“Kordian”


Dziś rzadko kto podejmuje ryzyko reżyserii dramatów polskich romantyków. A jeżeli już ktoś to robi, staje się to wyzwaniem dla całego zespołu, a już szczególnie, co oczywiste, dla odtwórcy roli tytułowej.

Kordian Słowackiego, jako materiał aktorski to ciągłe zmaganie się z wiarygodnym oddaniem zmiennych nastrojów, depresji, z duszą, która utkana jest z marzeń, uczuć i wzniosłych ideałów. Kreowanie tej roli to wielka szansa i wyzwanie dla aktora, a sukces zależy przede wszystkim od jego umiejętności i własnej silnej osobowości. W tę postać wcielił się Nikodem Kasprowicz, tegoroczny absolwent Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie, zapewne uczeń pani reżyser (Bożena Suchocka), z którą przyjechał ze stolicy. Niestety, kreacja Kasprowicza nie porywa, tchnie raz nadmiernym patosem i egzaltacją, raz sztucznością. Mimo widocznego zaangażowania aktora, w interpretacji widoczna jest jego niedojrzałość zawodowa. Irytuje słaba dykcja i nierówna gra, której zabrakło przede wszystkim zwartej, duchowej linii wyrazu. Najważniejsza scena dramatu – przemiana Kordiana na górze Mont Blanc – kiedy to po życiowych i miłosnych zawodach bohater podejmuje służbę dla ojczyzny i walkę o wyzwolenie narodu, jest szczególnie nieprzekonująca. Pewnie za sprawą, wprawdzie oryginalnego, choć i ryzykownego pomysłu reżyserskiego. Kordiana usytuowano na mało stabilnym podeście, imitującym wzniesienie, tak że górował nad widownią, ale chwilami musiał bardziej skupiać się na balansowaniu ciałem by z podestu nie spaść, niż na grze.
Pierwsza część spektaklu dłuży się i nuży widza. Więcej dzieje się w drugiej, zapewne dlatego, że mniej jest solówek Kasprowicza, a więcej scen zbiorowych. Przedsięwzięcie przed klapą ratuje gra częstochowskich artystów i dobra oprawa muzyczna Macieja Makowskiego, młodego kompozytora, absolwenta Konserwatorium Muzycznego w Warszawie Jana Raczyńskiego, dodająca dramaturgii spektaklowi.
Zamierzeniem reżysera było uwspółcześnienie dramatu – celowo pozbawiono go rytmiki wiersza, skrócono i częściowo usunięto najważniejsze dla wymowy dramatu wątki patriotyczne, co w efekcie przy zachowaniu w scenografii (Maria Kanigowska) stylistyki ówczesnych jak i współczesnych czasów, zakłóciło ideę przekazu i całość straciła na spójności.
Arcydzieło Słowackiego to dramat romantyczny i patriotyczny, z niezwykle istotną dla jego wymowy wyrazistą oceną pokolenia Powstania Listopadowego, jak i ogólnie – oceną narodowego charakteru Polaków. Tego wszystkiego w inscenizacji częstochowskiej świadomie zabrakło, bo taka była wizja artystyczna pani reżyser z Warszawy. Skupiono się na psychologicznych aspektach tytułowej postaci, chcąc tym samym przybliżyć ją młodemu widzowi, ale zarazem zmącono kluczowe przesłanie Słowackiego. Szczególnie zabrakło wyrazistego akcentu charyzmy Grzegorza – duchowego wychowawcy i przewodnika ideowego Kordiana. Nie mniej warto zobaczyć spektakl, ale wcześniej należałoby zapoznać się z dramatem, by nie pogubić wątków i zrozumieć, o co tak naprawdę tym romantykom chodziło.
W spektaklu Nikodemowi Kasprowiczowi towarzyszyli: Małgorzata Marciniak, Agata Ochota-Hutyra, Sebastian Banaszczyk, Adam Hutyra, Bartosz Kopeć, Adam Łoniewski (ten aktor jest dobrym ruchem pani dyrektor), Robert Rutkowski oraz pociechy naszych artystów: Bartek Marciniak i Wojtek Rot.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *