Radomsko wyprzedza nas o kilka długości


KŁODY POD NOGI, CZYLI O CZĘSTOCHOWSKIEJ GOSPODARCE

Rozmawiamy z wiceprezesem Zarządu Operatora ARP i dyrektorem Oddziału Spółki w Częstochowie Arturem Sokołowskim

Wystąpiliście Państwo o włączenie dawnych terenów hutniczych, obecnie pod zarządem Operatora ARP, do Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Jakie korzyści wynikłyby z tego zabiegu dla Częstochowy?
– Włączenie terenów do strefy ekonomicznej powoduje możliwość skorzystania przez inwestorów z ulg, dotyczących głównie podatku dochodowego. Strefy mają działać do roku 2020, także dla przedsiębiorców taka lokalizacja przez długi czas będzie jeszcze korzystna. Poza tym bardzo często na takich terenach, gdy Rada Gminy podejmie stosowną uchwałę, jest możliwość uzyskania kolejnych ulg, przeważnie związanych z podatkiem od nieruchomości.
Wybraliśmy akurat Tarnobrzeską Specjalną Strefę Ekonomiczną, bo mamy wspólnego właściciela, czyli Agencję Rozwoju Przemysłu. Dlatego ze względów ekonomicznych jest to dla nas rozwiązanie korzystniejsze, gdyż opłaty przez nas ponoszone za wejście do Strefy Tarnobrzeskiej byłyby prawdopodobnie niższe niż w przypadku na przykład Katowickiej. Poza tym strefy mają charakter rozproszony, kwestie terytorialne nie są istotne przy wyborze. Tarnobrzeska ma na przykład 400 ha w Kobierzycach pod Wrocławiem.
Wejście specjalnej strefy ekonomicznej z pewnością pomogłoby ściągać inwestorów, a co za tym idzie zwiększyłoby ilość miejsc pracy i wpływy do budżetu miasta.

Aby ten cel osiągnąć, należy spełnić kilka warunków. Część z nich wymaga życzliwości miejskich władz…
– Spotkaliśmy się z dyrektorem ds. nowych podstref z TSSE. Zakomunikowano nam, że Strefa oczekiwałaby działań w dwóch kierunkach, jeżeli chodzi o współpracę z samorządem. Po pierwsze, żeby miasto, w ciągu najbliższych kilku lat wykonało działania w celu zmodernizowania tutejszego układu drogowego, który nie jest w najlepszym stanie. Na przykład ul. Odlewników wymaga remontu albo rozbiórki wiaduktu, naprawy są konieczne także na Koksowej, Korfantego (ta w części nie jest miejska) i innych.
Z kolei drugie przedsięwzięcie musimy wykonać my, ale potrzebujemy zgody magistratu. Chodzi o przygotowanie terenu do sprzedaży poprzez oczyszczenie z samosiejek, krzewów i drzew, które przeważnie nie były zasiane ręką ludzką, tylko przez kilkadziesiąt lat rozwinęły się w dość duże gaje. W obecnym stanie prawie żaden inwestor nie kupi takich gruntów.

Jaka była reakcja magistratu?
– Jeżeli chodzi o wycinkę, złożyliśmy sześć wniosków do magistratu o wydanie decyzji administracyjnej w sprawie kilkunastu hektarów – nie całości – które uznaliśmy, że mogą być najbardziej ciekawe dla inwestorów po przygotowaniu. Wcześniej przeprowadziliśmy inwentaryzację drzew, z dokładnym ich opisaniem. Nie zamierzaliśmy też wycinać wszystkich, chcieliśmy zostawić zadrzewienie w pasach przygranicznych i przydrogowych. Jednak wszystkie nasze podania zostały rozpatrzone negatywnie. Odwołaliśmy się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które uchyliło decyzje i przekazało sprawę do ponownego rozpatrzenia Urzędowi Miasta, z uwagi na liczne błędy w przeprowadzonym postępowaniu. Mimo to obawiam się, że zgoda ponownie nie zostanie wydana.

A jeżeli chodzi o układ drogowy?
– Do budżetu Częstochowy wpływają dość duże pieniądze z tytułu podatku od nieruchomości z tych terenów – sam Operator płaci z tego tytułu 2,5 mln zł rocznie, ale są też inne podmioty: ISD Huta Częstochowa, Regionalny Fundusz Gospodarczy, Guardian, Mostostal, Polimex, Elsen i kilka innych. Mimo to od paru lat miasto nie włożyło w rozwój sieci drogowej na tym obszarze prawie żadnych środków. Chcielibyśmy, żeby to się zmieniło, żeby sieć drogowa została w najbliższym czasie rozbudowana. Na razie jednak nie widać specjalnych działań w tym kierunku.

Na ostatniej sesji Rady Miasta podjęto problem. Niestety przeprowadzona dyskusja nie wróży żadnych zmian, jeżeli chodzi o poprawę stosunku częstochowskich urzędników względem Operatora.
– Żałuję, że nie było na sali najważniejszej osoby w sprawie, czyli prezydenta Tadeusza Wrony, który wyszedł dokładnie przed rozpoczęciem tego punktu porządku obrad. Nie uczestniczył nawet przez minutę w przeszło trzyipółgodzinnej dyskusji. Zostało mu to słusznie wytknięte przez radnych i obecnych na sali parlamentarzystów. To jest niedobry objaw, bo świadczy o podejściu pana prezydenta do spraw gospodarczych i przyciągania nowych inwestorów.
Nie sądzę, żeby w najbliższym czasie miało się coś zmienić. Chciałbym, żeby tak było, ale w to nie wierzę.

Nawiązując jeszcze do wycinki samosiejek na terenie Operatora, ze strony urzędników padła odpowiedź, że zgoda będzie, gdy zostanie przedstawiony konkretny inwestor. Ktoś stwierdził, że kiedyś przedsiębiorstwa inwestowały na ziemiach w ogóle nieprzygotowanych do użytku. Pan ripostował, że czasy się zmieniły i teren nie sprzedaje się sam.
– To dość oczywiste. Koniunktura gospodarcza skończyła się mniej więcej rok temu. W tej chwili rynek nieruchomości jest rynkiem kupującego, a nie sprzedającego. Każdy przedsiębiorca zagraniczny czy nawet ponadregionalny ma przeważnie do wyboru kilka lub nawet kilkanaście lokalizacji, z zapewnionym dojazdem, uzbrojeniem terenu, dobrym skomunikowaniem, wyrównanym i oczyszczonym terenem. Inwestor zawsze wybierze tę, która niesie ze sobą mniej kłopotów. Kupowanie ziemi, która wymaga działań przygotowawczych, decyzji administracyjnych, zawsze wiąże się z ryzykiem, a większość firm w tej chwili nie może i nie chce sobie na nie pozwalać. Dlatego tereny w Częstochowie nie są już tak atrakcyjne, jak być powinny.

Podczas swojego wystąpienia powiedział Pan, że ma obawy co do przyszłości Częstochowy. Proszę rozwinąć tę myśl.
– Po prostu martwi mnie sytuacja, w której, mając kapitał w postaci jedynych w swoim rodzaju terenów przemysłowych, marnujemy kolejne lata, jeżeli chodzi o możliwości ich zagospodarowania. Częstochowa jest miastem, gdzie drobnych i średnich podmiotów gospodarczych wcale nie jest mało. W wielu przypadkach aż prosi się, żeby się przeniosły na nasz obszar, ponieważ często w swoich dotychczasowych lokalizacjach już nie mają za bardzo szansy dalszego rozwoju, kończą się im możliwości terenowe. Poza tym bardzo często są zlokalizowane w osiedlach mieszkaniowych, co jest niedogodne dla sąsiadów. Przeniesienie się tych przedsiębiorstw do nas byłoby naturalnym kolejnym krokiem w ich prosperity. Tymczasem z niepokojem obserwuję, że wiele firm przenosi się, ale poza Częstochowę. Obawiają się przeważnie właśnie procedur administracyjnych w Urzędzie Miasta i lokują swoje siedziby w okolicznych gminach. Przykłady można by mnożyć. Najpopularniejsze obecnie są chyba Poczesna i Konopiska. W ten sposób uciekają nam miejsca pracy, utrzymanie dla częstochowian i ich rodzin.

Czyli ten okres należałoby jak najlepiej wykorzystać, w szczególności, że, jak Pan mówił, strefy ekonomiczne mają istnieć tylko do 2020 roku?
– W tej chwili każdy kolejny rok, który nam ucieka, rzeczywiście może się okazać bezpowrotnie straconym. Nie należy wierzyć, że jakaś wielka koniunktura gospodarcza w najbliższym czasie nastąpi. Obawiam się, że czeka nas raczej kilka chudych lat. Obecnie każdy inwestor, który Częstochowę omija, bądź się z niej wynosi, to w wielu przypadkach szansa nie do odzyskania.

Przedstawił Pan również bardzo sugestywne zestawienia zdjęć: terenów przygotowanych pod inwestycje w Radomsku i, jak je Pan sam określił podczas sesji, „zielonych terenów przemysłowych” w Częstochowie. Czy rzeczywiście przepaść jest tak dramatyczna?
– Radomsko jest przed nami o kilka długości. Myślę, że zdjęcia mówiły same za siebie. Tereny oferowane przez miasto inwestorom w Radomsku cechuje: brak nawet jednego drzewa, wyrównany i przeorany grunt, bezproblemowy dostęp do drogi publicznej, posiadanie uzbrojenia, a także uchwalony plan zagospodarowania przestrzenne, którego w Częstochowie nie ma. To są obszary gotowe do zagospodarowania w każdej chwili. Ponadto znajdują się w Łódzkiej Strefie Ekonomicznej. U nas, jeżeli chodzi o możliwość nęcenia inwestora, jesteśmy w sytuacji tragicznej, sam wygląd działek może odstraszyć większość zainteresowanych. To, że w ogóle są chętni z nami rozmawiać, poczytuję sobie za wielki sukces i wynika z wkładu pracy w Operatorze. Staramy się, jak możemy, aby przekonać poszczególnych przedsiębiorców do kupienia gruntu u nas i zainwestowania pieniędzy w Częstochowie. W tej chwili prowadzimy dwanaście postępowań dotyczących sprzedaży nieruchomości małym i średnim firmom. Jednak największy problem stanowią inwestorzy duzi. Oni nie lubią mieć przysparzanych dodatkowych problemów, więc wolą pójść do Radomska. A różnica jest ogromna.

Największy niepokój budziło zdjęcie przedstawiające parking jednej z mających siedzibę w Radomsku firm, gdzie stały samochody pracowników. Większość miała tablice rejestracyjne rozpoczynające się od „SC”, czyli pochodzą z Częstochowy.
– Na osiem samochodów na pierwszym planie sześć albo siedem miało częstochowskie rejestracje. To dowodzi, że mieszkańcy Częstochowy i okolic zaczynają rozglądać się za pracą poza miastem, wręcz w innym województwie. To niedobra tendencja. Zrobiło mi się przykro z tego powodu.

Podczas sesji padały też argumenty, że Urząd Miasta sprzyja Państwu, przedstawiając potencjalnych nabywców gruntów…
– Magistrat, ustami wiceprezydenta Bogumiła Sobusia, twierdził, że pomaga w promocji naszych terenów. Podaliśmy dwie znamienne liczby. Od kiedy funkcjonuje warszawsko-częstochowski Zarząd Operatora, czyli od ponad półtora roku, ilość potencjalnych inwestorów z rekomendacją Urzędu Miasta wynosi jeden. Bezpośrednio przychodzi do nas od trzech do dziesięciu podmiotów miesięcznie, w sumie przez te kilkanaście miesięcy obsłużyliśmy kilkadziesiąt firm. To wyraźnie pokazuje, że efekty promocji przez służby pana prezydenta za wielkie nie są.
Z kolei najlepszym wykładnikiem naszego podejścia do zainteresowanych przedsiębiorców jest ilość skarg, jakie wpływają na Operatora. Kiedy prezesem była Monika Koszade-Rutkiewicz, która słynęła z dość kontrowersyjnej osobowości, było ich mnóstwo i większość była uzasadniona. Ale od lutego 2008 roku do chwili obecnej mieliśmy jedną – zgłoszoną dosłownie w ostatnich tygodniach. Z tym że skarżący się to nasz dzierżawca, który nie reguluje zaległości. Wystąpiliśmy przeciwko niemu na drogę sądową, uzyskując wyrok i tytuł komorniczy.

Pod koniec sierpnia bieżącego roku dostaliście Państwo list od prezydenta Tadeusza Wrony z żądaniem udzielenia szeregu informacji. Państwo ze względów formalnych odmówiliście spełnienia tych postulatów, stwierdzając, iż to obecne działania prezydenta i jego służb nie służą w żaden sposób poprawie współpracy między Operatorem a magistratem, generując niekorzystne opinie o Częstochowie jako mieście mało aktywnym gospodarczo i nie stwarzającym udogodnień dla potencjalnych inwestorów. Wywołało to natychmiastową reakcję w postaci stwierdzenia, że to wpłacane przez Państwa raty zobowiązań budzą niepokój. Proszę się do tego ustosunkować.
– Mieliśmy przedstawić dokładną informację o kosztach i przychodach z tytułu działalności Spółki, ponadto plan sprzedaży na najbliższe lata i informację o harmonogramie płatności. Jeżeli chodzi o harmonogram płatności, to został on ustalony odgórnie decyzją administracyjną prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu, czyli naszej spółki matki. Wszyscy wierzyciele byli przy jego układaniu i wyrazili zgodę, w tym prezydent Tadeusz Wrona. Operator reguluje swoje zobowiązania i to przed czasem. Właśnie zapłaciliśmy ratę wymagalną w marcu 2011 roku, czyli z półtorarocznym wyprzedzeniem. Nie uważam, żeby wystąpiły specjalne podstawy, aby harmonogram zmieniać. Pieniądze pozyskane ze sprzedaży gruntów nie pokrywają wydatków ponoszonych na spłatę wierzytelności oraz podatki i inne opłaty. Gdyby nie przychody z dzierżawy majątku, bylibyśmy pod kreską.
Z drugiej strony prezydent zarzuca spółce, że sprzedaje za mało i jednocześnie chciałby dostać więcej pieniędzy. Oba postulaty naraz przeczą sobie, domagając się większych wpłat, bez sensu jest zarzucać Spółce nieefektywną działalność. Jednakże podkreśliliśmy w odpowiedzi, że sprzedaż mogłaby być zdecydowanie bardziej intensywna, gdyby miasto zechciało z Operatorem współpracować. Pomagać w ściąganiu inwestorów, a nie zniechęcać, co miało miejsce w jednym przypadku. Przedsiębiorca, który chciał kupić grunt za 9 mln zł (działka 20 ha) został wystraszony do tego stopnia przez prezydenta, że zrezygnował. W takiej sytuacji trudno mówić o wcześniejszej spłacie wierzytelności.
Na temat kosztów i przychodów ze sprzedaży wyraziliśmy się wyczerpująco, jednakże nie jesteśmy podmiotem, którego właścicielem jest miasto. Nie wolno nam wyjawiać szczegółowych kalkulacji, bo pewne rzeczy objęte są tajemnicą handlową. Zresztą mamy własne organy kontrolne, a Agencja Rozwoju Przemysłu co roku dokonuje badania pracy Zarządu, są sprawozdania z jego działalności i finansowe. Na przykład w bieżącym poczynania władz Spółki zostały ocenione bardzo pozytywnie.

Jaka była reakcja na Państwa odpowiedź?
– Wywołała oburzenie u prezydenta Tadeusza Wrony. Prawdopodobnie przez to, że szeroko opisując działania, które chcemy prowadzić, zaznaczyliśmy, że właściwie każde z nich wiąże się z koniecznością współdziałania przez magistrat. Jednoznacznie daliśmy do zrozumienia, że bez poprawy współpracy, mniej więcej za półtora roku możemy mieć problem ze spłatą kolejnych rat i będzie trzeba prosić o ich przesunięcie. Widocznie prezydenta obraziło przedstawienie mu faktów i stąd tak gwałtowna reakcja. Zażądał przeprosin w piśmie napisanym językiem bardzo nieurzędowym, w tonie lekko histerycznym. Najwyraźniej zwróciliśmy uwagę na problem, o którym gdyby opinia publiczna się nie dowiedziała, stronie magistrackiej byłoby zdecydowanie na rękę.

W ostatnim czasie zwiększono Państwu zobowiązania podatkowe. Co się stało?
– Urząd Miasta na nowo przeliczył nasze zobowiązania podatkowe z tytułu dzierżawy gruntu. Okazało się, że wpłacana dotychczas kwota była niewłaściwa, powinna być wyższa. Dostaliśmy wezwanie do uregulowania należności za ostatnie cztery lata, czyli od momentu przejęcia terenu przez Operatora, w wysokości 5 mln zł. To uderzy głównie w naszych dzierżawców, bo w umowach opłacanie podatków jest przerzucane na nich. Nastąpiło to w dziwnym z naszego punktu widzenia momencie, w okresie ostatniego miesiąca, kiedy jesteśmy w konflikcie z magistratem. Dotychczas nie było żadnych sygnałów w tej kwestii. Nie twierdzę, że jest to wbrew prawu, ale stanowi dla nas spore obciążenie w trudnym czasie.

Operator jest także właścicielem firmy Elsen, która również boryka się z trudnościami. Czy mógłby Pan przybliżyć kulisy sprawy?
– Spółka Elsen powstała z połączenia trzech wydziałów dawnej Huty Częstochowa, zatrudnia przeszło trzysta osób. Zajmuje się wytwarzaniem i dystrybucją energii elektrycznej i cieplnej oraz gospodarką wodno-ściekową na tutejszym obszarze. Klientami firmy są ISD Huta Częstochowa, Koksownia, ale też wszystkie mniejsze podmioty. Elsen jest przedsiębiorstwem, które wręcz narzuca się, by być strategicznym partnerem Urzędu Miasta i miejskich spółek. Poruszaliśmy ten temat wielokrotnie. Głównym potencjalnym partnerem dla Elsenu jest Częstochowskie Przedsiębiorstwo Komunalne w Sobuczynie. Można było pomyśleć o partycypowaniu przy zakładzie utylizacji odpadów albo paru innych pomysłach. Nasze propozycje nie spotkały się nigdy z pozytywnym odzewem ze strony CzPK. Podobnie było w przypadku innych koordynowanych przez miasto firm, z którymi Elsen mógłby współpracować. A jako podmiot państwowy chciałby współdziałać na rzecz Częstochowy. Byłoby to z korzyścią dla wszystkich. Partnerstwo na linii Elsen – CzPK jest wręcz oczywiste, jednak oni preferują najwyraźniej firmy z kapitałem zagranicznym.

Elsen jest obecnie dostawcą dwudziestu procent ciepła do miejskiej sieci. Czyli pewna współpraca z miastem jednak ma miejsce.
– Już niedługo, to ostatni sezon. Sieć już wcale nie jest miejska, tylko należy do Fortum, które, gdy zakończy inwestycję na ul. Rejtana, stanie się jedynym dostawcą i wytwórcą ciepła w mieście. W przyszłym roku ich umowa z Elsenem wygasa. Miasto na przestrzeni ostatnich lat robiło wszystko, żeby jak najbardziej wspierać podmiot monopolistyczny, również oparty na kapitale zagranicznym. Od 2010 roku będziemy mieć monopol na rynku ciepła i być może odczujemy go w cenach. Pozostaje żal, bo możliwość współpracy po stronie prezydenta Tadeusza Wrony i jego służb była, a tak szansa została zmarnowana, umknęła niepotrzebnie. Nie mam nic przeciwko firmie Fortum, ale monopol w każdej dziedzinie jest zjawiskiem złym. Korzyści zawsze przynosi konkurencja, nigdy przeciwnie.

Dziękuję za rozmowę.
– Również dziękuję.

rozmawiał:

ŁUKASZ GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *