Bubel Szwecja


Gdy dobrych kilkanaście lat temu, w drugiej połowie mojej edukacji w podstawówce – a były to jeszcze czasy, kiedy ten szczebel początkowego poszerzania wiedzy trwał lat osiem – odwiedziłem z grupą „wybrańców” Szwecję, nie odniosłem specjalnego szoku kulturowego.

KONTRABANDA

Gdy dobrych kilkanaście lat temu, w drugiej połowie mojej edukacji w podstawówce – a były to jeszcze czasy, kiedy ten szczebel początkowego poszerzania wiedzy trwał lat osiem – odwiedziłem z grupą „wybrańców” Szwecję, nie odniosłem specjalnego szoku kulturowego.
Rodziny wydawały się podobne do tych, które znałem z własnego kraju. Rodzice i dzieci często ze sobą rozmawiali, posiłki były spożywane wspólnie, syn grywał w piłkę i prowadził przeciętne życie towarzyskie: spotkania na blokowisku, u znajomych ze szkoły i podwórka, uprawianie sportu. Nie zauważyłem żadnych narkotyków czy alkoholu. Po powrocie do Polski dostałem nawet sympatyczny list od mojego gospodarza, w którym wyraził nadzieję, że „odbyłem miłą podróż do domu”.
Nie wiem, może specjalnie moi gospodarze starali zachować pozory, by mnie, gościa w pewnym sensie z innego świata, nie przestraszyć. A może jeszcze wtedy nie wszystko pojmowałem, bo nie osiągnąłem samoświadomości poglądowej. Choć jednak raz czerwone światełko mi się zapaliło: gdy zobaczyłem zdjęcie kobiety w kapłańskich szatach. Ale potraktowałem to jako przejaw pewnego rodzaju ekstrawagancji, a nie przykład wiodącej, postępowej ideologii. Dla mnie przerażającej.
Docierające ze Skandynawii informacje, z biegiem lat to odczucie we mnie potęgowały. Kobiety kapłanki, w tym lesbijki, to powszechność. Nieograniczona władza państwa nad rodziną. Urzędnicy mają prawo odebrać pociechy biologicznym rodzicom przy najbardziej błahych przesłankach, by umieścić je, najlepiej, pod opieką homoseksualistów. Przewartościowany model rodziny. Nie tradycyjna, ale, powiedzmy, wieloformacyjna, łącząca matki, macochy, ojców, ojczymów, dzieci, pasierbów w jedno wielkie „łono”. A zatem powrót do czasów pierwotnych, życia w stadzie, gdzie każdy z każdym, gdziekolwiek i o każdej porze. Horror czy komedia?
Zdecydowanie to pierwsze, bo nie dość, że Szwedzi są wręcz dumni ze swojego modelu bytowania, to jeszcze zaraza rozprzestrzenia się na całą Europę. Już nie z przerażeniem, ale po prostu najzwyklejszą wściekłością, obserwuję, jak ten „system wartości” jest coraz brutalniej i z wielkim zaangażowaniem wprowadzany w naszym kraju. To u nas przedszkolanki – w około osiemdziesięciu placówkach! – dostały instrukcje, aby: primo – przebierać chłopców za dziewczynki i vice versa; secundo – młodych mężczyzn uczyć zabawy lalkami; tertio – zaopatrzyć instytucje najniższego szczebla edukacji w odpowiednie akcesoria, czyli np. bejsbolówki (dla dziewczynek) czy peruki (dla chłopców); quatro – na siłę wmawiać kilkuletnim dzieciom, że dziewczynka i chłopiec to, to samo itd.
I to wszystko w imię dążenia do nowoczesności i europejskości. To ja z bycia Europejczykiem się wypisuję. A nowoczesny też nie muszę być przesadnie. Już wolę być określany mianem „zacofańca”, niż przyłożyć rękę do upodlania gatunku ludzkiego.
Na szczęście te „reformy” spotkały się ostrą krytyką ze strony rodziców. Bo trzeba uważać, by do istniejącego już bubla Szwecji w niedługim czasie nie dołączył bubel Polska.

ŁUKASZ GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *