NIE DAĆ SIĘ MANNOWI


Mieszkaniec Blachowni, student historii naszej WSP – laureatem “Szansy na sukces”

W najbliższą niedzielę, 21 kwietnia, w II programie TVP zostanie wyemitowany program z cyklu “Szansa na sukces”, w którym uczestnicy śpiewać będą piosenki z repertuaru Alicji Majewskiej. Krzysztof Drynda z Blachowni, student IV roku historii częstochowskiej WSP, piosenką “Smutne do widzenia” wyśpiewał sobie w nim wyróżnienie. Najprawdopodobniej za rok zobaczymy go podczas koncertu laureatów w Sali Kongresowej.
– Nie było pierwszego miejsca?
– Nie, jury stwierdziło, że nikt ich nie rzucił na kolana. Były trzy równorzędne wyróżnienia.
– Skąd pomysł, by wziąć udział w takim programie?
– Śpiewam już od kilku lat. Nagrałem płytę, zatytułowaną “Trzymaj wiarę”, własnym sumptem, w domu. Pomyślałem, że należy coś zrobić, pokazać się gdzieś szerzej, wypłynąć. Udział w “Szansie na sukces” wydał mi się dobrym początkiem…
– No i udało się. Znajomi zazdroszczą, czy jeszcze nie wiedzą?
– Część myśli, że żartuję. Wynika to stąd, że jestem wesołym człowiekiem. Spotykam znajomych, a oni mi mówią: Chodzą plotki, że będziesz śpiewał w Kongresowej. – Ano, będę – odpowiadam. Ale nie wierzą. Przekonają się w niedzielę. Wśród konkurencji – rzecz jasna – ten sukces budzi zazdrość.
– Jakim rodzajem muzyki zajmuje się Pan na co dzień?
– Można to nazwać piosenką poetycką. Teksty i muzykę piszę sam, ale w moim repertuarze znalazły się też wiersze znanych poetów – Leśmiana, Tetmajera.
– Czy to, że w “Szansie” śpiewał Pan akurat Majewską było przypadkiem, czy ma Pan do jej repertuaru jakiś specjalny stosunek?
– Piosenki są ogólnie fajne. Ale prawda jest taka, że 17 marca były przesłuchania w Katowicach, akurat do Majewskiej… Tonacje nie za bardzo mi pasowały, to przecież typowo żeński repertuar, zwłaszcza “Być kobietą”.
– Śpiewał to może jakiś Pan?
– Tak, sala miała ubaw.
– Jak wyglądają takie eliminacje, dużo było ludzi?
– Ponad 600 osób. Wszystko było zorganizowane bardzo sprawnie. Każdy miał swój numer, wiedział o której będzie się prezentował przed szanowną komisją, czyli przed panią Skrętowską i dwiema jej asystentkami. Wchodziło po pięć osób i każda śpiewała
wybrany przez siebie kawałek…
– Z repertuaru danego wykonawcy, czy zupełnie dowolny?
– Dowolny. Ja śpiewałem Grechutę. Z tych 600 osób wybrano 40, które już musiały zaśpiewać konkretną, narzuconą przez jury piosenkę Alicji Majewskiej.
– Jaki był poziom?
– Bardzo różny. Można się ubawić. Szczególnie, kiedy ci ludzie rozmawiają między sobą i przechwalają się swoimi umiejętnościami, szkołami muzycznymi itp., tylko, że efektu jakoś nie widać… Jedna pani dziwiła się, że jest już trzeci raz i znowu jej nie wybrali…
– Wylosował Pan to co chciał?
– To nie jest do końca tak, że tam jest losowanie. Już na próbie wybiera się piosenkę, którą się śpiewa najlepiej i zazwyczaj właśnie tę się dostaje. Gorzej, kiedy jeden utwór pasuje trzem osobom, wtedy śpiewa ją ta, która na próbie zrobiła to najlepiej. A reszta… Ja dostałem to, co chciałem. Chciałem, żeby to, co zaśpiewam identyfikowało się ze mną. Ciężko było to przełożyć z żeńskiej interpretacji, ale myślę, że jakoś wyszło…
– A jak wypadła konfrontacja z Wojciechem Mannem, postrachem debiutantów?
– Chyba dobrze… Jeżeli się gra cwaniaka, to on potrafi sprowadzić na ziemię, ale jeżeli ktoś potrafi zagadać inteligentnie, to jest dobrze. Mnie udało się go zagiąć. Miałem świadomość, że nie mogę mu się dać. Zresztą, większość ludzi tak myśli – nieważne jak zaśpiewam, grunt, żeby się nie zbłaźnić przed Mannem…
– Jakie ma Pan plany na przyszłość?
– Chciałbym się jeszcze zgłosić do “Drogi do gwiazd” w TVN. W październiku ukaże się moja druga płyta.
– Gdzie ją będzie można kupić?
– Na pewno w Domu Kultury w Blachowni, gdzie pracuję jako instruktor. Zastanawiam się jeszcze, jak to prawnie rozwiązać. Będę musiał zarejestrować ją w ZAIKSie. Tworzona jest jeszcze strona internetowa, serwis muzyczny, portal, z informatyką muzyczną, z plastyką i fotografią. Jej autorem jest Bartek Bubacz.
– Jaki będzie adres tej strony?
– Najprawdopodobniej www.drynda.pl
– Czy można Pana usłyszeć, już niekoniecznie w telewizji, ale gdzieś w Częstochowie, na żywo?
– 14 lutego miałem swój koncert w Gaude Mater. Było ponad 100 osób. Cieszy mnie, że na takie koncerty nie przychodzi sama młodzież, ale też osoby starsze, wykładowcy z uczelni. Mam nadzieję, że niedługo znów zrobimy jakiś koncert w Gaude Mater.
– Nie gra Pan sam?
– Nie, mam ekipę, która mi pomaga. Stale współpracuje ze mną Grażyna Kołek – artystka, Łukasz Borowicz ustawia oświetlenie i robi profesjonalne zdjęcia, a Marcin Bednarczyk i Bartek Bubacz czuwają nad techniczną stroną koncertów.
– Robi Pan to co lubi?
– Tak, muzyka to jest to, co lubię najbardziej. Sam komponuję, sam aranżuję, sam piszę teksty. Nie mam żadnych kontaktów, znajomości, nigdy nie chodziłem do żadnej szkoły muzycznej. Było tylko ognisko muzyczne w Blachowni i lekcje śpiewu u Karola Ostrowskiego, który teraz jest dyrektorem Domu Kultury.
– Życzę w takim razie, by efektem “Szansy” był sukces. Dziękuję za rozmowę.

SYLWIA BIELECKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *