana sympatiami będziecie skupiać się na jazzie tradycyjnym?
– Zostałem powołany na stanowisko Stowarzyszenia Jazzowego, a nie Jazzu Tradycyjnego i wszystko musi być wyważone, by każdy u nas znalazł swoje miejsce. Zapewne będzie kontynuacja, ale nie we wszystkim, bo po coś zarząd zmieniono. Będą inne środki ciężkości. Ważna dla mnie jest praca z młodzieżą, to nasi odbiorcy za pięć dziesięć lat. Jeżeli podsunie się im tę muzykę, to w jej wachlarzu znajdą coś dla siebie i nie będą skazani jedynie na hip-hop, etc. Moim marzeniem jest, by „Paradoks” stał się miejscem kultury, by schodzili się tu malarze, dziennikarze, aktorzy, muzycy, by było to miejsce wymiany myśli, dyskusji, gdzie zawsze spotka się znajomego. Będziemy organizować wystawy malarstwa, fotografii. Ale najważniejsze, by „Paradoks” był centrum jazzu.
Zależy mi też na publikacji biuletynu Stowarzyszenia – dwa, trzy razy w roku. Myślę o stałych edukacyjnych audycjach radiowych. Z Jackiem Jarawką z Radia Fiat już zaczynamy, będę nagrywał pilotowe cztery audycje „Jazz do poduszki”. Jeżeli spotkają się z miłym przyjęciem, będziemy to kontynuować. Tego rodzaju audycje są pierwszym krokiem, by zostać fanem jazzu. Będziemy dyskutować z zarządem o kolejnych pomysłach, na przykład koncertach szkolnych w ramach edukacji muzycznej.

Skąd pozyskacie na to fundusze?
– Chwalić trzeba poprzedni zarząd, bo Stowarzyszenie nie ma deficytu. Pomaga nam trochę miasto, ale wsparcie sponsorów jest nieocenione.

W ostatniej naszej rozmowie z okazji Pana jubileuszu 60-lecia mówił Pan, że nie spocznie, póki nie uda się odrodzić stworzonego przez Pana Festiwalu Hot Jazz Spring, który w ubiegłym roku – wbrew Panu – zmienił formułę. Czy dzierżenie takiej funkcji ułatwi jego reaktywację?
– Już przeprowadziłem pierwsze rozmowy. Na razie nie chcę mówić o tym szerzej, choć plany się w głowie układają. Jestem członkiem Aachener Jazzverein i myślę o nawiązaniu współpracy z tym stowarzyszeniem. A za rok, jak będę człowiekiem wolnym na emeryturze chciałbym dotrzeć do środowiska litewskiego. Śni mi się Festiwal Hot Jazz Spring w trzech krajach – w Polsce, Litwie i w Niemczech. Taka formuła dałaby szansę na pozyskanie dotacji unijnej. Trzeba by też wrócić do nagrody honorowej „Swingujący Kruk” Przecież była to prestiżowa sprawa, promująca Częstochowę. Nagrody otrzymywały sławy jazzowe: Henryk Majewski, Oskar Klain, „Duduś” Matuszkiewicz.

Planuje Pan współpracę z częstochowskimi instytucjami kultury?
– Naturalnie. Po wyborach byłem u naczelnika Wydziału Kultury Urzędu Miasta Ireneusza Kozery. W luźnej rozmowie przedstawiłem swoje zamiary i zyskałem jego akces. Jednym z moich celów jest zadbanie o plac Louisa Armstronga, postawienie tam pomnika artysty. O pieniądze wystąpimy do Rady Miasta. Jeśli radni uznają, że to dobry pomysł, zabezpieczą pieniądze w przyszłorocznym budżecie.
Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *