Taksówka jak konfesjonał


Ponad pół wieku za kółkiem

Po 54 latach pracy na zasłużoną emeryturę przeszedł najstarszy częstochowski taksówkarz, 80-letni Władysław Szymaczek. Za swoją pracę został uhonorowany przez kolegów po fachu.

Dlaczego postanowił Pan zostać taksówkarzem?
– Właściwie z konieczności. W początkach lat 50., jako młody chłopak zajmowałem się transportem konnym. W tamtych czasach końmi wykonywało się niemal wszystkie prace, które dzisiaj odbywają się przy pomocy urządzeń mechanicznych; np. ja pracowałem w firmie, która zbudowała stojące do dziś słupy wzdłuż linii tramwajowej. Gdy zwierzęta zaczynały być wypierane przez motoryzację, chciałem się załapać do transportu towarowego jako kierowca samochodu ciężarowego. Niestety, nie mogłem dostać pozwolenia na wykonywanie tej pracy, więc zatrudniłem się jako taksówkarz. Miała to być praca tymczasowa, a została na stałe.

Jakie były początki?
– Gdy zaczynałem w 1966 roku, miałem 36 lat. Wtedy myślałem, że nie podołam obowiązkowi całodniowej pracy pod ciągłą presją. Mieliśmy mnóstwo kursów, a ówczesne samochody nie miały przecież wspomagania. Po powrocie do domu często nie czułem rąk. Dodatkowo użeraliśmy się z licznymi kontrolami na trasach międzymiastowych. Dopiero po pewnym czasie przekonałem się do tego zawodu.

Co zmieniło się od tego czasu?
– Na pewno technika poszła do przodu. Przygodę z taksówką zaczynałem od samochodów Warszawa, których miałem cztery. Dalej jeździłem Fiatem i Polonezem, by w końcu przesiąść się do Passata. Również pasażerowie się zmienili. Dawniej ludzie chyba byli bogatsi, ponieważ jeździli częściej, a i napiwków było więcej. Podobnie z kursami. Kiedyś jeździliśmy bez przerwy. Później, w czasie 12-godzinnej dniówki, zdarzało się 10-12 kursów, z czego najczęściej krótkie trasy.

Jaki powinien być taksówkarz, by został doceniony przez klientów?
– Przede wszystkim solidny, opanowany i oddany swojej pracy. Wiele razy zdarzało mi się, że pomagałem osobom starszym czy o kulach. Nawet, jeśli ktoś po ciemku bał się wejść do mieszkania, musiałem tego kogoś odprowadzić pod same drzwi. Taksówkarz to zawód typowo usługowy. Dodatkowo ja mawiam, że taksówka jest jak konfesjonał. Żadna powierzona nam przez pasażera tajemnica nie ma prawa wyjść poza pojazd.

Jakiej rady udzieliłby Pan swoim mniej doświadczonym kolegom?
– By uświadomili sobie, że pracują w usługach. Pomoc w zapakowaniu bagaży, czy wytłumaczenie, jak najłatwiej dojść w pożądane miejsce, są na porządku dziennym. Nie należy zamęczać klienta rozmową, jeśli on nie ma na to ochoty. Równie ważne jest, by zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności za życie człowieka. Pasażer musi być pewny, że bezpiecznie dowieziemy go we wskazane miejsce.

Czy w czasie 54-letniej kariery taksówkarza zdarzyło się coś, co szczególnie utkwiło Panu w pamięci?
– Takich sytuacji miałem tak wiele, że można napisać o nich książkę. Wiele razy zdarzało się tak, że ktoś odbył kurs, po czym uciekł bez płacenia. Często były to osoby na wysokim poziomie, jak np. pewien oficer wojskowy, który po kilku dłuższych kursach po prostu się oddalił. Miałem również zdarzenia, gdy ktoś prosił o poczekanie przed domem, ponieważ pójdzie do domu po pieniądze, po czym nie wracał. Gdy pewnego razu poszedłem za takim pasażerem do jego domu, powiedział mi “Ile ja ci razy będę płacił?”. Inna pomysłowa pani, za czasów kolejek do taksówki, udawała niepełnosprawną, przez co wsiadła bez kolejki. Znajomemu mężczyźnie, który ukradkiem wsiadł razem z nią, oznajmiła “Widzisz frajerze, jak się załatwia takie sprawy?”. Do tej pory pamiętam adres, pod który ich zawoziłem.

To istotnie mnóstwo przygód. Czy pamięta Pan swój najdalszy kurs?
– Oczywiście. To było Świnoujście. Poza tym często jeździłem do różnych polskich miast. Jako wielki kibic żużlowy, nigdy nie odmawiałem innym wielbicielom tego sportu, chcącym, aby zawieźć ich na mecz, np. do Wrocławia czy Rybnika.

Czy mógłby Pan podsumować swoją wieloletnią pracę, wymieniając jej złe i dobre strony?
– Przede wszystkim jestem zadowolony, że udało mi się przez tyle lat wozić bezwypadkowo pasażerów. Poza tym miłe jest poczucie, że robi się coś dla drugiego człowieka, no i oczywiście to bardzo spełniający zawód dla osób, które lubią jeździć samochodem. Te złe strony to przede wszystkim ryzyko. Wozi się różnych ludzi, którzy siedzą nam za plecami i mogą mieć różne zamiary, o czym niedawno było głośno. Dodatkowo, jeśli nie ma kursów, praca taksówkarza może być nudna, gdy siedzi w samochodzie i czeka na klienta. Latem da się to jeszcze wytrzymać, ale zimą bywa ciężko na postojach.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał

ŁUKASZ STACHERCZAK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *