Święta spędzamy zawsze razem


Rozmawiamy z aktorskim małżeństwem – Michałem Kulą i Ewą Agopsowicz-Kulą, aktorami Teatru im. Adama Mickiewicza

Jakie jest Państwa najmilsze wspomnienie Świąt Bożego Narodzenia z lat dziecinnych?
Ewa Agopsowicz-Kula: W dzieciństwie mieszkałam w Kłodzku na Dolnym Śląsku, gdzie w okresie świątecznym zawsze, jak na zamówienie, było śnieżnie, kolorowo, bajecznie. Jestem jedynaczką, ale mam liczną rodzinę w Polanicy. Do czasu rozpoczęcia studiów tam w pierwszy dzień świąt spotykała się cała rodzina. To był cudowny, rozbawiony dom i święta, które najmilsze, urokliwe. Potem, kiedy wyjechałam na studia, nigdy nie wróciłam do Kłodzka, i nigdy nie wróciłam do Polanicy. Święta, które spędzałam potem były już dorosłe, inne. Ale te z dzieciństwa i w tamtych szczególnych miejscach były piękne. Może dzięki temu, że miałam swój ukochany kościół i zawsze padał śnieg. I chociaż wówczas było niedostatnio, bo wszystko kupowaliśmy na kartki i zdobycie czegokolwiek graniczyło z cudem, to nie stół był najważniejszy. W domu rodzinnym miałam wszystko, to co jest sensem tych świąt.
Michał Kula: Ja również pochodzę z Zagłębia. W latach 60. rzeczywiście zimy były długie, śnieżne i mroźne. Święta kojarzę z olbrzymią ilością śniegu. Moja rodzina była bardzo liczna, mieszkaliśmy w kamienicy – duży dom, duże mieszkania. Moja babcia miała sześcioro dzieci, pięciu synów i jedną córkę – moją mamę. Wszyscy spotykaliśmy się albo u babci, albo u moich rodziców. Zawsze było mnóstwo dzieci, nie czułem się osamotniony. Choinka była żywa, śpiewaliśmy kolędy, tak, jak w każdym katolickim domu.
A dziś jak spędzacie Państwo święta?
E.A-K.: Nigdzie nie wyjeżdżamy, taką mamy tradycję. Raz jeden, gdy byłam licealistką odważyłam się wyjechać z domu rodzinnego. Wybrałam się święta do Szklarskiej Poręby. Tak tęskniłam, że musiałam wracać w pierwszy dzień świat. Przyrzekłam sobie wówczas, że nigdy na Święta Bożego Narodzenia nie opuszczę domu. I tak jest też do dziś. Święta spędzamy rodzinnie, nadrabiamy chwile codziennych rozjazdów, mijania w locie. Święta w domu kojarzą mi się z zastawą, obrusem, jeszcze po babci…
M.K.: W Polsce była kiedyś moda, by święta umilać sobie pobytem w Zakopanem czy w Szczyrku. Jedyny raz zaraz po Wigilii wyjechaliśmy z rodzicami do Zakopanego, gdzie byliśmy do Nowego Roku. To się nie sprawdziło, zabrakło domowego uroku. Święta powinno się spędzać tylko i wyłącznie w rodzinnym gronie.
E.A-K.: Zaraz po studiach, moje pierwsze święta spędziłam w teatrze w Rzeszowie. W drugi dzień Świat graliśmy “Pastorałkę” Schillera, to było nieprawdopodobne przeżycie, tłum ludzi, byłam zaskoczona, że nie siedzą przy świątecznym stole. Kiedy na koniec zaśpiewaliśmy “Bóg się rodzi”, cała widownia wstała, wszyscy śpiewali z nami. Potem odeszło się od tej tradycji. W okresie świątecznym się w teatrze nie grano przedstawień, przynajmniej tu, w Częstochowie.
M.K.: Kiedyś spektakle wystawiano w pierwszy i drugi dzień Świąt. Gdy byłem Poznaniu pracowałem nawet w pierwszy dzień. Kiedy przyjeżdżali rodzice nie mogłem z nimi pobyć. Byłem zły, choć rozumiałem, że teatr rządzi się swoimi prawami. Uważam, że święta są tylko dla rodziny.
W jaki sposób przygotowujecie się Państwo do Świąt? Jak wygląda podział przedświątecznych obowiązków?
E.A-K.: Tradycyjnie, mąż zawsze zaopatruje nas w choinkę i karpia. Ale świąteczne zakupy robimy razem, to jest wygodne. Staramy się dzielić obowiązki.
Jakie tradycje Państwo pielęgnujecie?
E.A-K. – Moi dziadkowie pochodzą z Lwowa, więc nasza kuchnia jest typowo lwowska. Mamy barszcz czerwony z uszkami, karpia. Nie robię kutii, tak, jak babcia, bo jest za słodka i nasza córka nie lubi jej, natomiast są pierogi z kapustą i grzybami, kompot z suszonych owoców, obrus, sianko, naturalnie prezenty, obowiązkowo idziemy na pasterkę. Cieszymy się z tego, że jesteśmy razem.
Ostatnio coraz częściej słyszy się, że Święta stają się takim samym towarem, jak wszystkie inne rzeczy w konsumpcyjnym świecie, jak Państwo znajdujecie takie stwierdzenia? Czy to już nie nadużycie?
E.A-K.: Nie można wydawać takich ocen. Są one krzywdzące. Święta dla wielu są bardzo istotną częścią życia, czymś bardzo ważnym. Uważam, że Święta, zwłaszcza Bożego Narodzenia, są szansą na odrodzenie się. Naszą tradycją jest składanie życzeń o głębszych wartościach.
Czy wspólna praca w teatrze pomaga w życiu codziennym?
E.A-K. – Staramy się nie przenosić spraw “teatralnych” na grunt domowy. Czasem nie da się tego uniknąć, kiedyś dużo rozmawialiśmy o pracy w domu. Od lat pracujemy w teatrze, więc gdybyśmy cały czas mówili o jednym, to byśmy ze sobą nie wytrzymali. W święta obchodzimy rocznicę ślubu, w tym roku już 23. To szmat czasu, gdybyśmy chcieli na co dzień żyć życiem teatru, to byłoby to męczące, a szczególnie dla naszej córki, licealistki. Ona już wie, że nie będzie aktorką.
M.K.: Czasem problemy w pracy przerzuca się na życie rodzinne, natomiast my się staramy tego uniknąć.
E.A-K.: Często pomagam mężowi, ostatnio odpytuję go z tekstu roli w serialu “Plebania”. Mąż nie za bardzo to lubi, ale go pytam, bo wtedy jest prościej, łatwiej i szybciej.
A co porabiacie Państwo w wolnym czasie, jeśli w ogóle taki macie?
E.A-K.: – W czasie sezonu nie ma czasu wolnego, żyjemy w strasznym tempie. Nawet gdy nie ma pracy w teatrze (teraz na przykład gram tylko w bajce, w dwóch tytułach i w “Mayday”), to robimy coś innego. Mąż aktualnie bardzo dużo pracuje w Warszawie. Szczęśliwie się złożyło, że zauważono go. Miał propozycję z Teatru Dramatycznego, niestety nie mógł z niej skorzystać, bo mieliśmy premierę bajki w Częstochowie. Nie da się ukryć, że takie propozycje cieszą.
M.K.: – W tym zawodzie żyje się intensywnie. Jeśli trafi się nam wolny weekend, to łapiemy oddech w domu. Ale jest to rzadkie, jak nie ma pracy w teatrze, to działamy na boku. Założyłem dydaktyczny teatr dla dzieci i młodzieży, gram w Krakowie w Teatrze STU, w radiu Jasna Góra czytałem “Potop” w wolnym czasie.
Czy macie Państwo jakieś plany na Sylwestra?
E.A-K.: Nie, jeszcze nie. Wreszcie jest to nasz wolny dzień. Przez ostatnie lata graliśmy. Myślę, że wymyślimy coś w ostatniej chwili.
M.K: Od skończenia studiów, co roku uczestniczyłem w jakichś balach. Po pewnym czasie zaczęło mnie to drażnić i od wielu, wielu lat unikam ich i nawet, gdyby mi ktoś dopłacał, to bym odmówił. Wolę prywatne spotkanie z przyjaciółmi.
E.A-K.: Tak intensywnie żyjemy na co dzień, że ten wolny dzień chcemy spędzić z dala od tłumów.
A noworoczne postanowienia?
E.A-K.: Nie, tego nie robimy. Zawsze można coś zapeszyć, więc lepiej tego uniknąć. Trzeba się starać być lepszym, tak ogólnie.
M.K.: Ja podobnie, jak żona nic sobie nie postanawiam. W święta po prostu chcemy być lepsi i przekładać to na dalsze dni. Ale mam marzenia zawodowe, pragnę, by pewne sprawy, które niedawno rozpocząłem udały się, rozwinęły.
Ostatnio pojawiają się w Pana aktorskim dorobku role telewizyjne.
M.K: Gdy byłem o wiele młodszym człowiekiem grywałem w różnych serialach, ale to były role epizodyczne
E.A-K.: No nie, przecież w “Popielcu” graliśmy razem i to ja grałam rolę epizodyczną, a Ty grałeś w kilku odcinkach.
M.K.: Teraz też tak się ułożyło, że znów pojawiły się seriale. Od pięciu, sześciu lat współpracuję z Teatrem STU. Jestem w Grupie Rafała Kmity, zrobiliśmy dwie realizacje telewizyjne. Zagrałem u Łukasza Wylężałka w “Darmozjadzie polskim”, zagrałem u Patryka Vegi – zdolnego, młodego reżysera, w “Pitbullu”, w sierpniu zrobiliśmy z tego filmu serial telewizyjny, pięcioodcinkowy. Udało mi się też zagrać w serialu “Kryminalni”, obecnie gram w “Plebanii”, wiosną będziemy realizować kolejny film z Patrykiem Vegą.
Woli Pan żywy kontakt z publicznością czy raczej realizacje telewizyjne?
M.K.: Jako młody aktor po szkole, nigdy nie zabiegałem o to, żeby grać w filmach. Podniecała mnie praca w teatrze, bezpośredni kontakt z widzami. Nadal jest to ważne. Ale praca w telewizji pozwala szybciej zaistnieć, pokazać twarz, co w przypadku aktora jest istotne. Nie chodzi o to, by za wszelką cenę walczyć o popularność. Najważniejsze jest to, by robić to co się lubi i co się najlepiej umie. Telewizja daje trochę innych możliwości, nieco większe finanse i inną formę realizacji aktorskiej.
Dziękuję serdecznie za rozmowę
Rozmawiała

ANNA WOJTYSIAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *